Operacja "Kutschera"

W takiej chwili nie myśli się o strachu, tylko o tym, żeby jak najlepiej wykonać zadanie - mówi Maria Stypułkowska-Chojecka, pseudonim Kama. Poza nią żyje jeszcze dwoje uczestników jednej z najsłynniejszych akcji polskiego Państwa Podziemnego. 60 lat temu to oni - młodzi żołnierze Armii Krajowej - w brawurowej akcji wykonali wyrok śmierci na kacie Warszawy: szefie niemieckiej policji i SS w Warszawie.

01.02.2004

Czyta się kilka minut

1 lutego 1944 r. przypadał we wtorek. Ciepły, piękny słoneczny dzień z lekkim, wiosennym wiatrem. Dziesięć minut przed dziewiątą rano ruch w Alejach Ujazdowskich był niewielki: od czasu do czasu samochód, mało przechodniów. Serce “niemieckiej dzielnicy" w okupowanej Warszawie było rejonem, którego mieszkańcy unikali jak ognia.

Kilka minut po dziewiątej ciemnostalowa limuzyna marki Opel-Admirał o numerach rejestracyjnych SS-20795 podjechała pod wejście kamienicy przy Alei Róż 2. W tym momencie dziewczyna stojąca kilkadziesiąt metrów dalej, po drugiej stronie Alei Ujazdowskich, zawiesiła pelerynę na prawej ręce. Znak dla uczestników akcji: on za chwilę wyjdzie z domu. “Od tej peleryny wszystko się zaczęło" - opowiada Maria Stypułkowska-Chojecka.

Kilkadziesiąt sekund później padły strzały.

Jeszcze tego dnia o udanej akcji podziemia wiedziała cała Warszawa. Później w “Biuletynie Informacyjnym" (oficjalnym piśmie AK) ukazał się komunikat: “W dniu 1 lutego 1944 r. o godz. 9.15 w Warszawie, na podstawie wyroku, został zabity silnie strzeżony i zakonspirowany gen. SS i policji Kutschera, szef SS, Policji i Gestapo na Dystrykt Warszawski, główny organizator trwającego od kilku miesięcy wzmożonego terroru. W starciu z konwojem zginęło kilku innych oficerów i żandarmów".

W komunikacie nie podano nazwy oddziału AK, który wykonał zadanie (“Agat"), strat własnych (4 zabitych) oraz tego, że w odwecie za zabicie Franza Kutschery i dwóch innych hitlerowców (tego dnia w Warszawie podziemie wykonało trzy wyroki śmierci) 2 lutego Niemcy zamordowali w publicznych egzekucjach trzystu Polaków.

"Agat": antygestapo

Oddział powstał latem 1943 r. na rozkaz dowódcy Kedywu AK (Kierownictwo Dywersji), pułkownika Emila Fieldorfa “Nila", przez wydzielenie jednej kompanii z harcerskiego batalionu “Zośka". Początkowo nosił nazwę “Agat" (skrót od: antygestapo), potem “Pegaz" (przeciw-gestapo), a od czerwca 1944 r. i w czasie Powstania Warszawskiego tę najbardziej znaną: “Parasol", już jako samodzielny batalion. Jego dowódcą został kapitan (później major) Adam Borys, używający pseudonimów “Pług", “Dyrektor" i “Pal", jeden z kilkuset “cichociemnych" - specjalnie przeszkolonych oficerów, przerzuconych na spadochronach z Wielkiej Brytanii do okupowanej Polski.

W oddziale znaleźli się chłopcy z Warszawskich Grup Szturmowych Szarych Szeregów oraz dziewczęta z kilku drużyn harcerskich. W sumie ok. 175 osób, w tym 45 dziewczyn. Wśród nich Maria Stypułkowska “Kama" i Elżbieta Dziębowska “Dewajtis" z hufca Śródmieście. Większość miała za sobą udział w akcjach tzw. małego sabotażu, niektórzy poważne akcje z bronią w ręku. Kedyw miał kilka podobnych oddziałów specjalnych: “Motor", “Zośka" i “Miotła", w sumie 1300 żołnierzy. Zadaniem “Agatu" było zwalczanie funkcjonariuszy gestapo i hitlerowskiej policji, a w szczególności wykonywanie wyroków śmierci, zatwierdzonych przez sądy Polskiego Państwa Podziemnego.

Pierwsza akcja Marii Stypułkowskiej: Ernst Weffels, esesman i oprawca w kobiecym więzieniu na Pawiaku, zastrzelony 1 października 1943 r. przez grupę dowodzoną przez “Orkana" (Kazimierz Kardaś). Stypułkowska-“Kama", dotąd łączniczka “Orkana", zadebiutowała w tej akcji jako zwiadowczyni. Zadaniem zwiadowczyń była obserwacja miejsca przyszłej akcji; w oparciu o ich spostrzeżenia przygotowywano plan. Obserwacja czasem trwała kilka dni, czasem kilka tygodni.

Po tej akcji “Kama", po raz pierwszy z “Dewajtis", przez wiele dni prowadziły obserwację okolic Pawiaka, przygotowując rozpoznanie do zamachu na esesmana Engelbertha Frühwirtha (po egzekucji okazało się jednak, że zastrzelono innego Niemca).

“Kutschera to była moja trzecia akcja - opowiada Stypułkowska, która w sumie uczestniczyła w siedmiu takich egzekucjach. - Byłam dumna, że Pług powierzył właśnie mnie to zadanie. Wtedy byliśmy strasznie młodzi, wszyscy rwaliśmy się do niebezpiecznych zadań".

Znaleźć Kutscherę

SS-Brigadeführer und Generalmajor der Polizei Franz Kutschera szefem SS i policji dystryktu warszawskiego został jesienią 1943 r. Przejął obowiązki po poprzedniku, Jürgenie Stroopie, kacie warszawskiego Getta.

40-letni Kutschera był znany z brutalnych metod postępowania, które wcześniej stosował w okupowanej Jugosławii, Norwegii, Belgii i Mohylewie na Białorusi. W Warszawie rozwinął terror na niespotykaną wcześniej skalę: w ciągu każdego tygodnia w stolicy ginęło około 300 ludzi, znaczna część w publicznych egzekucjach.

17-letnia wtedy Maria Stypułkowska-Chojecka wspomina: “Pamiętam dwujęzyczne obwieszczenia na murach zawierające nazwiska i daty urodzenia skazanych na śmierć przez niemieckie sądy specjalne. Doskonale pamiętam megafony, z których lektor posługujący się poprawną polszczyzną powoli i dobitnie odczytywał te nazwiska. Oraz warszawiaków, którzy w milczeniu przysłuchiwali się szczekaczkom".

Tak wyglądała okupowana Warszawa pod rządami Kutschery.

Na ogłoszeniach (w kolorze czerwonawo-różowym) widniał tylko stopień wojskowy i funkcja. Nieznane było ani nazwisko, ani tym bardziej wygląd czy miejsce zamieszkania kata Warszawy. Choć z wielką dozą prawdopodobieństwa można było stwierdzić, że znajduje się gdzieś na terenie “dzielnicy niemieckiej": w rejonie Alei Ujazdowskich, Piusa XI (dziś Piękna), Alei Róż czy Koszykowej.

Kiedy w listopadzie 1943 r. Kierownictwo Walki Podziemnej wydało wyrok śmierci na szefa warszawskiej policji i SS wiadomo więc było, że wykonanie go będzie bardzo trudne.

Trzy tygodnie z katem

W zidentyfikowaniu Kutschery pomógł przypadek. Aleksander Kunicki “Rayski", szef wywiadu “Agatu" (przed wojną pracownik II Oddziału Sztabu Generalnego WP, czyli wywiadu), prowadził rozpoznanie kilku oficerów niemieckiej policji i często bywał w dzielnicy zamieszkanej przez Niemców. “Kama" znała “Rayskiego"; wspomina, że zupełnie nie rzucał się w oczy: nosił bryczesy, długie skarpety i zieloną kurtkę. Tak ubierało się wielu Niemców-cywilów, pracujących w urzędach.

Pewnego dnia koło 9 rano, przechodząc obok pałacyku w Alejach Ujazdowskich 23, w którym mieściła się siedziba dowództwa SS i policji, Kunicki zauważył wjeżdżającą do bramy limuzynę Opel-Admirał oraz wysiadającego z niej wysokiej rangi esemana. Kolejne obserwacje potwierdziły, że oficer ów przyjeżdża do siedziby SS codziennie o stałej porze, że jego epolety wskazują na stopień generała, i że do pracy wyjeżdża z kamienicy przy Alei Róż. Informacje wykradzione z księgi meldunkowej potwierdziły, że pod adresem tym zameldowany jest Franz Kutschera, a zdobyte przez wywiad AK zdjęcie umożliwiło zidentyfikowanie go jako tego właśnie człowieka. “Nil" wydał “Pługowi" polecenie wykonania rozkazu Kierownictwa Walki Podziemnej.

“Kama" pamięta rozmowę z “Pługiem": “Wyznaczył mi spotkanie na Placu Narutowicza, gdzie znajdowało się targowisko - wspomina. - Chodziliśmy wśród straganów i on mówił, że mam wziąć udział w akcji, że akcja będzie bardzo ważna i od moich obserwacji zależeć będzie jej powodzenie. Miałam 17 lat, byłam taka dumna".

Obserwacje rozpoczęły we trzy, na początku stycznia: “Kama", 14-letnia “Dewajtis" (z blond warkoczami) i starsza od nich o ok. 10 lat Anna Szarzyńska “Hanka".

“Kama": “Obserwowałyśmy teren przez trzy tygodnie. Codziennie między 9 a 10, czasem później, zawsze w różnych miejscach, nigdy nie dłużej niż 15 minut każda i nigdy równocześnie. Po stronie Parku Ujazdowskiego był przystanek tramwajowy linii zero, nur für Deutsche. Stałam na nim kilka razy czekając z innymi pasażerami na tramwaj, miałam stąd dobry punkt obserwacyjny. Kiedy widziałam po drugiej stronie ulicy, że pojawiła się moja zmienniczka, wsiadałam i przejeżdżałam jeden przystanek, mówiąc danke schön na do widzenia. Siadywałam też na ławce w Parku Ujazdowskim (w odróżnieniu od Łazienek dostępnym dla Polaków). Przez te trzy tygodnie widziałam Kutscherę codziennie. Byłam za daleko, by rozpoznać rysy twarzy, poznawałam go po sposobie poruszania się".

“Kiedyś zrobiłam rzecz nierozsądną - opowiada dalej Kama. - Stojąc na przystanku wyjęłam puderniczkę i zaczęłam pudrować twarz, co wydało mi się rzeczą naturalną. Kunicki zganił mnie przy najbliższym spotkaniu mówiąc, że niepotrzebnie zwracam na siebie uwagę. Wtedy uświadomiłam sobie, że on był w pobliżu każdego dnia, obserwując nas i okolicę".

Obserwacje wskazały, że Kutschera przyjeżdża do biura kilka minut po 9. rano; spod domu zabiera go Opel-Admirał. Około 13. wychodzi z biura i jedzie do domu, prawdopodobnie na obiad, ale godziny wyjść i powrotów nie są już regularne.

Najlepszą porą do akcji była 9. rano. Opracowano plan; termin wyznaczono na 28 stycznia. Jednak tego dnia Kutschera nie przyjechał do pracy i o 9.30 “Pług" dał sygnał do zejścia ze stanowisk. 11 osób wróciło do domów, trzy samochody zaparkowano w przygotowanych garażach. Wieczorem przypadkowo, podczas próby wylegitymowania przez żandarma, jeden z uczestników Jan Kordulski “Żbik" został postrzelony. Trzeba było wprowadzić nowego uczestnika akcji. Wybór padł na 22-letniego Stanisława Huskowskiego “Alego". Następny termin wyznaczono na 1 lutego.

Wyrok

O 8.50 wszyscy byli na miejscu. Chłopcy: dowódca akcji “Lot" (Bronisław Pietraszewicz), jego zastępca “Ali", dalej “Kruszynka" (Zdzisław Poradzki), “Miś" (Michał Isajewicz), “Cichy" (Marian Senger), “Olbrzym" (Henryk Humięcki), “Juno" (Zbigniew Gęsicki), “Bruno" (Bronisław Hellwig), “Sokół" (Kazimierz Sott) i dziewczyny: “Hanka", “Dewajtis" i “Kama".

“Kama": “Moim zadaniem było obserwowanie domu przy Alei Róż. Miałam dać znać, że wsiada do samochodu i dojeżdża do skrzyżowania. Mój sygnał miała przejąć »Dewajtis«, po niej »Hanka«, alarmując chłopców. Stałam w Alejach Ujazdowskich. Kiedy podjechał samochód, zawiesiłam pelerynę na prawej ręce. Wiedziałam, że za kilka sekund Kutschera wyjdzie z klatki i wejdzie do auta. Kiedy jego samochód ruszył i zbliżył się do skrzyżowania, przeszłam na drugą stronę ulicy. To był znak dla pozostałych. Musiałam przejść spokojnie, dostatecznie daleko od samochodu, by nie wzbudzić niepokoju lub nie zmusić do zahamowania. A potem przejść kawałek Alejami i skręcić w Szopena. I to wszystko. To było moje zadanie".

“Czy bałam się? - powtarza pytanie. - Oczywiście, bardzo. Ale w takiej chwili nie myśli się o strachu, tylko o tym, by jak najlepiej wywiązać się z zadania. Moim zadaniem było rozpoznać człowieka, na którego zapadł wyrok. Strasznie się bałam, żeby mi się to udało".

“Chwilę po mnie, tuż za samochodem, przeszła »Dewajtis« - opowiada »Kama«. - Musiała być tak blisko, by zidentyfikować twarz Kutschery. Rozumiałam to: za jego śmierć Niemcy rozstrzelają Polaków. Jeśli oni mają umrzeć, niech zginie ten, na którego zapadł wyrok".

A potem były już sekundy.

Samochód prowadzony przez “Misia" wyjeżdża z ulicy Piusa; prowadzony przez niego Adler Triumf Junior zderza się z limuzyną Kutschery. “Lot" biegnie rozrywając płaszcz, pod którym ma pistolet maszynowy. Biegną też inni. Padają strzały.

“Kama": “Zamiast odejść Szopena, zatrzymałam się i patrzyłam. Słyszałam zgrzyt zderzających się aut, widziałam »Lota«, słyszałam strzały. I wtedy »Dewajtis« krzyknęła do mnie: »Kama«! Dopiero wówczas zauważyłam, że dwóch cywilnych Niemców leży na ziemi i składa się do strzału, a my jesteśmy na linii ognia. Schowałyśmy się w bramie. Dlaczego strzelanina trwa tak długo, kołatało mi w głowie, bałam się, że stało się coś nieoczekiwanego. Wyszłyśmy z bramy i jakby nigdy nic poszłyśmy w kierunku Placu Unii Lubelskiej. Wsiadłyśmy do tramwaju i dojechałyśmy na Plac Narutowicza. W pobliżu było mieszkanie kontaktowe, w którym zdałyśmy raport. Dopiero później poznałyśmy dramatyczne szczegóły".

Kutschera i jego kierowca zostają trafieni kulami od “Lota" i “Kruszynki", z odległości metra. Dla pewności “Miś", który wysiadł z wozu, strzela w głowę Kutschery z pistoletu. Przeszukują mu kieszenie, by zabrać dokumenty (ostateczny dowód skuteczności akcji). Nie mogą ich znaleźć, więc zabierają teczkę, którą zresztą zgubią w czasie ucieczki. W tym czasie “Olbrzym", “Juno" i “Cichy" ostrzeliwują pałacyk SS i policji. Czekają, kiedy “Ali" zacznie rzucać granaty, które ma w teczce. Ale w kierunku pałacyku nie leci żaden granat: “Ali" bezskutecznie próbuje otworzyć teczkę. “Bruno" i “Sokół" czekają w samochodach na rogu Szopena. Dlaczego nikt nie daje sygnału zakończenia akcji?

Niemcy ostrzeliwują się coraz intensywniej. Pierwszy strzał w brzuch dostaje “Lot". Potem kula dosięga “Misia". Ranni zostają też “Cichy" i “Olbrzym". Udaje im się o własnych siłach dobiec do aut. Ruszają. Na ulicy przyglądają się im przechodnie: samochody mają ślady po kulach. Na szczęście nie widać Niemców.

Okazuje się, że Szpital Maltański mimo wcześniejszych uzgodnień nie może przyjąć najciężej rannych (“Lota" i “Cichego"). Zostają “Miś" i “Olbrzym", reszta jedzie dalej. Mijają minuty, nim udaje im się umieścić “Lota" i “Cichego" w Szpitalu Przemienienia Pańskiego po drugiej stronie Wisły; obaj są w stanie krytycznym. Trafiają na stół operacyjny, ale w szpitalu tym nie są bezpieczni. Kilka godzin później “Pług" podejmuje decyzję o przewiezieniu ich w inne miejsce. Wieczorem, pożyczoną karetką, pod nosem policji koledzy wywożą ich. Akcję ubezpiecza “Kama".

Wspomina: “Wiele razy pytano mnie później, dlaczego »Ali« poszedł na akcję bez innej broni, dlaczego nie mógł otworzyć teczki z granatami. Odpowiadam, że nie wiem. Może dla tego samego powodu, dla którego czasem nie można otworzyć zamka w drzwiach, choć wszystko wydaje się w porządku?".

Wiele razy pytano ją również, dlaczego “Sokół" i “Juno" mimo polecenia dowódcy próbowali przejechać pokiereszowanym autem na drugą stronę Wisły? Żeby nie narażać na niebezpieczeństwo mieszkańców domów, w pobliżu których zaparkowaliby samochody (Niemcy szukaliby w nich kierowcy i pasażerów)? A może żeby uratować wóz, którego zdobycie było tak trudne? Na moście Kierbedzia otoczyli ich Niemcy. Byli bez szans: ostrzeliwując się, skoczyli do Wisły. Zginęli.

“Lot" i “Cichy" zmarli kilka dni później, na skutek ran.

Pokolenie

Meldując “Nilowi" o akcji, “Pług" pisał: “Zespół wykonujący akcję zasługuje na najwyższe uznanie". Rozkazem dowództwa AK “Pług" i “Lot" (pośmiertnie) zostali odznaczeni orderem Virtuti Militari. Pozostali (prócz “Alego", dla którego to, co zdarzyło się przed budynkiem SS było osobistą tragedią) dostali Krzyże Walecznych.

Mimo że brali udział w wielu akcjach, a potem walczyli w Powstaniu, ta była najsłynniejsza. Może dlatego, że Kutschera był najwyższy stopniem? A może dlatego, że zrobili to tak brawurowo, pod nosem SS? W ciągu 60 lat ta akcja stała się legendą. Pisano o niej książki, nakręcono film “Zamach". A jednak gdy “Kama" opowiada, co stało się 1 lutego 1944 r., mówi tak, jakby wydarzyło się to wczoraj.

Jest jedną z trzech osób, które żyją.

Adam Borys “Pług", w czasie Powstania ranny w rękę, trafił do niemieckiej niewoli. Po wojnie spędził kilka lat w komunistycznym więzieniu w PRL. Po 1956 r. zrehabilitowany, aż do emerytury był dyrektorem Instytutu Żywności i Żywienia (opracował m.in. metodę szybkiego wędzenia szynki). Podwładni uważali go za człowieka surowego i wymagającego. Utrzymywał tylko sporadyczne kontakty ze środowiskiem “Parasola". Zmarł w 1986 r.

Aleksander Kunicki “Rayski" jako pracownik przedwojennego wywiadu został w PRL skazany na śmierć (wyrok zamieniono na więzienie). Zrehabilitowany po 1956 r. Autor wspomnień “Cichy front". Zmarł w 1986 r.

Zdzisław Poradzki “Kruszynka" po wojnie trafił do Ludowego Wojska Polskiego (jako pracownik cywilny). Żył krótko: zmarł w 1952 r., zaledwie w wieku 31 lat.

Stanisław Huskowski “Ali" poległ podczas innej akcji w lipcu 1944. Miał 22 lata. Pośmiertnie dostał wymarzony Krzyż Walecznych.

Bronisław Hellwig “Bruno", ciężko ranny podczas jednej z kolejnych akcji, doczekał końca wojny, ale zmarł kilka miesięcy później wskutek ran.

Anna Szarzyńska-Rewska “Hanka" po wojnie skończyła geodezję, pracowała w biurze projektowym. Zmarła w 1970 r.

Żyje troje.

Michał Isajewicz “Miś", aresztowany przez Niemców kilka miesięcy później, więzień kacetu Stutthoff. Po wojnie inżynier budownictwa. Sporo budował za granicą (m.in. w Paryżu). Teraz poważnie choruje.

Elżbieta Dziębowska “Dewajtis", najmłodsza. W czasie Powstania łączniczka dowódcy Kedywu AK. Doktor muzykologii, pracowała naukowo (wypromowała ponad 80 magistrantów). Autorka wielu publikacji naukowych. Jeszcze w latach 60. kupiła stary dom w Jurgowie, gdzie dziś mieszka. W okolicy dobrze ją znają: uczy miejscowe dzieci angielskiego i francuskiego, prowadzi kółko teatralne.

Maria Stypułkowska-Chojecka wyszła z Powstania z ludnością cywilną. Z wykształcenia polonistka, z zawodu redaktor: pracowała w Wydawnictwach Szkolnych i Pedagogicznych. Jej obaj synowie związali się z opozycją demokratyczną (starszy, Mirosław, był w latach 70. szefem słynnego podziemnego wydawnictwa NOWA, a w latach 80., w Paryżu, współtwórcą studia Kontakt). Ma dziewięcioro wnucząt.

60 lat później

Do dziś żyje niecała setka żołnierzy “Parasola". Zapewne sporo z nich pojawi się na Mszy w katedrze polowej 31 stycznia o godzinie 17., w przeddzień rocznicy akcji. Pomodlą się za kolegów: tych, którzy zginęli w tej akcji, i za wszystkich pozostałych.

Na takich Mszach spotykają się od dawna, w kolejne rocznice, okrągłe i nie (tradycję tych Mszy rozpoczęła matka “Lota", nieżyjąca już Wanda Pietraszewiczowa). Tym razem będzie bardziej uroczyście, bo w świątyni pojawią się poczty sztandarowe.

1 lutego 2004 r. przypada w niedzielę. Nie będzie żadnych wielkich uroczystości. Ot, tyle, żeby pamiętać.

“Zresztą - mówi »Kama« - nie wiem nawet, czy po 60 latach to jesteśmy my, uczestnicy tej akcji, czy całkiem ktoś inny...".

Zobacz stronę internetową poświęconą batalionowi "Parasol": (prowadzoną przez Wydział Elektrotechniki i Elektroniki Politechniki Łódzkiej).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2004