Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, przejrzystość – takie skojarzenia pojawiają się gdzieś w tyle głowy, gdy rozmowa schodzi na szczepienia. No, chyba że chodzi o szczepienia przeciw COVID-19. Zwłaszcza o tzw. szczepionkę oksfordzką, wokół której narosło wiele wątpliwości i problemów, częściowo zawinionych przez producenta, a częściowo zapewne przez konkurencję z Rosji i Chin.
Dla kogo ta szczepionka
W połowie kwietnia w berlińskim punkcie szczepień masowych preparatem AstraZeneca zaszczepiona zostaje kanclerz Niemiec Angela Merkel. Kilka dni wcześniej tę samą szczepionkę przyjął prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier. To wyraźny sygnał dla obywateli powyżej 60. roku życia, żeby śmiało ruszyli do punktów po swoje dawki Astry. W przeciwieństwie np. do Polski w Niemczech dla młodszych zarezerwowano szczepionki mRNA, ze względu na fakt, że wszystkie incydenty zatorowo-zakrzepowe, do jakich doszło w pierwszych tygodniach szczepień wektorowym preparatem koncernu AstraZeneca, odnotowano u młodszych, przede wszystkim kobiet.
Ale Niemcy – i inni obywatele Europy – mają dobrą pamięć: nie umyka im, że gdy szczepionka oksfordzka była dopuszczana na rynek europejski, Europejska Agencja Leków (EMA) postawiła znak zapytania przy jej skuteczności dla starszych grup wiekowych (to wtedy Polska ograniczyła jej stosowanie u seniorów). Do opinii publicznej dotarł mętny komunikat, który można by streścić tak: najpierw okazała się nie do końca skuteczna dla seniorów, teraz jest nie do końca bezpieczna dla młodych. Taka w sam raz dla nikogo.
CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>
Z drugiej jednak strony – podpowiada rozsądek – sukces w duszeniu trzeciej fali pandemii, jaki niewątpliwie odnosi Wielka Brytania, to w dużej części zasługa szczepionki oksfordzkiej i jej masowego użycia w populacji, bez względu na wiek i choroby towarzyszące. Co więcej, sukces ten osiągnięto szczepiąc szeroko jedną dawką (zarówno szczepionki oksfordzkiej, jak i mRNA): Wielka Brytania zaszczepiła jedną dawką połowę populacji, a ze szczepieniami drugą ruszyła stosunkowo niedawno. W pełni zaszczepiony jest co piąty mieszkaniec Wysp.
Dlaczego to, co po jednej stronie kanału La Manche działa, nie budzi oporów i się sprawdza, po drugiej urasta do gigantycznego problemu? Dlaczego Komisja Europejska jest bezradna wobec separatystycznych polityk poszczególnych krajów członkowskich, z których niemal każdy postępuje z Astrą na własną modłę? Przykład różnic w podejściu Niemiec i Polski jest jednym z wielu. Bruksela zaapelowała o wypracowanie jednolitego podejścia do stosowania szczepionki i odpowiedzi na pytania: kto powinien ją otrzymywać? Czy mają uzasadnienie ograniczenia wiekowe? Czy osoby, które zostały zaszczepione AstrąZenecą, mają otrzymać jako drugą dawkę szczepionkę mRNA, a jeśli tak, to czy wszyscy, czy tylko młodsi?
Unia idzie do sądu
Jednak te apele to głos wołającego na puszczy. Wkrótce zresztą nikną w zalewie kolejnych informacji.
Bo krótko po tym, jak szczepionkę AZ przyjęła kanclerz Merkel, wybucha bomba. W mediach pojawiają się przecieki, że Komisja Europejska rezygnuje ze szczepionek wektorowych, stawiając na droższą technologię mRNA, a krótko potem – że Bruksela idzie z koncernem AstraZeneca do sądu.
Czyżby Angela Merkel, obnażając ramię do szczepienia, nie wiedziała, że AstraZeneca jest na straconej pozycji i jej szczepionka wkrótce – choć jeszcze zapewne nie w najbliższych miesiącach – zniknie z unijnego rynku? To oczywiście niemożliwe: szefowa niemieckiego rządu i najbardziej wpływowa kobieta świata wybrała szczepionkę nie tylko w pełni świadomie, ale wręcz z premedytacją. Oczywiście, chciała zachęcić rodaków do korzystania z dostępnej (niektórzy twierdzą wręcz, że zapychającej magazyny) i dobrej szczepionki, by jeszcze bardziej zdynamizować wyraźnie rozpędzający się program szczepień.
O co Bruksela pozywa koncern? W największym skrócie – o to, że nie dotrzymał terminów i wolumenów dostaw, narażając krajowe programy szczepień na potężne perturbacje. Nie tylko w pierwszym kwartale, kiedy z dostawami problemy mieli również inni producenci, ale również w drugim. Tylko w końcówce kwietnia AstraZeneca odwołała potężne transporty szczepionek (do Polski nie trafiło ok. 800 tys. zaplanowanych dawek).
Wina za źle skonstruowaną umowę leży przecież po obu stronach (a na zdrowy rozum – po stronie kupującego, który kładł na stole publiczne fundusze i, co może jeszcze ważniejsze, publiczne nadzieje na opanowanie pandemii). Komisja Europejska będzie próbowała dowieść, że koncern w ogóle nie miał zamiaru dotrzymać umowy. Ale trudno będzie jej wybronić się przed zarzutami, że w porę nie zauważyli tego ci, którzy zauważyć powinni. I tylko do pewnego stopnia okolicznością łagodzącą – a może tylko rzucającą trochę światła – jest fakt, że KE przejęła negocjacje, jakie z firmą wcześniej prowadziły m.in. Niemcy, Włochy i Francja, które – zanim zapadła decyzja o wspólnych, unijnych zakupach szczepionek – już rozpoczęły działania w węższym gronie. I to na tym etapie mogły zostać popełnione błędy, których odwrócić się już nie udało. Przede wszystkim ten, że do umowy nie wpisano praktycznie żadnych konsekwencji dla koncernu w przypadku niedotrzymania zobowiązań.
Cień Sputnika
Perturbacje z dostawami szczepionki, która – to warto przypominać wciąż i wciąż – miała być wręcz fundamentem pierwszego rzutu szczepień przeciw COVID-19, jako tania w produkcji i łatwa w logistyce, to jedno. Drugie – kampania pomówień i oszczerstw. Naukowcom z Akademii Leona Koźmińskiego udało się prześledzić publikowane na Twitterze – najbardziej „opiniotwórczym” z mediów społecznościowych – treści na temat preparatu firmy AstraZeneca. I dowieść, że większość tych wiadomości powielała źródła słynące z dezinformacji. „Przeanalizowaliśmy ponad 50 tys. tweetów z hashtagiem #AstraZeneca w języku angielskim z 2021 r. Okazało się, że wiadomości publikowane w tweetach i te, które są często retweetowane, obfitują w negatywne informacje, a w wielu przypadkach pochodzą ze źródeł medialnych znanych z rozsiewania dezinformacji” – napisali w swojej analizie prof. Dariusz Jemielniak i Yaroslav Krempovych.
Jednym z tych źródeł jest ośrodek Russia Today. „Biorąc pod uwagę fakt, że Rosja jest bardzo zainteresowana promocją własnej szczepionki Sputnik V, zarówno ze względów ekonomicznych, jak i politycznych, działalność serwisów Russia Today w zakresie publikowania często negatywnych informacji na temat preparatu AstraZeneca może być postrzegana jako część większej kampanii, potencjalnie ukierunkowanej na dyskredytację konkurencyjnej szczepionki” – piszą autorzy pracy.
W grę wchodzą także Chińczycy – wskazywałoby na to zaangażowanie mediów z Afryki czy krajów arabskich, do których szerokim strumieniem płyną chińskie szczepionki. Bez wątpienia bowiem AstraZeneca to produkt, który Unia Europejska, choćby w ramach projektu COVAX, może zapewnić krajom rozwijającym się. A tymczasem i Rosja, i Chiny najchętniej swoimi preparatami podbiłyby świat. Podobne plany mogłyby zresztą snuć Indie, gdyby nie musiały się mierzyć z katastrofalną sytuacją u siebie.
Kto się boi igły
Co prawda awantury o Astrę przetaczają się daleko od naszego podwórka, ale ich skutki mogą być i dla nas bolesne. Choćby dlatego, że tysiące osób, zaszczepionych pierwszą dawką AstryZeneki, mogą zrezygnować z drugiej. Wątpliwości, niejasności, sztucznie generowane czy nie, to dodatkowy bodziec dla takiej decyzji. O tym, że wiele osób wcale takiej dodatkowej stymulacji nie potrzebuje, świadczą dane z USA, gdzie ok. 8 proc. zaszczepionych pierwszą dawką (szczepionek mRNA: w USA AstraZeneca nie została jeszcze dopuszczona na rynek) nie stawiło się na drugie szczepienie. Z apelem do współobywateli o pilnowanie drugiego terminu zwrócił się w ubiegłym tygodniu prezydent Joe Biden – sam zresztą zaszczepiony już od dawna dwiema dawkami. Ile osób rezygnuje w Polsce z drugiego szczepienia? Ministerstwo Zdrowia na razie nie monitoruje sytuacji.
Terminy szczepień Astrą dostępne są praktycznie od ręki dla coraz młodszych roczników. Tylko w ostatnich dniach zaszczepili się nią m.in. premier Mateusz Morawiecki (z żoną) i minister zdrowia Adam Niedzielski. Prezydent, jak sam powiedział, „zgodził się” na propozycję szczepienia preparatem mRNA. W przeciwieństwie do szefa rządu i ministra Duda po swoją dawkę nie udał się na Stadion Narodowy – szczepionki dla pary prezydenckiej dostarczył specjalny ambulans. Nie zdecydował się też na szczepienie przed kamerami. Być może dlatego, że – jak zdradził – boi się igieł. ©