Odchodzenie

Jarosław Iwaszkiewicz: DZIENNIKI 1964-1980 - "Okropnie pokochałem małego Tropika. Hania pyta się, co ty widzisz w tym psie? Jak to co? Pokochał mnie i będzie kochał do końca mojego czy swojego życia, nie będzie się żenił ani rozwodził, nie będzie naciągał mnie na pieniądze, nie będzie pisał książek i szukał protekcji, nie obszczeka mnie wśród innych piesków, nie będzie miał ambicji, które przerosną jego uczucia, a najwyżej będzie się napierał kawałka sera. Czyż to nie najlepszy przyjaciel?".

03.01.2012

Czyta się kilka minut

Zapis ze stycznia 1966 roku daje przedsmak klimatu, w jakim utrzymany jest trzeci i ostatni tom "Dzienników". Narastająca mizantropia, świat dookolny postrzegany jako źródło opresji. Rzadkie chwile zachwytu potęgujące jeszcze poczucie obcości, bo przywołujące szczęśliwszą przeszłość. Niewiara w siebie ("Czy zmarnowałem moje życie?") i w wartość własnego dzieła paradoksalnie złączona z pretensją do innych, że tego dzieła nie umieją docenić, a jego autora traktują instrumentalnie.

"O tym, czym ja jestem, nikt nie myśli, partia potrzebuje mnie dla reklamy, rodzina dla pieniędzy, redakcja »Twórczości« dla parawanu - ja sam jako taki nic nie znaczę" - notuje Iwaszkiewicz w styczniu 1976 roku. "»Żona mnie zdradziła, przyjaciel mnie zawiódł, dzieci mnie opuściły - zostały mi tylko psy«. Powtarzam to sobie w kółko i bardzo mi jest smutno. Na szczęście żona zdradziła tylko z Panem Bogiem" - ten cytat z lutego 1974 przywołują wszyscy...

"Dzienniki" tak bardzo odsłaniają rozmaite małości i słabostki autora, że łatwo skonstruować na ich podstawie akt oskarżenia, pokazać Iwaszkiewicza jako zakłamanego oportunistę i nienawistnika. Można też - jak to zrobił Paweł Smoleński w "Gazecie Wyborczej" - zestawić dziennikowe zapisy z historią Polski tamtych lat, dowodząc obojętności autora "Sławy i chwały" wobec wydarzeń Marca, Grudnia czy Czerwca, jego naiwności politycznej i zapatrzenia we władzę. Wskazać sprawy, o których "Dzienniki" milczą, a zdaniem recenzenta milczeć nie powinny.

Taka lektura wydaje mi się jednak tyleż ryzykowna, ile pozbawiona sensu. O tym, że Iwaszkiewicz nie podpisał Listu 34 ani protestu przeciw zmianie konstytucji i nie wstąpił do KOR-u, przecież wiemy i - by tak powiedzieć - nie za to go kochamy. O tym, że wybitni pisarze obsmarowują w dziennikach swoich kolegów, a także ludzi bliskich, także wiemy - starczy poczytać Marię Dąbrowską czy Kisiela. Owszem, Iwaszkiewicz nazywa Antoniego Słonimskiego świnią, jest to jednak klasyczny przykład konfliktu między dawnymi przyjaciółmi, a Słonimski pod koniec życia nie zaniedbywał żadnej okazji, by Iwaszkiewiczowi dogryźć (czynił to zresztą głównie na łamach "Tygodnika"). Bardziej mnie interesuje dalszy ciąg tej historii: najpierw odruch szczerego współczucia ze strony Iwaszkiewicza dla dawnego przyjaciela po śmierci jego żony, potem znaczący gest Jerzego Turowicza, który prosi Iwaszkiewicza o spisanie dla "TP" wrażeń z pobytu w Rzymie podczas Wielkiego Tygodnia 1979 roku. Iwaszkiewicz, niby to oburzony, zaraz jednak ów tekst do "Tygodnika" wysyła... Wcześniej zaś, po obchodzonym w lutym tegoż roku 85-leciu stwierdza w dzienniku, że jubileuszowe fety pozostawiły "przykry osad", jako wyjątek odnotowując "list od Czesia" (Miłosza) i list od Wiktora Woroszylskiego - związanego wszak z opozycją i z redakcją podziemnego "Zapisu".

No i pamiętajmy, bo to najważniejsze, że ów pełen pretensji do świata, naiwny i pyszny zarazem mizantrop wtedy właśnie pisze większość "Opowiadań muzycznych", "Zarudzie", "Sny", "Ogrody", "Sérénité" i wspaniałe późne wiersze zebrane w tomach "Mapa pogody" i "Muzyka wieczorem". Wątpiący w siebie, świadom zbliżającej się śmierci, otoczony w podupadłym Stawisku przez duchy umarłych (Anna Iwaszkiewiczowa umiera niedługo przed mężem po długiej chorobie), zachowuje do końca wielką pisarską klasę. A w "Dziennikach" pozostawia autoportret - nieretuszowany, niejednoznaczny i przez to tym bardziej poruszający. (Czytelnik, Warszawa 2011, ss. 674. Opracowanie i przypisy: Agnieszka i Robert Papiescy, Radosław Romaniuk. Wstępem opatrzył Andrzej Gronczewski.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2012