Ostrożnie i elegancko

Zakończył się właśnie III Festiwal Muzyki Polskiej. Frekwencja na większości koncertów udowodniła, że impreza budzi niemałe zainteresowanie. Isłusznie, wszak jeśli odrzucimy przaśną narodowość icepeliadę, naprawdę mamy czym się pochwalić.

27.11.2007

Czyta się kilka minut

Kiedy przed dwoma laty organizatorzy powoływali do życia nowy festiwal, jednym z celów było, aby zachęcić krajowych, a nade wszystko zagranicznych artystów do częstszego grania muzyki polskiej. Częściowo założenie udało się zrealizować. Academy of St. Martin-in-the-Fields, Kronos Quartet, International Contemporary Ensemble, Ursula i Heinz Holligerowie czy Christian Lindberg włączyli do repertuaru kompozycje nadwiślańskich twórców. W tym roku ukłon w stronę naszej muzyki wykonał Nigel Kennedy.

Na koncercie inauguracyjnym, wspólnie z Polską Orkiestrą Kameralną pod batutą Jacka Kaspszyka, wykonał II Koncert skrzypcowy D-dur op. 16 Emila Młynarskiego oraz Koncert skrzypcowy A-dur op. 8 Mieczysława Karłowicza. Oba dzieła hołubiony w Krakowie artysta niedawno z powodzeniem zarejestrował dla wytwórni EMI pod kontrowersyjnym tytułem "Polish Spirit" [płytę recenzowaliśmy w poprzednim numerze "TP" - red.]. Zderzenie nagrania z interpretacją w krakowskiej Filharmonii chwilami rozczarowało, wyostrzyło bowiem niedostatki Kennedy'ego.

Obok fragmentów granych z fantazją, swobodą, niepokorną radością, sporo było miejsc technicznie niedoskonałych, intonacyjnie niestabilnych, zagranych pospiesznie i niedbale. Żywotny temperament Anglika, choć sprawdził się w podszytym folklorem Allegro vivace Młynarskiego i Vivace assai Karłowicza, często brał górę nad rozsądkiem stojącego za pulpitem Kaspszyka. W otwierającej Koncert tego pierwszego Allegro moderato artyści wręcz kłócili się o prymat w kreowaniu dzieła, co przy złożonej z licznych, nierzadko zróżnicowanych wyrazowo epizodów formie zaowocowało narracją poszarpaną i gwałtowną. Z kolei w pierwszej części utworu Karłowicza głos instrumentu solowego został zatarty gęstą fakturą orkiestry, prowadzoną przez Kaspszyka nierozważnie głośno.

Nie zabrakło wszelako momentów prawdziwie pięknych. Kennedy - niezrównany mistrz neoromantycznej liryki - Quasi notturno Młynarskiego i Romanzę Karłowicza zagrał dźwiękiem zwartym, lekko matowym, acz szlachetnym, snuł frazy w należytym skupieniu, nadając im rys nostalgiczny, lecz bynajmniej nie sentymentalny. Z wyczuciem towarzyszyła skrzypkowi orkiestra, wchodząc z solistą w subtelny dźwiękowy dialog.

***

Wydarzeniem stała się prapremiera "Loterii na mężów, czyli Narzeczony nr 69", nieznanej operetki Karola Szymanowskiego. Tę historyczną ciekawostkę w Operze Krakowskiej wyreżyserował Józef Opalski, a muzycznie przygotował Piotr Sułkowski. Partytura ukończonego w 1909 r. i nigdy nie wykonanego dziełka do słów Juliana Maszyńskiego zachowała się, ale w zawierusze obu wojen zaginęły teksty mówione. Opowieść o urządzonej w Ameryce przez przemysłowca Helgolanda fantowej zabawie, podczas której miały rozstrzygnąć się matrymonialne losy niepoważnych synów fundatora, przez blisko 100 lat była zatem niepełna. Trudu rekonstrukcji libretta podjął się Wojciech Graniczewski, dopisując wątki i mnożąc postaci.

Na scenie pojawiają się więc spadkobierczynie wuja Charliego (Małgorzata Kochan-Dziwisz, Katarzyna Krzanowska i Iwona Budner), które przy okazji odczytywania testamentu i przeglądania rupieci złożonych na strychu willi tajemniczego krewnego odkrywają kolejne rodzinne tajemnice. Dialogi w wielu miejscach skrzą się wyrafinowanym dowcipem, ale dużo jest gagów wymuszonych, topornych, wyraźnie w ostatnich scenach dłużących się, dodatkowo osłabionych niezbyt wyszukanymi gestami teatralnymi.

"Loteria na mężów" utrzymana jest wprawdzie w tempie szybkim, lecz nagromadzenie licznych efektów komediowych, chęć bawienia publiczności za wszelką cenę co rusz zacina tryby dramaturgicznej machiny. Opalski konstruuje spektakl dość przejrzysty, niewymagający od widza wielkiego wysiłku, niekiedy jednak zbyt tautologiczny. Pozorne zawiłości libretta wyjaśniane są kilkakrotnie, a sztampowo prowadzone postaci jednoznaczne. Dodatkowym ułatwieniem jest schludnie zakomponowana przestrzeń autorstwa Agaty Dudy-Gracz: wydarzenia współczesne rozgrywają się w centralnym sześcianie (strych), zaś przeszłość umieszczona jest w dwóch bocznych boksach oraz z przodu sceny.

A muzyka? Tu zaskoczenie: porządnie zagrana przez operowy zespół partytura - melodycznie osadzona między operetkowym Johannem Straussem, Ferencem Lehárem a Imre Kálmánem, wzbogacona późnoromantyczną harmoniką - fascynuje zwiewnością, lekką instrumentacją i wdzięcznym żartem. Z solistów na słowa uznania zasługuje świetna Agnieszka Tomaszewska, której kreacja Sary Troodwood z minuty na minutę stawała się bardziej zajmująca.

***

Sonety Williama Szekspira to dla kompozytora poezja wymarzona. Pełna żaru, miłosnych uniesień, ale i tragicznych wyznań, inspirowała licznych artystów. W 1966 r. po siedem utworów angielskiego autora sięgnął Andrzej Czajkowski, kompozytor i pianista, wyjątkowo w Polsce niedoceniany. Urszula Kryger z Maciejem Grzybowskim ukazali krakowskiej publiczności piękno tej muzyki, jej modernistyczną aurę i wyjątkową dramaturgię. Refleksyjność ostrożnie kreślonej frazy wokalnej, niekiedy wręcz melorecytacyjnie, kontrastuje tam z zadziornością fortepianowego akompaniamentu, by za chwilę introwertycznym wyznaniom sopranu towarzyszyły konstelacje brzmieniowych atomów, wyzwalanych z szarpanych strun instrumentu.

Kilka lat po Czajkowskim do Szekspira odwołał się Tadeusz Baird. Jego "Cztery sonety miłosne", przedstawione na festiwalu w wersji na baryton, klawesyn i smyczki, to przebój XX-wiecznej muzyki polskiej. Ucho pieszczą łagodna melika, nasycona harmonika i kolorystyka "barokowego" ansamblu. Szkoda więc, że znakomitemu słoweńskiemu barytonowi Matjažowi Robavsowi nie dotrzymała kroku brytyjska orkiestra smyczkowa pod batutą Williama Carslake'a.

Za to interpretacja "Sonetów Szekspira" Pawła Mykietyna z 2000 r. była bez zarzutu. Austriacki sopranista Arno Raunig przy akompaniamencie Macieja Grzybowskiego uteatralnił cykl, połączył kolejne ogniwa na niemal sceniczną modłę, ukazując wyraziste postaci dramatu. Zaproponował przy tym zdecydowane tempa pieśni, kiedy trzeba był liryczny, innym razem wpadał w histerię i eskalował napięcia, aby wreszcie całość zakończyć wyszeptanym słowem "Śmierć...".

***

Po inauguracyjnym festiwalu w 2005 r., który ostrożnie wytyczył jego założenia, obfitej w spektakularne wydarzenia drugiej edycji, tym razem organizatorzy skonstruowali program estetycznie dość zachowawczy. Zaprezentowali głównie elegancki repertuar XIX i XX wieku, koncentrując uwagę publiczności na dziełach lubianych i nazwiskach w świadomości społecznej ukonstytuowanych. I choć nie brakowało zaskoczeń, wachlarz stylistycznych odcieni powinien być w przyszłym roku bogatszy, a koncepcja programowa odważniejsza. Publiczność wszak zna już festiwal i jest chyba gotowa na podjęcie artystycznych wyzwań, takich jak chociażby inteligentnie zaprojektowany koncert "Wokół Szekspira".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2007