Pandemiczne pole walki

W drugi kwartał szczepień Unia Europejska wchodzi w atmosferze chaosu i niepewności. Ale czy rzeczywiście z kretesem przegrywamy szczepionkowy wyścig?

12.04.2021

Czyta się kilka minut

Szpital tymczasowy na Stadionie Narodowym w Warszawie, marzec 2021 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Szpital tymczasowy na Stadionie Narodowym w Warszawie, marzec 2021 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Unia zawiodła podczas negocjowania kontraktów na zakup szczepionek, a Polska za to płaci – przekonuje wyznawców prezes PiS Jarosław Kaczyński. Na spotkaniu z klubami „Gazety Polskiej” wicepremier mówił przed Wielkanocą: „Błędy, które popełniono przy zawieraniu umów, wołają o pomstę do nieba. Płacimy za to, bo przecież zaszczepionych mogło być dzisiaj w Polsce dużo więcej”.

Naprawdę? Dokonywane przez rząd Mateusza Morawieckiego zakupy pandemiczne – żeby przypomnieć tylko zakupy środków ochrony indywidualnej w Chinach, które przyleciały największym transportowym samolotem świata, i okazały się w dużej mierze bezużytecznym szmelcem, czy zakup respiratorów zlecony handlarzowi bronią (Ministerstwo Zdrowia walczy cały czas o odzyskanie pieniędzy) – każą opatrzeć to prezesowe „mogło być” potężnym znakiem zapytania. Mogłoby być albo nie.

Pożar w fabryce

Według danych portalu Our World in Data (6 kwietnia) w Polsce przynajmniej jedną dawkę szczepionki otrzymało 12,1 proc. mieszkańców. Średnia dla UE jest o cały punkt procentowy wyższa. Jesteśmy na ostatnim miejscu wśród dużych państw UE – wyprzedziły nas, i to wyraźnie, Niemcy (12,6 proc.). Francja z wynikiem 13,7 proc. z unijnego marudera stała się pod względem tempa szczepień jednym z liderów, zostawiając za sobą Włochy (13,2 proc.) i Hiszpanię (13,1 proc.). Najlepiej ze szczepieniami radzą sobie Malta (ponad 36 proc.) i Węgry, które jako jedyny kraj UE (na razie) dopuściły do użytku szczepionki rosyjską i chińską (łącznie te dwa preparaty podano niemal połowie zaszczepionych pierwszą dawką Węgrów).


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


13,1 proc. populacji UE zaszczepionej przynajmniej jedną dawką nie pozostawia złudzeń: Unia Europejska ma ze szczepieniami przeciw COVID-19 problem. Albo raczej – cały zestaw problemów. Na pewno w procesie negocjacji nie zadbano o wystarczające gwarancje ze strony producentów. Na pewno transparentność umów pozostawia wiele do życzenia. Na pewno UE zbyt długo zwlekała z decyzją o wspólnych zakupach. Ale sytuacja jest o wiele bardziej złożona, by perturbacje ze szczepieniami – te na szczeblu unijnym i te na szczeblu poszczególnych państw – tłumaczyć wyłącznie popełnionymi błędami. Bo szczepienia są wyzwaniem globalnym, proces szczepień jest zadaniem realizowanym przez poszczególne rządy, którego przebieg od Unii niemal nie zależy, a produkcja szczepionek ciągle jeszcze nie weszła na najwyższe obroty. To wszystko zaś łączy wspólny mianownik: szczepienia to nowe, pandemiczne pole walki, bynajmniej nie o szczepionki. Stawką są wpływy i ustalenie nowego światowego ładu.

Na to, jak przebiegają szczepienia, nie tylko w Unii Europejskiej, ale globalnie, oddziałują więc incydenty, których w żaden sposób nie dało się przewidzieć – jak choćby pożar największej na świecie fabryki szczepionek w Indiach czy pomyłka przy produkcji szczepionek Johnson & Johnson, skutkująca koniecznością utylizacji kilkunastu milionów dawek. Oddziałują też takie zjawiska, które z całą pewnością były do przewidzenia, choć nikt nie potrafił zawczasu ocenić ich rozmiarów – jak kampania dezinformacji na temat szczepień i poszczególnych preparatów.

Tania Zenka

W pierwszej fazie procesu szczepień na celowniku znalazła się zwłaszcza szczepionka oksfordzka (AstraZeneca). Po części z winy producenta, któremu – przede wszystkim w wymiarze komunikacji – można zarzucić naprawdę wiele. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że problemy zostały rozdmuchane do granic możliwości – i raczej trudno zakładać, że nie maczały w tym palców cyberspecsłużby, być może rosyjskie. Chiny bowiem ze swoimi szczepionkami wydają się trzymać z dala od rynku UE, zadowalając się przyczółkiem na Bałkanach (Serbia, europejski kontynentalny lider pod względem tempa szczepień, kupuje szczepionki także w Rosji i Chinach). Celem Chin, poza rynkami azjatyckimi, zdecydowanie jest bowiem Afryka. Zwłaszcza w tym kontekście inicjatywa prezydenta Andrzeja Dudy sprzed kilku tygodni, by zadzwonić do chińskiego przywódcy z pytaniem o możliwość zakupu szczepionek, wprawiła w osłupienie nie tylko unijnych (w tym chyba też polskich) dyplomatów, ale, jak się wydaje, również Pekin.

Wracając do problemów AstryZeneki, na których korzystają inni producenci: szczepionka znalazła się pod pręgierzem opinii publicznej przede wszystkim ze względu na przypadki choroby zakrzepowo-zatorowej, a decyzje kolejnych państw – przy twardym i jednoznacznym stanowisku Europejskiej Agencji Leków (EMA), podkreślającym pozytywny profil preparatu, jego wysoką skuteczność w zapobieganiu ciężkiemu przebiegowi COVID-19 i niskie (choć nie zerowe) zagrożenie poważnymi skutkami ubocznymi – sprawiły, że tak w Polsce, jak też w innych krajach europejskich duża część obywateli szczepionką popularnie nad Wisłą zwaną „Astrą Zenka” szczepić się nie chce. Jak na ironię, to AstraZeneca ma, na początku drugiego kwartału, ciągle największe problemy z dotrzymaniem terminowości i przede wszystkim wielkości dostaw. Połączenie tych dwóch elementów – stosunkowo niskiej chęci do szczepienia i ciągle szwankującej podaży, ma zabójczy efekt dla krajowych programów szczepień w tych krajach, które – przede wszystkim ze względu na cenę – postawiły głównie na zakup tego preparatu.

Cień Sputnika

Bo w świecie idealnym, gdy Unia Europejska decydowała o zakupie szczepionek, ich podział między kraje członkowskie odpowiadałby wyłącznie wielkości populacji. Nie żyjemy jednak w świecie idealnym: jesienią 2020 r. każdy z rządów określał, jakie preparaty i w jakich ilościach chce kupić. Jedynym ograniczeniem był maksymalny, przypadający na dany kraj, wolumen dawek (liczony proporcjonalnie do wielkości populacji). UE zamówiła wystarczająco dużo dawek każdego preparatu, by kraje członkowskie mogły zbudować swoje portfolio zamówień, a gdy pierwsza tura została zakończona, pozostałe „na stole” dawki mogły kupić już niemal z wolnej ręki pozostałe kraje.

Polska np. zrezygnowała w czasie tych pierwszych zakupów z dużej części dawek Moderny. Ale i tak rząd Mateusza Morawieckiego zachował się rozsądnie, mocno dywersyfikując zamówienie (i jeszcze wzmacniając tę dywersyfikację dodatkowym zamówieniem na szczepionki Pfizer/BioNTech); kilka krajów, przede wszystkim mniej zamożnych, postawiło w pierwszym rozdaniu na produkt firmy AstraZeneca. To dlatego w tej chwili, gdy do podziału ­pojawiło się 10 mln dodatkowych dawek Pfizera (miały dotrzeć w trzecim kwartale, będą dostępne w drugim), Bruksela zaproponowała program pożyczkowy, którego beneficjentami są Bułgaria, Chorwacja, Estonia, Łotwa i Słowacja – to one najbardziej cierpią z powodu zawirowań ze szczepionką AstryZeneki i otrzymają, w formie pożyczki, dodatkowe dawki szczepionki Pfizera. Polska również jest po stronie „pożyczkodawców” – 241 tysięcy dawek wróci do nas w trzecim kwartale. Nie wszystkim krajom była w smak ta operacja – na przełomie marca i kwietnia rząd Austrii groził Komisji Europejskiej zablokowaniem zakupu 100 mln dodatkowych dawek Pfizera, jeśli w wiosennej puli kraj nie dostanie większej liczby dawek – i to w sytuacji, gdy Austria nie ma większego problemu ani z tempem szczepień, ani z pandemią. Rząd w Wiedniu dąży też do zakupu rosyjskiej szczepionki – takiego kroku nie wykluczyły zresztą również Niemcy.

Tymczasem w Czechach i na Słowacji Sputnik V, analizowany cały czas przez EMA, już zdążył wywołać kryzysy polityczne: w Bratysławie doszło do dymisji premiera, po tym jak podjął decyzję o zakupie rosyjskiego preparatu, w Czechach prezydent odwołał czwartego już w czasie pandemii ministra zdrowia – bo opierał się zakupowi Sputnika. Nota bene słowacki Państwowy Instytut Leków po tygodniu badania dostarczonej 1 kwietnia szczepionki ogłosił, że preparat różni się w znaczący sposób od tego, który został wcześniej opisany w prestiżowym czasopiśmie „The Lancet”. A ten artykuł był punktem wyjścia do podejmowania przez poszczególne kraje decyzji o ewentualnym zakupie rosyjskiej szczepionki.

Za Oceanem

W drugi kwartał szczepień Unia Europejska wchodzi nie tylko w atmosferze chaosu i niepewności, ale też w dużym poczuciu przegranej. Ale czy rzeczywiście z kretesem przegrywamy szczepionkowy wyścig? Gdy spojrzeć na liczbę zużytych dawek w przeliczeniu na stu mieszkańców poszczególnych kontynentów, nie ma wątpliwości, że hegemonem jest USA (31,7). Joe Biden obiecał Amerykanom sto milionów szczepień w ciągu stu pierwszych dni prezydentury, po czym zrealizował cel w nieco ponad 50 dni – i nie spoczął na laurach. Szczepienia stały się absolutnym politycznym priorytetem, a Biden nie zezwala na wywożenie – poza pewnymi wyjątkami – z kraju nawet tych szczepionek (AstraZeneca), których FDA jeszcze nie dopuściła do użytku.

Kanada – jeden z najlepszych pod względem jakości życia krajów świata, bogaty i ze świetnym systemem ochrony zdrowia – ma wskaźnik niemal dwa razy niższy (niecałe 18). Niższy... niż Europa (18), niższy niż Unia Europejska (18,5). Unia, dominująca na kontynencie europejskim, zajmuje wyraźne drugie miejsce w świecie, jeśli chodzi o poziom już wykorzystanych szczepionek. Jeśli uwzględnić, że USA SARS-CoV-2 powalił na kolana (największa liczba przypadków, największa liczba zgonów, drastyczny spadek średniej oczekiwanej długości życia), trudno się dziwić, że zaangażowana do kampanii szczepień armia traktuje szczepienia jak broń masowego rażenia, wycelowaną w śmiertelnego, choć niewidocznego wroga. Jeśli czegoś można Stanom Zjednoczonym zazdrościć, to tej profesjonalnej determinacji. Oraz uprzywilejowanego dostępu do szczepionek.

Skarżąc się na problemy z dostępnością, obywatele UE i ich liderzy ciężko grzeszą lub – trzymając się świeckiej retoryki – zachowują się nieprzyzwoicie. Gdy papież Franciszek nawoływał w orędziu wielkanocnym do przezwyciężenia opóźnień w dystrybucji szczepionek, z pewnością nie miał na myśli problemów mieszkańców UE ze zmniejszonymi, nawet o kilkadziesiąt procent, czy opóźnionymi o tydzień lub dwa, dostawami dawek.

Nacjonalizm szczepionkowy

Ameryka Południowa – 10, ale z ogromnymi nierównościami między poszczególnymi krajami. Azja – 6,7. Afryka – 0,92. Gdzieś między Afryką a Azją – ze wskaźnikiem 3,35 – jest też Australia, choć to akurat efekt strategii i ogólnej sytuacji pandemicznej, odmiennej od reszty świata, ze względu na możliwość pełnej i skutecznej izolacji. „W duchu internacjonalizmu szczepionek wzywam całą wspólnotę międzynarodową do wspólnego zaangażowania, by przezwyciężyć opóźnienia w ich dystrybucji oraz ułatwić dzielenie się nimi, zwłaszcza z krajami najuboższymi” – apelował Franciszek w Wielkanoc, mając przed oczami m.in. brazylijskie fawele, pustoszone przez kolejne uderzenia wirusa.

O tym samym – o konieczności zapewnienia równego dostępu – mówią zarówno polityczni przywódcy (np. Ursula von der Leyen: „Nikt z nas nie będzie bezpieczny, dopóki wszyscy nie będą bezpieczni”), jak i naukowcy. „Wczesne zamówienia szczepionek przez Stany Zjednoczone i zakupy przez inne kraje o wysokich zasobach opierały się na założeniu, że każdy kraj będzie ponosił wyłączną odpowiedzialność za swoją populację. Taki nacjonalizm szczepionkowy utrwala długą historię potężnych krajów zabezpieczających szczepionki i terapie kosztem krajów mniej zamożnych; jest krótkowzroczny, nieskuteczny i zabójczy. Tymczasem bogate kraje mają strategiczny interes we wspieraniu globalnych szczepień, zwłaszcza w krajach, które będą potrzebowały więcej wsparcia w celu zapewnienia dostaw. Nieskoordynowana mozaika odporności może zaostrzyć problem »ucieczki« nowych wariantów wirusa, które mogłyby zmienić skuteczność szczepionek” – przestrzegał na początku kwietnia „New England ­Journal of Medicine”.

Nie ma żadnych wątpliwości, że decyzja o wspólnych zakupach szczepionek przez UE zapobiegła owemu „szczepionkowemu nacjonalizmowi” w łonie samej Wspólnoty. Dziś Unia, jako całość, szczepionkowy nacjonalizm zarzuca Wielkiej Brytanii, z goryczą obserwując tempo szczepień na Wyspach. W alternatywnej (na szczęście) rzeczywistości takie wzajemne pretensje żywiłyby kraje wschodniej i środkowej Unii wobec sytych krajów starej UE. Tylko Jarosław Kaczyński potrafi w jednej wypowiedzi łajać unijne struktury i twierdzić, że nikt nie narzuci nam – w domyśle krajom UE, w szczególności Polsce – rosyjskiej szczepionki.

Gdyby nie wspólne zakupy, jeszcze więcej krajów unijnych niż obecnie usilnie zabiegałoby na Kremlu o dostęp do Sputnika V.

Cel główny

Tak, Unii Europejskiej po trzech miesiącach szczepień nie udało się osiągnąć żadnego z dwóch postawionych celów: zaszczepienia 80 proc. osób powyżej 80. roku życia (ten cel do końca marca osiągnęło tylko pięć krajów: Malta, Irlandia, Szwecja, Finlandia i Portugalia) ani zaszczepienia 80 proc. pracowników ochrony zdrowia przynajmniej jedną dawką (Estonia, Węgry, Rumunia, Hiszpania – ale dane nie są kompletne). Polska ze szczepieniami seniorów poradziła sobie kiepsko – niecałe 49 proc. (!). Danych o zaszczepieniu pracowników ochrony zdrowia nie przekazaliśmy. Może to i lepiej, biorąc pod uwagę, jak dynamicznie się zmieniały w czasie ich składowe (w lutym rząd informował o zaszczepieniu ponad 90 proc. lekarzy, po kilku tygodniach „okazało się”, że zaszczepiona nie była nawet połowa).

Najczęściej jako powód opóźnień w szczepieniach politycy wskazują opóźnienia w realizacji harmonogramów dostaw. Powodów jest jednak więcej. Po pierwsze, tylko nieliczne kraje wykorzystują na bieżąco wszystkie dostępne w danej chwili szczepionki. Liderem jest Litwa, która według raportu Politico z początku kwietnia praktycznie nie gromadzi zapasów. Zapasy nieprzekraczające 10 proc. otrzymanych dawek mają jeszcze Estonia i Dania. Polska znajduje się w grupie kilku państw trzymających w odwodzie między 10 a 15 proc. dawek (już dawno zarzucono, na szczęście, początkowy pomysł mrożenia połowy dostaw w magazynach). Ale już np. Niemcy przetrzymują w chłodniach co piątą dostępną dla nich dawkę, a Holandia i Bułgaria – co trzecią.

Może więc rację mają ci, którzy twierdzą, że kraje UE – nie zapominając o wyciąganiu wniosków z przeszłości – powinny już nie skupiać się na popełnionych błędach i nieosiągniętych celach. A za to wybrać te do osiągnięcia. Na horyzoncie jest cel główny, o którym przewodnicząca Komisji Europejskiej również mówiła na początku roku: zaszczepienie „do lata” (powiedzmy: do końca wakacji) 70 proc. dorosłej populacji. To – jeśli tylko Europejczycy będą chcieli się szczepić – jest, przy rosnącej podaży (zawsze się może wydarzyć jakiś kataklizm, ale im więcej producentów na rynku, tym problemy jednego mają mniejsze znaczenie), realne. Nie bez wysiłku, ale realne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce medycznej. Studiowała nauki polityczne i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1997 roku rozpoczęła przygodę z dziennikarstwem, która trwa do dziś. Pracowała m.in. w „Życiu”, Polskiej Agencji Prasowej i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2021