Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Barnaba zawsze mnie fascynował. To jedna z tych postaci, które zasługują na Oskara za rolę drugoplanową w dziejach pierwotnego Kościoła: ten, który zaufał nawróconemu Szawłowi, gdy zamykali mu drzwi przed nosem wszyscy wierni w Jerozolimie: „dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów” (Dz 9, 27). To Barnaba wziął go następnie do Antiochii, gdzie „przez cały rok pracowali razem” (Dz 11, 26). Potem zaś – znowu razem – udali się w pierwszą podróż misyjną. Kościół pierwotny traktował Barnabę z wielkim szacunkiem – przypisywany mu apokryf, List Pseudo-Barnaby, poważany był niemal na równi z księgami Nowego Testamentu.
Wszystko to prawda. A przecież...
Dopiero ostatnio przy lekturze Dziejów uderzyło mnie to, że Łukasz tak dokładnie opisał pochodzenie Barnaby: lewita rodem z Cypru. Po co? Czy to, że Barnaba pochodził z rodu Lewiego, miało jakiekolwiek znaczenie w Nowym Przymierzu? Nie wiemy przecież nic o tym, z jakiego pokolenia pochodzili Piotr, Jan, Jakub i inni. Wiemy – to prawda – że Paweł był Beniaminitą – ale to on sam o tym pisze, gdy chce podkreślić swoje żydowskie korzenie (Rz 11, 1). Skąd więc naraz ta konstatacja w odniesieniu do Barnaby: lewita rodem z Cypru?
Otóż, jest ona potrzebna dla pokazania miary nawrócenia Barnaby. Lewita bowiem... nie powinien mieć jakiegokolwiek pola do sprzedania. Mówi o tym wyraźnie Prawo Mojżeszowe: „Lewi nie ma działu ani dziedzictwa wśród swoich braci, gdyż dziedzictwem jego jest Pan” (Pwt 10, 9); „pokoleniu Lewiego nie dał Mojżesz dziedzictwa. Pan, Bóg Izraela, jest ich dziedzictwem, jak to sam im oznajmił” (Joz 13, 33). Lewita z własnym polem to jakieś kłamstwo! Lewita nie ma prawa do własności – żyje z ofiar składanych Panu przez wiernych (nawet jeśli są skromne). Należy do Boga, a Bóg należy do niego. Najwyraźniej jednak Józefowi Lewicie obrzydło życie wedle tej logiki – udał się więc na Cypr, zapewne w poszukiwaniu lepszego chleba. Emigrant zarobkowy. Dorobił się. Ma pole. Za cenę zaprzeczenia swojej własnej tożsamości, swojej wewnętrznej prawdzie, swemu powołaniu – jakim został wezwany przez Boga (jak każdy z nas) jeszcze w łonie matki.
Teraz jednak odkrył Boga. Boga Izraela objawionego w Jezusie z Nazaretu i Jego Kościele. Podejmuje więc z nim pierwotną relację, wraca do pierwotnej miłości, na nowo odkrywa wartość relacji (Relacji!), z którą nie może się równać żadne materialne dziedzictwo. Ten proces Apostołowie trafnie opisują, nadając Józefowi nowe imię: „Syn Pocieszenia”, a więc ten, który na nowo się narodził – odkrył w sobie życie otrzymane od Tego, który jest Pocieszeniem (Parakletem).