Odkąd odeszły bizony

Jakby z głębi dziecięcych czasów, gdy słowo Indianina zdawało się kryć istotne nauki, przychodzi dzięki tej książce coś, co stawia na baczność i każe wszystko przeliczać od nowa.

13.01.2014

Czyta się kilka minut

Wodzowie plemienia Wron w Nowym Jorku, rok nieznany. Wiele Przewag w środku. / Fot. Library of Congress
Wodzowie plemienia Wron w Nowym Jorku, rok nieznany. Wiele Przewag w środku. / Fot. Library of Congress

Ta nadzwyczajna, cudna książka – popis klarownego wykładu z pogranicza filozofii, antropologii i psychologii – została wydana w tysiącu egzemplarzy. A więc tylu, co najwyżej, nas zostało? Tylu tylko, Czejenów, Wron, Mohikanów, którzy przetrwali burzliwe dzieje naszych biografii i koczują jeszcze gdzieś w zakamarkach naszych dusz – resztki naszego dzieciństwa, uśpieni, piękni i zawsze „ostatni”?

To na nich, plemionach indiańskich, uczyliśmy się, zanim jeszcze opowiedziano nam o rozbiorach i powstaniach, czym jest strata; to od nich, zanim jeszcze miał nas zauroczyć obraz harcerzy rzucających zapalone butelki, czerpaliśmy obrazy męstwa, rozpaczliwej walki Małych Bizonów z przeciwnościami losu, z białymi, z Komanczami i z niedźwiedziami grizzly. Lecz wiedzieliśmy, że wszystko i tak na nic, że plemiona znikały, odjeżdżały w cień, trzebione, wytruwane chorobami i wódką, pozbawiane swych życiodajnych miejsc; znikały nam wciąż na nowo, w kolejnych lekturach i na kolejnych westernach.


PÓŹNIEJ JUŻ NIC SIĘ NIE WYDARZYŁO

„Odkąd odeszły bizony, serca moich ludzi upadły na ziemię i już nikt ich nie podniósł”, mówi Wiele Przewag, bohater książki Jonathana Leara, wódz Wron. Wciąż mi się wydaje, czytając Leara, że znam to zdanie na pamięć, że słyszałem je po tylekroć, wypowiadane przez starych Indian, gdy wokół John Wayne i inni przeżywali swe ważniejsze przygody białego człowieka. Jest ono jak déjà vu albo po prostu wypowiada najdoskonalej to, co przeniknęło nas w dzieciństwie do głębi: poczucie, że doszło do nieodwołalnej straty naszych bohaterów, do zbiorowej katastrofy gorszej nawet niż zniknięcie Atlantydy, gdyż zamiast śmierci przyniosła ona im dogorywanie, pośmiertne umieranie, zwane dla niepoznaki nadal życiem.

Wiele Przewag do swego zdania dodaje to jeszcze, straszliwsze: „Później już nic się nie wydarzyło”. Jonathan Lear wyznaje: „Pierwszy raz usłyszałem słowa Wielu Przewag »Później już nic się nie wydarzyło« jakieś dwadzieścia lat temu. (...) Teraz, gdy minęło już sporo czasu, widzę, że słowa te zamieszkały we mnie i nie chcą mnie opuścić”. Owe założycielskie dla Leara słowa są furtką, przez którą wnika się od razu w jego opowieść; przeczytałem jego wyznanie, znalazłem brata. Wyznam, że wokół identycznych słów stworzyłem kiedyś własną opowieść; bo też dla dotkniętych ich ciemną mocą nie ma już odwrotu.

Wiele Przewag (1848–1932) wypowiedział je na krótko przed śmiercią, gdy postanowił opowiedzieć o życiu plemienia Wron swojemu przyjacielowi („białemu bratu”) Frankowi B. Lindermanowi. Spisana przez Lindermana historia jest podstawą dla książki Leara. Wiele Przewag jako chłopiec i jako młody człowiek zdążył jeszcze poznać ostatnie – nie tylko od Coopera, lecz i od Mickiewicza znamy porażającą elegijność tego przymiotnika – lata w pełni wolnych dziejów swego plemienia. Jako dorosły mężczyzna i później jako starzec jest świadkiem, ale też aktywnym uczestnikiem procesu przejścia na drugą stronę: tam, gdzie nie będzie już bizonów i gdzie nic się nie zdarzy.

Będą mijały lata, przeleci pół wieku, lecz w tym czasie, choć życie będzie trwało, nic się już nie zdarzy. Choć Wrony zostaną zmuszone zaakceptować tryb osiadły, uprawiać ziemię, choć Wiele Przewag sam będzie jeździł na rolnicze konkursy prezentować swe plony, choć dzieci Wron będą chodziły do szkół, których był gorącym orędownikiem, choć ich młodzieńcy będą uczestniczyli nawet w bitwach I wojny światowej, choć on sam będzie brał udział w odsłonięciu pomnika Nieznanego Żołnierza, na którym złoży pióropusz i laskę przewag, nic się już nie zdarzy. Wiele Przewag powie Lindermanowi i to jeszcze: „tę część mojego życia znasz równie dobrze jak ja. Widziałeś wszystko, co się stało, odkąd odeszły bizony”.

W olśniewającej analizie Lear pokazuje całą otchłanność tych niezwykłych słów. Nie interesują go tylko narzucające się wyjaśnienia psychologiczne, cywilizacyjne i historyczne. Jego pytanie o to, co znaczy być świadkiem rozpadu, o to, „dlaczego koniec pewnej formy życia sprawia, że dla ludzi żyjących w jej obrębie rzeczy przestają się wydarzać”, prowadzi go do refleksji granicznej: „Próbujemy uchwycić pewną ekstremalną możliwość ludzkiej egzystencji, a czynimy tak po części w tym celu, by określić zasięg i granice ludzkiej możliwości”.

Wiele Przewag daje do myślenia; raz jeszcze, tak jakby z głębi dawnych dziecięcych czasów – gdy słowo Indianina zdawało się kryć istotne nauki i mądrości, mościć nasze raje – przychodziło dzięki książce Leara coś, co stawia na baczność i każe wszystko przeliczać od nowa, także siebie samych. Bo czyż, gdy zrobimy egzystencjalny bilans, nie okaże się dla niejednego, że obecną część naszego życia inni znają równie dobrze, co my? Że odkąd coś odeszło, nic się już nie zdarzyło?


DUCHOWE POSŁANNICTWO

Posługuję się może zbyt łatwą ekstra--polacją, ekstra-polowaniem na idee, lecz książka Leara do wszelkiego rodzaju uogólnień nakłania. Jak pisze we wstępie Piotr Nowak, to kolejna, na nowo i świetnie opowiedziana wersja „końca historii” i trudno jej nie przymierzać do egzystencjalnych czy zbiorowych kontekstów (choćby narodowych: już romantycy snuli analogie między położeniem Indian i Polaków).

Ale tym bardziej nie należy zapominać o jej fantastycznym i malowniczym, dla nas, czytelników tamtych lat, wręcz bajecznym konkrecie. Bo i pogonie, i łuki, i łowy, i skóry bizonów, i skalpy, cwały na mustangach, wszystko u Wron było jak trzeba, jak w książkach. Należy odczarować wiele dawnych wyobrażeń, by ujrzeć czas bizonów w jego jakiej takiej realności, w jego codziennym wymiarze. Choć i tak – jak opisuje go Lear – pozostaje on romantyczno-widowiskowy; i, co więcej, zarówno z filozoficznego, jak z etnologicznego punktu widzenia wydaje się nadal bardzo atrakcyjny, jak był atrakcyjny z punktu widzenia chłopięcej tęsknoty za przygodą ­­i ­egzotyką.

Choćby to imię: Wiele Przewag. Przewaga była jednym z najistotniejszych pojęć w słownictwie Wron. Jej ustanowienie – ucieleśniane przez wbicie laski w ziemię, by zakreślić granicę terytorium, którego nie wolno nikomu obcemu przekroczyć – wypełniało duchowe posłannictwo każdego członka plemienia. Każdy klan miał swoją laskę, którą niósł w bój jego przywódca. Gdy została osadzona, wojownik za cenę życia nie miał prawa się cofnąć za nią. Najwyższy szacunek przypadał tym, którzy najbardziej heroicznie bronili granicy, wielokrotnie stawiali i wytrzymywali przewagi; Wiele Przewag zaliczył ich kilkadziesiąt.

Pojęcie „przewagi” ujawnia wyjątkowo militarny charakter egzystencji Wron. Plemię żyło polowaniem na bizony i zarazem nieustanną wojną z paru innymi plemionami, zwłaszcza z Siuksami; wojna nie nadchodziła od czasu do czasu, lecz była wpisana w samo sedno ich istnienia jako przestrzeń spełnienia najwyższych cnót.

Paradoksem, przynajmniej dla mojej domorosłej historii Indian, okazuje się to, że ze względu na swój niejako sakralny wymiar wojna ta była istotniejsza dla Wron niż zagrożenie inwazją białych osadników. To bardziej z Siuksami niż z wojskami białych Wrony musiały się liczyć w chwili, gdy podejmowały strategiczne decyzje co do przyszłości. Wiele Przewag w tej wojnie miał okazję uczestniczyć; miał okazję poznać wszystkie, konkretne i symboliczne wymiary życia za czasów, gdy bizony jeszcze nie odeszły. Zarazem stał się bardzo szybko obserwatorem nieodwołalnej przemiany kulturowej, w wyniku której życie Indian amerykańskich uległo całkowitemu przeobrażeniu i w dużej mierze unicestwieniu.

I tu zaczyna się najbardziej nieoczekiwany rozdział w jego życiu – dla książki Leara fundamentalny. Choć zawarte w niej opisy życia plemiennego za czasów bizonów są fantastycznie ciekawe, Leara nie interesuje zanadto ani nostalgia wspominania, ani piękno utraconej przeszłości, ani melancholia rozpaczy, ani smaki goryczy. Tym, co pociąga go bezbrzeżnie w życiu (a nawet można powiedzieć: w dziele) Wielu Przewag, jest tytułowa „radykalna nadzieja”.


NADZIEJA, CZYLI MĘSTWO

Radykalna nadzieja to postawa wiary w przyszłość tam, gdzie nie ma jeszcze żadnej możliwości, by ją sobie wyobrazić. Nie da się jej zrozumieć, tak jak nie da się określić, czym miałoby być dobro, które mogłoby się kiedyś urzeczywistnić. Nie wypełnia tej nadziei żadna treść, żadna koncepcja; nie ma ku niej żadnych przesłanek, nie ma dla niej żadnych słów; jest pusta i naga, powstała w przestrzeni zniszczonej, w której nic jej nie sprzyja. Nic tej nadziei nie charakteryzuje – poza tym, że jest.

Wedle Leara radykalna nadzieja, której powierzył się Wiele Przewag, dała Wronom szansę przetrwania; bez niej nie mieliby dzisiaj własnych ziem wokół Little Big Horn i wyjątkowo korzystnego dla siebie (jak na Indian) prawa, które je im gwarantuje, i nie stanowiliby żadnej zwartej i całkiem dynamicznej społeczności – a taką wciąż w dzisiejszych Stanach są. Prawdopodobnie w ogóle by ich nie było jako plemienia i jako wspólnoty.

Kiedy Wiele Przewag mówi, że odkąd bizony odeszły, nic się nie wydarzyło, ma rację, ma swoje racje. Kiedy powierza się wymyślaniu przyszłości w miejscu, z którego nie widać niczego, co byłoby możliwe, ma również rację i swoje inne racje. To są dwa rozłączne porządki, równie skrajne i równie konieczne. Ich połączenie jest i niesamowite, i piękne, i niepojęte. I jeden, i drugi to lekcja przenikliwej inteligencji.

Wymyślanie nie jest zresztą trafnym określeniem; za dużo w nim pobrzękuje racjonalnego, europejskiego starania. Albowiem to, co ma ewentualnie kiedyś przyjść, co ma utwierdzić i ukonkretnić radykalną nadzieję, dla Wron już się niejako stało, choć dopiero czas będzie mógł to zdarzenie wyjaśnić – i być może będzie wyjaśniał dalej. Stało się w założycielskim śnie Wielu Przewag, kiedy ten miał dziewięć lat. Dekady później sen ten nadal będzie prowadził Wiele Przewag, podsuwał mu interpretację zdarzeń, i będzie prowadził jego plemię, przeprowadzał je w przyszłość.

Sny chłopców były dla Wron ważne i wizjogenne; starszyzna odczytywała z nich najważniejsze problemy wspólnoty (po freudowsku mówiąc: lęki) i możliwości ich rozwiązania. Sen młodego Wielu Przewag – fantastycznie przez Leara analizowany – mówił o nieuchronnej zagładzie, która się zbliża, lecz dawał też do zrozumienia, że istnieje jedyna, całkowicie nieokreślona, ale jednak uchwytna szansa, by uniknąć najgorszego losu i ocaleć z hekatomby. Tej szansy Wiele Przewag spróbuje się trzymać.

W podwójnym potrzasku przeważających coraz bardziej sił, Siuksów z jednej, białych z drugiej strony, Wrony zawarły umowę z armią federalną i stanęły do walk z Siuksami i Czejenami po jej stronie. Jako wódz Wron od dwudziestego ósmego roku życia Wiele Przewag prowadził zręcznie negocjacje z władzami waszyngtońskimi dotyczące ziem Wron w Montanie. Udało mu się, mimo różnych z ich strony oszustw, utrzymać część tradycyjnego terytorium i uchronić lud Wron przed zamknięciem w rezerwacie. Nieraz jeździł do Waszyngtonu na negocjacje.

To nie są w większości fakty do miłych osądów, oskarżenia pod adresem Wron o odszczepieństwo i zdradę nie należały do najcięższych. Wiele Przewag został wodzem Wron w tym samym roku, w którym rozegrała się słynna bitwa pod Little Big Horn. Siedzący Byk, jej zwycięzca, odwiedził go później w Montanie i odsądził jego postępowanie od czci; sam wkrótce zginie.

Jonathan Lear próbuje nie oceniać wartości obu tak bardzo odmiennych taktyk, lecz sercem i rozumem jest po stronie Wielu Przewag. Zacytuję jedno tylko zdanie: „Człowiek mężny to ktoś, kto osiągnął doskonałość w podejmowaniu ryzyka”. Sięgając krytycznie po arystotelesowskie rozważania o męstwie z „Etyki nikomachejskiej”, Lear dokonuje porywającej egzegezy działań i wyborów Wielu Przewag. Nie jest to w żadnej mierze pochwała rozumu praktycznego, nie o to chodzi. Jest to, mówiąc w największym skrócie, pochwała radykalnej nadziei jako męstwa i aktu odwagi, nadziei, którą zawierał już sen dziewięcioletniego chłopca i która w obliczu spustoszenia kulturowego stała się gażą etyki wodza, przekazanej całemu plemieniu.

Piotr Nowak nazywa książkę Leara „podręcznikiem pierwszej pomocy po upadku znanego nam świata”. Cokolwiek powiedzieć, czyta się ją w jedną noc, z wypiekami na twarzy, jak niegdyś „Ostatniego Mohikanina” czy „Małego Bizona”.


***

„Radykalna nadzieja” ukazała się w znakomitej serii Biblioteka Kwartalnika Kronos, redagowanej przez Piotra Nowaka, jednego ze spiritus movens fakultetu filozofii na Uniwersytecie w Białymstoku. Jak donosi właśnie prasa, ze względów finansowych fakultet ma zostać zamknięty (fakultet filozofii! na uniwersytecie!!). Biały człowiek znowu zdradził. Trzymajmy kciuki za ostatnich białostockich filozofów, by umieli osadzić laski przewagi i go oskalpować.


Jonathan Lear „Radykalna nadzieja. Etyka w obliczu spustoszenia kulturowego”, przekład Marcin Rychter, wstępem poprzedził Piotr Nowak, Biblioteka Kwartalnika Kronos, Warszawa 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, historyk literatury, eseista, tłumacz, znawca wina. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W 2012 r. otrzymał Nagrodę Literacką NIKE za zbiór „Książka twarzy”. Opublikował także m.in. „Szybko i szybciej – eseje o pośpiechu w kulturze”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2014