Ostatni Żyd z Kabulu

Zebulon Simentow przetrwał burze, które przetaczały się tu przez pół wieku: Sowietów i Amerykanów, komunizm i demokrację. W końcu jednak opuścił Afganistan.

13.12.2021

Czyta się kilka minut

Zebulon Simentow (z lewej) i Izaak Levy przez lata mijali się bez słowa na klatce schodowej ich domu. Kabul, 28 listopada 2001 r. / FRANC ZHURDA / AP / EAST NEWS
Zebulon Simentow (z lewej) i Izaak Levy przez lata mijali się bez słowa na klatce schodowej ich domu. Kabul, 28 listopada 2001 r. / FRANC ZHURDA / AP / EAST NEWS

Wgrudniu 2001 r. było ich – jak twierdzili – już tylko dwóch. W śródmiejskiej dzielnicy Szahr-e Nau znali ich wszyscy: kupcy z okolicznych sklepów, sąsiedzi. Gromadka chłopców – nieproszona, z nadzieją na bakszysz – zaprowadziła nas na ulicę Kwiatową.

Ulica wzięła nazwę od kwiaciarni, które się przy niej rozłożyły. Krzyżuje się z ulicą Kurzą – najsławniejszą ulicą Kabulu, znaną ze sklepów z dywanami oraz z pracowni kuśnierskich i jubilerskich. Niegdyś gwarne, pełne przekupniów i podróżnych, odkąd nastały wojenne czasy, tkwiły w przygnębiającym bezruchu jak całe miasto, szare i zimne, zarosłe brudem i starością.

Dawno temu w stolicy

– Temple! Świątynia! – wołali chłopcy, wskazując żelazną bramę domu pod numerem 172. – Jehudi! Żydzi! Masdżid-e jehudi! Żydowski meczet!

W piętrowej kamienicy, w której mieszkali dwaj ostatni Żydzi w Afganistanie, mieściła się bowiem także ostatnia synagoga. Izaak Levy, który nią zawiadywał, utrzymywał, że jest rabinem. Starszy o prawie 20 lat od Zebulona Simentowa, drugiego ostatniego kabulskiego Żyda, zajmował ciemną i lodowatą izbę na dole, pod schodami wiodącymi na piętro, do babińca (sali modlitewnej dla kobiet, teraz splądrowanej i zasypanej kurzem).

Levy miał długą siwą brodę i ciemną pergaminową skórę. Nosił czarną czapkę z karakułów i na ulicy nikt nie odróżniłby go od afgańskiego Tadżyka. Cały jego dobytek stanowiło zbarłożone łóżko, parę połamanych krzeseł, stół, szafa i trochę cynowych mis, wiader, garnków i czajników do parzenia herbaty. Narzekał na bóle serca i łamanie w kościach, często płakał.

Zebulon Simentow, mieszkający na piętrze, handlował dywanami. W jego mieszkaniu z ustawionego w rogu piecyka roztaczało się przyjemne ciepło, a na rozrzuconych na podłodze dywanach bez przerwy przesiadywali odwiedzający go kupcy.

Rabin z dołu uskarżał się, że kupiec z góry wykradł mu klucz do bożnicy i nie wpuszcza go do środka, lecz sam się w niej modli. Kupiec przeklinał rabina, że zamykał na klucz drzwi na klatkę schodową, i żeby dostać się do mieszkania, on musi przełazić do niego z balkonu w sąsiedniej kamienicy.

– Zostałem tu tylko po to, żeby pilnować synagogi – wyznał mi rabin z dołu. – Inaczej ten łajdak z góry zaraz by wszystko sprzedał.

– Zostałem tu tylko po to, żeby pilnować synagogi – powiedział mi na piętrze handlarz dywanami. – Inaczej ten dziadyga wszystko by zmarnował.

Sąsiedzka wojna, którą toczyli od nie wiadomo kiedy, trzymała ich przy życiu i sprawiała, że wszystkie plagi, jakie spadały na Afganistan, im wydawały się drugorzędne.

Jeszcze dawniej w Chorasanie

Obaj pochodzili z Heratu: wyrosłego na Jedwabnym Szlaku miasta kupców, uczonych i poetów. Jednego z najważniejszych miast w Chorasanie – tym Kraju Wschodzącego Słońca, rozpiętym niegdyś na ziemiach dzisiejszego irańskiego wschodu, afgańskiego zachodu oraz południa Turkmenii, Uzbekistanu i Tadżykistanu.

Żydów zawsze mieszkało tu wielu. Pierwsi przybyli z Palestyny jakieś 2500 lat temu, gdy Persją władał Cyrus II Wielki, który wyzwolił ich naród z babilońskiej niewoli. Nie wszyscy jednak wrócili do ziemi obiecanej. Wśród Pasztunów, których ziemie Brytyjczycy rozdrapali później między dzisiejsze Afganistan i Pakistan, do dziś krąży legenda, że są potomkami jednego z Zaginionych Plemion Izraela, i że Afganistan wziął nazwę od imienia Afgany, jednego z wnuków izraelskiego króla Saula.

Żydzi służyli na dworach Ghurydów (XII-XIII w.), a Nadir Szah Afszar, XVIII-wieczny perski Napoleon, zachęcał Żydów, by osiedlali się w Chorasanie i jako doskonali kupcy pomnażali bogactwo jego imperium. Pod koniec XIX w. w Afganistanie żyło co najmniej 50 tys. Żydów (kraj liczył wtedy ok. 5 mln ludzi; dziś więcej żyje w samym tylko Kabulu). Żydzi handlowali tkaninami, dywanami, skórami, kożuchami, futrami oraz wydobywanymi w afgańskich górach szmaragdami i lazurytami. Bogatymi kupcami – a także rabinami – byli przodkowie Zebulona.

Exodus Żydów z Chorasanu zaczął się sto lat temu. W latach 30. XX w. w Afganistanie wprowadzono przepisy, które miały powstrzymać napływ Żydów uciekających przed komunistycznym terrorem ze środkowoazjatyckich prowincji Związku Sowieckiego. W żydowskich uciekinierach z Buchary i Taszkientu afgańscy przywódcy widzieli bolszewicką piątą kolumnę. Ale liczyli też, że gdy uda im się zmusić afgańskich Żydów do emigracji, przejmą ich majątki.

Już wtedy większość Żydów wyjechała z Afganistanu do Palestyny, gdzie Brytyjczycy, ówcześni władcy połowy świata, obiecali stworzyć żydowskie państwo – i pod Hindukuszem zostało ich może kilka tysięcy. Gdy w 1979 r. armia sowiecka najechała Afganistan, żyło tam jeszcze najwyżej kilkuset Żydów. Gdy w latach 90., po wycofaniu Rosjan, wybuchła wojna domowa, Żydów zostało tylko kilkunastu. Gdy wreszcie w 1996 r. rządy objęli po raz pierwszy talibowie, było ich już tylko dwóch: Izaak Levy i Zebulon Simentow. Tak przynajmniej twierdził Zebulon.

Wyjazd i powrót

W 1989 r., kiedy Kreml wycofał swe wojska spod Hindukuszu, 30-letni Zebulon wyjechał do Turkmenii, wówczas prowincji Związku Sowieckiego. Jako człowiek interesu nie przepadał za komunistami, ale przeczuwał, że po wycofaniu Rosjan w kraju wybuchnie nowa wojna, tym razem między ich pogromcami, mudżahedinami. Że wezmą się za łby, nie umiejąc podzielić się zdobytą władzą.

Nie mylił się. Mudżahedini ograbili Kabul i zrównali go z ziemią. Splądrowali i zniszczyli dom Zebulona i jego rodzinny sklep z dywanami. Nie oszczędzili też kamienicy przy ulicy Kwiatowej, synagogi, a nawet skromnej izby, w której żył szames, sługa bożnicy Izaak Levy. On nie wyjechał z Kabulu. Dopiero gdy napastnicy włamali się do synagogi, odesłał do Izraela żonę i czterech synów. Sam został jednak w Afganistanie.

Do ziemi obiecanej wyjechała też żona Zebulona – Żydówka z Tadżykistanu, którą poznał i poślubił w Turkmenii. Nie chciała nawet słuchać, gdy namawiał ją do przeprowadzki do Afganistanu. Dzięki pomocy rabinów, wspierających przesiedlenia Żydów do Izraela, wyjechali wspólnie z córkami z turkmeńskiego Czardżou do Taszkientu, a stąd prosto do Tel Awiwu. Ale Zebulon długo tam nie zabawił. – Wytrzymałem dwa miesiące i wróciłem – powiedział, kiedy zapytałem go o to w Kabulu. – Tu jest moje miejsce.

Wracał z pieniędzmi, które rabini z Izraela zebrali dla niego na utrzymanie żydowskiego cmentarza w Kabulu. Miał gotówkę, ale nie miał się gdzie podziać. Niewiele myśląc, poszedł do bożnicy, w której zastał szamesa Izaaka. Ten przyjął go pod dach bożnicy, który uważał za swój własny, i pozwolił zająć na mieszkanie babiniec na piętrze.

Co wam dziadyga nagadał?

Poszło między nimi o synagogę – o to, kto będzie miał nad nią pieczę, kto będzie jej strażnikiem, szamesem. Bo choć w Afganistanie zostało tylko dwóch Żydów, ich rodacy z Izraela i diaspory łożyli na utrzymanie synagogi i cmentarza. Kto się nimi opiekował, ten otrzymywał pieniądze.

Izaak pozwalał tytułować się rabinem, ale Zebulon kwestionował jego wykształcenie, życiową mądrość i pobożność. Podważał nawet jego żydowskość.

– Czy uwierzy pan, że ten łajdak wydzwania do Izraela, do mojej żony i dzieci, a także do rabinów, i opowiada, że przeszedłem na islam? Rozpowiada, że zostałem mułłą! – skarżył się Izaak, do którego izby na parterze zapukałem najpierw. – Żona mi napisała w liście, że chyba na starość zupełnie zwariowałem, i że chce się ze mną rozwieść.

– Uważajcie na kieszenie u tego tam – podniósł wzrok, pokazując gestem izbę Zebulona. – Liczy, że jako młodszy mnie przeżyje, że nie wytrzymam tego wszystkiego i wyjadę. Ale niedoczekanie jego! Bóg postanowił, że tu się urodzę i tu będę żył. Nie wolno mi się jego woli sprzeciwiać.

– I co wam ten dziadyga nagadał? Łże w kółko jak najęty! – oburzył się Zebulon, którego odwiedziłem jako drugiego. Mówiąc o rabinie, tupał nogą w podłogę. – Nie rozmawiam z tym głupcem, a tym bardziej z jego bękartami.

Wokół toczyła się wojna, a oni, jakby jej nie dostrzegając, znosząc biedę i chłód, toczyli własny sąsiedzki konflikt. Tak zażarcie, że ich zapiekłość wprawiała w zakłopotanie nawet afgańskich Pasztunów, znanych z przywiązania do obowiązku krwawej rodowej zemsty, przechowywanej w sercu z pokolenia na pokolenie.

Tora przepadła w zawierusze

Rabin skarżył mi się, że gdy Kabul pogrążył się w wojennym bezprawiu, Zebulon nasłał na niego zbójów, którzy ukradli mu naczynia do nabożeństwa. Z kolei Zebulon oskarżał rabina, iż plądrującym miasto mudżahedinom powiedział, gdzie ukrył dywany. Izaak przekonywał, że gdy władzę objęli talibowie, Zebulon doniósł im, iż rabin odprawia potajemnie żydowskie nabożeństwa i nawraca muzułmanów na judaizm, że w synagodze pędzi bimber i wynajmuje ją na burdel. Zebulon trząsł się z oburzenia na wspomnienie, że rabin napuszczał na niego talibów, że podszeptywał im, iż on, kupiec, jeździ do Heratu nie po dywany, lecz na przeszpiegi, i donosi Irańczykom.

W końcu obaj wylądowali za kratami. Talibowie uznali, że jeśli dopuścili się choćby niektórych z tych zbrodni, o które się wzajemnie oskarżają, obaj zasługują na uwięzienie. Odebrali im też rzecz najcenniejszą: średniowieczną Torę, do której obaj rościli sobie prawa. Ostatnią Torę w Afganistanie.

Rabin trafiał do więzienia pięciokrotnie, łącznie przesiedział prawie dwa miesiące. Zebulona osadzono raz, na osiem dni. Zamknięto go w tej samej celi, w której siedział już rabin. Nie była większa niż dwa na dwa metry, ale nie zamienili ze sobą ani słowa. Udawali, że się nie zauważają.

Izaak mówił, że przekonał talibów, iż nie jest złoczyńcą, że nie przerobił synagogi na dom schadzek, a kobiety, które go odwiedzały, przychodziły po zioła i amulety, które miały im zapewnić syna lub odwieść ich męża od poślubienia kolejnych żon (islam zezwala na cztery).

Chairullah Chairchwa, ówczesny minister policji (gdy w sierpniu 2021 r. talibowie wrócili do władzy, został ministrem kultury i informacji), najwyraźniej miał dość donosów i kłótni wojujących ze sobą Żydów. Kazał ich wygnać z więzienia. Jednak Tory im nie oddał. Przepadła w zawierusze.

Samotny i sławny

Izaak i Zebulon stali się sławni jesienią 2001 r., gdy do Kabulu zjechali z całego świata dziennikarze, aby pisać, jak Amerykanie dokonują zemsty na talibach za gościnę, jakiej udzielili Al-Kaidzie (z tutejszych kryjówek planowała ona atak na Nowy Jork i Waszyngton). Zemsta Ameryki okazała się jednak mniej spektakularna od ataku na nią – w ciągu paru tygodni talibowie zostali obaleni – i dziennikarze, szukając rozpaczliwie tematów, które zaciekawiłyby lub rozbawiły ich publiczność, przychodzili do Izaaka i Zebulona, aby słuchać opowieści o ich sąsiedzkiej wojnie.

Tamtej jesieni obaj robili to jeszcze za darmo. Ale po śmierci Izaaka – umarł w 2005 r. przeżywszy 80 lat – za rozmowę z dziennikarzem Zebulon żądał już 500 dolarów amerykańskich zapłaty. W gotówce.

Mówił, że nie płakał po śmierci rabina, i że nie czuje się bez niego samotny. Jako ostatni Żyd w Kabulu przejął synagogę. Odprawiał w niej dla siebie nabożeństwa, obchodził żydowskie święta, na które zapraszał dziennikarzy. Żydowskie modlitwy odmawiał po persku. Nie znał hebrajskiego. Sława ostatniego Żyda w Afganistanie sprawiała, że rabinowie z Izraela i diaspory słali mu pieniądze, a rabin z Taszkientu, gdzie do dziś żyje kilkanaście tysięcy Żydów, zezwolił mu w drodze wyjątku na koszerny ubój zwierząt i drobiu.

W części synagogi Zebulon urządził bar z kebabami. Knajpa cieszyła się powodzeniem, właściciele okolicznych zajazdów zamawiali u niego posiłki dla gości. Kuchnia pracowała od rana do nocy, interes kręcił się, że aż miło.

Wszystko diabli wzięli przez wojnę. Przegnani talibowie skrzyknęli się w partyzantkę, która odbiła afgańską prowincję, a w miastach zaczęły wybuchać bomby. Ludzie przestali stołować się na mieście, a cudzoziemcy zaczęli wyjeżdżać z kraju. Zebulon tracił klientów, knajpa w synagodze przynosiła mu straty. W końcu ją zamknął.

Exodus

Gdy w sierpniu 2021 r. talibowie zajęli opuszczony przez Amerykanów Kabul, Zebulon zapewniał, że nigdzie się nie wybiera. „Jestem tu ostatnim Żydem – tłumaczył. – Jeśli wyjadę, stanę się zakończeniem naszych tu dziejów. To zbyt wielka odpowiedzialność”.

Rabini z Taszkientu i Stambułu obiecali mu pomoc, jeśli zdecyduje się wyjechać. Rabin Moshe Margaretten z nowojorskiego Brooklynu zorganizował powietrzny most powietrzny, którym wywoził uciekinierów z Afganistanu. Zebulon oznajmił jednak swoim wybawcom, że nie wyjedzie, jeśli nie otrzyma za to 50 tys. dolarów. Zamiast Zebulona do samolotu zabrali więc żeńską drużynę piłkarską, tłumaczy amerykańskiego wojska, których nie udało się zabrać wcześniej, kilku sędziów i urzędników z obalonego rządu.

W końcu na wyjazd zdecydował się także Zebulon. Przekonali go sąsiedzi, którzy liczyli, że uda im się z nim zabrać. Rabin Margaretten załatwił formalności i opłacił podróż. Razem z Zebulonem do Pakistanu wyjechało prawie trzydzieścioro jego sąsiadów, głównie kobiety i dzieci. Po paru tygodniach załatwiania formalności Zebulon poleciał do Stambułu, a stąd do Izraela.

Przed wyjazdem, podczas wideokonferencji, w obecności specjalnego rabina, udzielił żonie zgody na rozwód. Od lat żyli osobno, nawet nie rozmawiali, ale rozwodu, który umożliwiłby jej ponowne zamążpójście, nie chciał dać. W Izraelu za taki upór mógłby nawet trafić za kraty, więc teraz, rad nierad, obiecał, a rabin poświadczył, że zgadza się na rozwód, byleby pozwolono mu osiąść w ziemi obiecanej i spędzić tam resztę życia.

Ostatnia (już naprawdę)

Zebulon Simentow cieszył się już nowym życiem w Izraelu, gdy okazało się, że wcale nie był ostatnim Żydem w Kabulu, lecz że była nią jego daleka krewna – 83-letnia Toba Moradi, która miesiąc po nim opuściła Afganistan i wraz z dziećmi oraz wnukami osiadła w Albanii, w miasteczku Golem.

Toba miała 16 lat, gdy uciekła z domu, żeby poślubić Afgańczyka-muzułmanina, w którym się zakochała. Wyszła za niego, lecz nie przyjęła jego wiary. Żyła według żydowskich praw i tradycji. Rodzice i rodzeństwo, którzy się jej wyparli, wyjechali do Izraela, a czworo jej własnych dzieci – do Kanady.

Zebulon nigdy nie wspomniał słowem o Tobie Moradi. Może dlatego, że przyjaźniła się z Izaakiem, jego najgorszym wrogiem, i ukrywała go w swoim domu przed talibami.

Po wyjeździe z Kabulu Toba wyjawiła, że to ona, aby uchronić rabina Izaaka przed talibami, zaczęła rozpowiadać po sąsiadach, że przeszedł on na islam, i że myśli o tym, aby zostać mułłą.

Jakkolwiek by było – wygląda na to, że historia afgańskich Żydów naprawdę się skończyła.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2021