Odpoczynek wojownika

Ktoś, kto ogląda Rzymską opowieść Bertolucciego, mógłby zapytać nostalgicznie, co się stało z wielkim buntownikiem lat 70.? Z twórcą, który wsłuchiwał się w swój czas, potrafił oddać z mistrzowską przekorą jego najbardziej ulotne nastroje i nie rezygnował z odautorskiej refleksji.

25.01.2004

Czyta się kilka minut

Thandie Newton w "Rzymskiej opowieści" /
Thandie Newton w "Rzymskiej opowieści" /

Co stało się z reżyserem-erudytą, odważnie łamiącym gatunkowe kanony, nie stroniącym od najśmielszych poszukiwań, a jednocześnie słynącym z formalnej precyzji? Gdzie podział się dawny skandalista, który w “Ostatnim tangu w Paryżu" pod pozorami obyczajowej prowokacji zaszyfrował zupełnie innego rodzaju “skandal" - pełen rozpaczy orficki mit osadzony we współczesnych dekoracjach?

Wychowany w rodzinie parmeńskich intelektualistów, zaczynał jako poeta. Po przeprowadzce do Rzymu spotkał Pasoliniego i w wieku 20 lat został jego asystentem przy filmie “Włóczykij". Szybko jednak poszedł własną drogą. Fascynował się francuską Nową Falą, ale od początku robił kino indywidualne, nad wiek dojrzałe, nie poddające się prostym klasyfikacjom. Szybko też zbuntował się przeciwko “burżuazyjnemu" pochodzeniu, a jego lewicowe sympatie znalazły wyraz na ekranie. Dramat osobistego rozdarcia opisał w filmie “Przed rewolucją", który uczynił jego nazwisko rozpoznawalnym.

Krytyka zawsze miała z nim kłopot - w filmach traktujących o skażonej i nigdy do końca nie rozszyfrowanej naturze świata (jak “Strategia pająka" czy “Konformista") sam również nie dawał gotowych odpowiedzi. Publiczność zaś nieskora była przebijać się przez ich hermetyczną tkankę. Bertolucci zwykł traktować kino jako esej o naturze filmowego medium. Nic też dziwnego, że miał na swojej drodze również frywolny epizod ze spaghetti-westernem - jako współscenarzysta “Dawno temu na Dzikim Zachodzie" dał wyraz bezinteresownej miłości do kina, jak i przenikliwej znajomości wszystkich jego reguł. Sukces “Ostatniego tanga..." otworzył przed nim nowe możliwości. Zainteresowały się nim wielkie amerykańskie wytwórnie, a rewolucyjny fresk “Wiek XX" z 1976 roku zapoczątkował najbardziej spektakularny rozdział w jego twórczości.

Największe splendory posypały się na włoskiego reżysera wraz z filmem “Ostatni cesarz", uhonorowanym w 1987 roku aż dziewięcioma Oscarami. W filmie tym, a jeszcze mocniej w młodszym o trzy lata “Pod osłoną nieba", udało się Bertolucciemu połączyć monumentalne widowisko z osobistym dramatem pojedynczego człowieka - wykorzenionego, niepewnego swej tożsamości i celu istnienia. Lecz zauroczenie egzotyką i skłonność do epickiego rozmachu nie zawsze owocowały aż tak dobrze - “Mały Budda" będzie już tylko hollywoodzkim landszaftem, niegodnym wyrafinowanego mistrza.

Dlatego radykalny zwrot, który nastąpił wraz z filmem “Ukryte pragnienia" (1996), przyjęty został z zaskoczeniem graniczącym wręcz z podejrzliwością. Oto poważny (wówczas 55-letni) mistrz bryka beztrosko w soczystych toskańskich plenerach podglądając rozkwitające dziewczęta! Inni pod warstwą zmysłowości i upojenia chwilą dostrzegli jednak coś więcej - pożegnanie ze starym światem, reprezentowanym tutaj przez podstarzałe, pokazane w subtelnej karykaturze dzieci dawnej kontrkultury.

Film ten nie był jednak łabędzim śpiewem reżysera. Od tamtej pory zdążył zrealizować już trzy kolejne, co dla twórcy znanego z rozlicznych duchowych rozterek, paraliżujących często jego pracę, jak i obsesyjnego perfekcjonizmu w realizacji, oznacza wcale niemało. “Rzymska opowieść" (1998) nie jest bynajmniej jego filmem ostatnim. Wkrótce zobaczymy na naszych ekranach najnowsze dzieło Bertolucciego, “Marzycieli", powracające do czasów obyczajowej rewolty ‘68 roku. Tymczasem przed nami brytyjsko-włoska koprodukcja zrealizowana wraz z szacowną ekipą, choć niestety bez udziału operatorskiego geniuszu Vittoria Storaro, który dotychczas towarzyszył reżyserowi na planie z niewielkimi tylko przerwami.

“Rzymska opowieść" to na tle bogatego dorobku Bertolucciego film dziwnie blady. Kameralny i duszny, toczący się w milczeniu, przygotowuje nas na jakąś nagłą eksplozję, która jednak nie następuje. Schemat fabuły mógłby nasuwać skojarzenia z “Ostatnim tangiem w Paryżu". Stara rzymska kamienica przy Placu Hiszpańskim, a w niej dwoje obcych sobie ludzi, odległych duchowo i kulturowo. Ona jest Afrykanką studiującą w Wiecznym Mieście medycynę. Ma za sobą traumatyczną przeszłość: jej mąż nauczyciel gnije gdzieś w nigeryjskim więzieniu, domyślamy się, że z powodów politycznych. On, pan Kinsky, jest zamożnym, samotnym Anglikiem zamkniętym w kręgu muzyki. Fortepian skutecznie odgradza go od reszty świata.

Tym większe jest więc zdumienie bohatera, gdy dostrzeże nagle tę niepozorną afrykańską dziewczynę sprzątającą jego mieszkanie w zamian za skromny pokoik na parterze. Jej obojętność również z czasem kruszeje. Egzotyczny świat muzyki Bacha czy Mozarta, zrazu nieprzenikniony, zaczyna coraz bardziej wciągać milczącą, zamkniętą w sobie Shandurai. Fascynuje ją ów bladolicy mizantrop odgrywany tu przez wybornego Davida Thewlisa, który w filmach Mike’a Leigh czy w “Całkowitym zaćmieniu" Agnieszki Holland wyspecjalizował się w odtwarzaniu neurotycznych postaci, które z trudem dają się polubić.

Relacja bohaterów Bertolucciego jest ostrożna i nieporadna, naznaczona wszystkimi dzielącymi ich różnicami. Również miejsce - opiewane w tylu filmach miasto miłości - nie wydaje się sprzyjać temu romansowi. Współczesny Rzym, choć pełen współtowarzyszy niedoli o różnych odcieniach skóry, nie jest dla Shandurai miejscem szczególnie przyjaznym. Kinsky, zatrzaśnięty w swojej skorupie, niespecjalnie zachwyca się jego wiosennym rozkwitem. W “Rzymskiej opowieści" wyczuwa się zaledwie mały odprysk Rzymu - zobaczonego przelotnie przez zabieganą, nieczułą na jego piękności imigrantkę po przejściach.

Bertolucci buduje w tej banalnej historii klimat, który nie służy łatwemu zauroczeniu. Opowiada ciszą, oszczędną muzyczną frazą, dziwnie spowolnionym tempem - jakby ów rozciągnięty nienaturalnie czas miał być wyrazem skupienia bohaterów na sobie samych, ich zobojętnienia na świat toczący się gdzieś za oknem. Kamera z ręki subiektywizuje punkty widzenia, zbliża się do bohaterów z tą samą intensywnością i lękiem, z jakim oni sami próbują dotrzeć do siebie. I stanie się to w chwili najbardziej dla obojga bolesnej. Moment spełnienia będzie jednocześnie początkiem wielkiego niespełnienia. I tylko my domyślamy się, że stoi za tym wszystkim zdumiewający gest egocentrycznego pana Kinsky’ego, który zrezygnuje z tego, co dlań najcenniejsze, a w końcu z samej miłości nawet, by przywrócić spokojny sen obcej czarnoskórej dziewczynie.

Ktoś pewnie dopatrzy się w “Rzymskiej opowieści" modnego obecnie trendu, jakim jest spotkanie odległych kultur. Ktoś inny odnajdzie w tym przyciężkim jednak filmie wyraz twórczego kryzysu, dotykającego jednego z największych żyjących mistrzów kina, i zwyczajnie znuży się tą nieefektowną historią, pozbawioną zarówno charakterystycznego dla twórczości Bertolucciego operowego rozmachu, jak i drapieżnej, zaangażowanej postawy. Podobnie jak w “Ukrytych pragnieniach", starzejący się mistrz próbuje uwolnić się tu od brzemienia dawnych filmów, od naszych wygórowanych oczekiwań, od dyktatu dzisiejszej hałaśliwej kultury, poszukując nowego czystego tonu.

“RZYMSKA OPOWIEŚĆ" (“Besieged") - reż.: Bernardo Bertolucci, scen.: Bernardo Bertolucci i Clare Peploe na podst. opowiadania Jamesa Lasduna, zdj.: Fabio Cianchetti, muz.: Alessio Vlad, mont.: Jacopo Qua-dri, scenogr.: Gianni Silvestri, wyst.: Thandie Newton, David Thewlis, Claudio Santamaria. Prod. Włochy/Wielka Brytania 1998. Dystryb. Best Film.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2004