Oda do apokalipsy

Pierwsza wojna światowa była nie tylko starciem żołnierzy. Swoją wojnę toczyli też intelektualiści i literaci z Niemiec, Francji, Anglii czy Włoch. Przynajmniej na początku.

27.01.2014

Czyta się kilka minut

Obraz „Germania” Friedricha von Kaulbacha, 1914 r. /
Obraz „Germania” Friedricha von Kaulbacha, 1914 r. /

Sto lat temu, na początku 1914 r., polityczna „prognoza pogody” dla Europy była raczej pesymistyczna, ale nikt nie przeczuwał nadejścia burzy. Jest poważnie, ale nie beznadziejnie: oceniał liberalny stołeczny dziennik „Berliner Tageblatt”. 4 stycznia 1914 r. w rubryce „polityczny przegląd tygodnia” autor tej renomowanej gazety przejawiał nawet optymizm: „Po tym, jak w roku 1912 i 1913 przez Bałkany przetoczyły się konflikty wojenne, sytuacja trochę się uspokoiła [mowa o dwóch wojnach bałkańskich: w 1912 r. między Turcją a koalicją antyturecką i w 1913 r. o podział ziem odebranych Turcji między Bułgarią a Rumunią, Serbią i Grecją; z obu wzmocniona wyszła zwłaszcza Serbia – red.]. Teraz pałeczkę ma przejąć dyplomacja, a pojawiające się pewne różnice zdań nie dają powodu do niepokoju”.

WOJNA NA SŁOWA

Fatalna pomyłka. Latem 1914 r. to właśnie bałkańska beczka prochu miała wywołać globalną pożogę, o której pamięć wraca dziś – w setną rocznicę wydarzeń, w zachodniej publicystyce określanej dziś czasem skrótem „14/18” (trochę na wzór nowojorskiego „9/11”).

Ostatnia kanikuła tamtej starej Europy skończyła się 28 lipca 1914 r., gdy Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii; w następnych dniach, zgodnie z logiką dwóch sojuszy, w stan wojny wstępowały kolejne kraje. Niezliczone tłumy w Rzeszy Niemieckiej, w austro-węgierskiej dualistycznej monarchii, we Francji, Wielkiej Brytanii i Rosji zareagowały na to entuzjazmem, wierząc w szybkie zwycięstwo – Ententy bądź Sprzymierzonych (jak zwano wtedy koalicję Berlina z Wiedniem). Ale otrzeźwienie, rozczarowanie i pesymizm przyszły szybko: już po niewielu miesiącach na wszystkich frontach doliczono się łącznie trzech milionów – zabitych, rannych, wziętych do niewoli. „Długi wiek XIX”, który zaczął się w 1789 r. od Rewolucji Francuskiej, kończył się w 1914 r. – definitywnie i katastrofalnie.

Ale zanim głos zabrały ciężkie działa i karabiny maszynowe – to od ognia jednych i drugich zginąć miała ogromna większość z żołnierzy poległych w latach 1914-18 – w Europie zaczęła się nieznana wcześniej wojna na słowa, przyjmująca często postać wynaturzonej apologii przemocy. Euforyczna oda do wojny: tak można streścić to, co latem 1914 r. wygłaszali niezliczeni intelektualiści, artyści, literaci. Wojna z reguły jest katalizatorem nacjonalizmu, jednak wolno zadać dziś pytanie: dlaczego sto lat temu, w ówczesnych społeczeństwach dobrobytu, jakimi były np. Niemcy i Anglia, „dusza narodu” przybrała tak brutalny kształt?

USZLACHETNIENI

Wśród europejskich mocarstw Cesarstwo Niemieckie było wówczas parweniuszem. Niemiecka jedność, dopełniona w 1871 r., nie była wynikiem np. udanej rewolucji mieszczańskiej, lecz konsekwencją trzech wojen wygranych przez Prusy (z Danią, Austrią i Francją). Na początku XX w. kompleks niższości Niemców jako „spóźnionego narodu” artykułował się także w absurdalnej wierze w wyższość ich kultury nad zachodnią „cywilizacją”. Symbolem niemieckiej „duchowej głębi”, przeciwstawianej kulturze francuskiej i angielskiej (tę ostatnią określano pogardliwie jako Krämergeist, duch kupczyków), stał się choćby dorobek Richarda Wagnera. Na wschodzie z kolei czaił się rosyjski moloch, barbarzyńska tyrania. „Tym razem światło nie przyjdzie ze wschodu” – pisał poeta Stefan George. W 1914 r. większość Niemców odczuwała kulturalną i moralną wyższość wobec wszystkich wkoło – w istocie poczucie to było jednak wyrazem samoizolacji, tyleż hardej, co przekornej.

Pierwszą ofiarą I wojny światowej padli – prócz jak zwykle prawdy – także niemieccy intelektualiści. Nawet tak wybitny pisarz jak Thomas Mann, wcześniej utrzymujący liczne kontakty zawodowe i osobiste z kolegami z różnych krajów, latem 1914 r. dołączył do mainstreamu – i obwieścił, że walka na froncie to „wielkie wydarzenie duchowe”. W swych „Rozważaniach człowieka apolitycznego” Mann pisał o z dawna upragnionym „oczyszczeniu”, o „uszlachetnieniu, jakiemu wojna poddaje człowieka” i „pożegnaniu z sytym światem czasu pokoju”, którego wcale nie żałował. Późniejszy noblista opiewał „niemiecki charakter” i bój między „niemiecką kulturą a francuską cywilizacją” („cywilizację” traktując pejoratywnie, jako pozbawioną głębszej kultury). Później zmienił zdanie – ale w 1914 r. także on dostarczał wyższego uzasadnienia dla „szczęku oręża”.

„HUNOWIE U BRAM”

Wszelako nie tylko niemiecka elita witała wojnę z ochotą.

Rudyard Kipling – pierwszy brytyjski laureat Nobla z literatury i autor światowego bestsellera „Księga dżungli” – całym sercem poparł wojenną misję Imperium. W 1914 r. wzniósł się na wyżyny wojennej euforii, publikując wiersz „The hun is at the gate”, „Hun u bram” [Hun to brytyjski odpowiednik polskiego Szwaba – red.]. Kipling stał się więc nieformalnym liderem opinii brytyjskiej elity artystycznej. W ślad za nim podążyli inni – także grupa 52 brytyjskich pisarzy, którzy opublikowali list otwarty z poparciem dla „sprawiedliwej wojny przeciwko Niemcom”; wśród sygnatariuszy byli także Arthur Conan Doyle i H.G. Wells.

Po przeciwnej stronie odpowiedziało im 93 prominentnych przedstawicieli niemieckiego życia duchowego – publikując apel-manifest z poparciem dla „czystej i sprawiedliwej sprawy niemieckiej”. W grupie tej na werbalny front wyruszyli m.in. żydowski reżyser teatralny Max Reinhardt oraz fizyk i noblista Wilhelm Röntgen. Inny noblista, pisarz Hermann Hesse, początkowo dołączył do narodowej euforii i zgłosił się nawet na ochotnika do wojska. W jego przypadku otrzeźwienie przyszło szybko: w eseju „Oh Freunde, nicht diese Töne” („Och, przyjaciele, nie tym tonem”; tytuł nawiązywał do Schillera) Hesse wystąpił przeciw erupcji nacjonalizmu, za co zapłacił wysoką cenę: dostawał listy z nienawistnymi tyradami, bojkotowano jego książki. W efekcie Hesse wyemigrował do Szwajcarii.

OCHOTNICY

To zdumiewające, z jakim impetem wielu niemieckich artystów i ludzi pióra, którzy wcześniej podróżowali np. do Francji, by poznać ludzi i kulturę, i wracali zachwyceni, teraz podchwycili wojenny ton. Większość z nich zgłosiła się zresztą także na ochotnika do służby wojskowej. Max Beckmann, najważniejszy niemiecki malarz początku XX w., nie był żadnym nacjonalistą, można by go nazwać nieprzekupnym obserwatorem ludzkiego cierpienia. Nie został zmobilizowany, zgłosił się sam. Trafił na front wschodni, był sanitariuszem w bitwie pod Tannenbergiem latem 1914 r. [wojska niemieckie rozbiły w niej armie rosyjskie, które wdarły się do Prus Wschodnich, zadając im ciężkie straty – red.]. Obrazy i ryciny Beckmanna, przedstawiające np. pobojowisko, stały się później jednymi z najbardziej przejmujących dokumentów tej wojny.

Dwie główne w Niemczech grupy artystyczne, skupiające ekspresjonistów – „Die Brücke” i „Der Blaue Reiter” – właściwie przestały istnieć: ich członkowie albo padli w boju, albo musieli opuścić Niemcy, jeśli byli cudzoziemcami (jak rosyjski malarz Wassily Kandinsky). Na froncie szybko zginęli August Macke i Franz Marc. Erich Heckel walczył we Flandrii, Max Pechstein i Otto Mueller we Francji, Karl Schmidt-Rottluff na froncie rosyjskim. Większość z nich była ochotnikami, jak Ernst-Ludwig Kirchner; większość, jak Otto Dix, doświadczyła wojennych cierpień niemal od pierwszego do ostatniego dnia wojny. Prawie wszyscy popadli początkowo w narodową euforię wojenną – i prawie wszyscy wracali do domu (jeśli wracali) rozczarowani i chorzy, na ciele i duszy.

„DOŚWIADCZENIE ESTETYCZNE”

Także literaci fetowali początkowo „doświadczenie sierpniowe”, jak bagatelizująco określano początek wojny. Niemieccy poeci Richard Dehmel i Hermann Löns zgłosili się na ochotników. Ekspresjonista Ernst Wilhelm Lotz cieszył się, że może „doświadczyć estetycznie” wojny. W ich ślady szli Austriacy Robert Musil i Joseph Roth – i oczywiście młodziutki Ernst Jünger, późniejszy słynny piewca I wojny światowej (jego książkę „In Stahlgewittern” już w okresie międzywojennym przetłumaczono na wiele języków, także polski; tu jako „W stalowych burzach”). Z kolei we Francji – jak pisze historyk Michael S. Neiberg, autor książki „Taniec furii” [jej polski przekład właśnie się ukazuje – red.] – już w połowie listopada skonstatowano z przerażeniem, że w ciągu trzech miesięcy wojny zginęło na froncie 20 znanych francuskich pisarzy, a 30 zostało ciężko rannych.

Ale nie tylko uznani literaci chwytali za pióro albo/i karabin, by stanąć w szeregu, werbalnym bądź/i żołnierskim. Gazety z wszystkich walczących krajów zostały wręcz zalane przez listy czytelników, którzy nadsyłali swoje wojenne wiersze (bądź co bądź, prasa była wówczas głównym środkiem masowego przekazu). Ktoś policzył, że w pierwszych tygodniach sierpnia w samych Niemczech redakcje gazet otrzymywały do 50 tys. listów dziennie.

„TO PRAWDZIWE ŻYCIE”

Jeden z wierszy głosił: „Pójdź, razem ruszymy na śmierć / Moje ciało, wydam je chętnie / Na kule i granaty / Dopóki nie trafią nas / Dopóty kampania trwa”. Autorem tych rymów nie był bynajmniej poeta początkujący, lecz znany dramaturg Gerhart Hauptmann, rodem ze Śląska, w 1912 r. wyróżniony Noblem. Nawet dzieci słały swe rymowane pragnienia do prasy: „Oh Hindenburg tu’ weiter siegen / damit wir wieder schulfrei kriegen” [co można by było przełożyć jako „Bij, Hindenburgu, rosyjskie sokoły / abyśmy znów nie szli do szkoły”, gdyby pasujące tu, ale nie występujące w oryginale słowo „sokoły” nie było zbyt pozytywne; zwłaszcza po bitwie pod Tannenbergiem, w Niemczech uczczonej świętem państwowym, nastawienie do Rosjan cechowała raczej pogarda – przyp. tłumacza].

Satysfakcja płynąca ze zniszczenia: taka estetyczna podnieta cechowała zresztą rozliczne ruchy awangardowe z początku XX wieku. W 1909 r. włoski futurysta Filippo Tommaso Marinetti opiewał „miłość do niebezpieczeństwa”, precyzując, iż chodzi mu o „wysławianie wojny”. A po 1914 r. wielu włoskich awangardzistów dało upust swej fascynacji apokalipsą: „Zostawmy za sobą salony, idźmy tam, gdzie niebezpieczeństwo – to jest prawdziwe życie”.

Oczywiście, w europejskiej elicie intelektualnej tego czasu znaleźć można też głosy przeciwne – Francuz Romain Rolland i Austriak Stefan Zweig, dwaj pisarze, zresztą zaprzyjaźnieni, występowali przeciw nacjonalizmowi i wojnie. Poeta Yvan Goll i poetka Annette Kolb (oboje dwujęzyczni, francusko-niemieccy), Heinrich Mann (starszy brat Thomasa, krytyk Prus), późniejszy francuski komunista Henri Barbusse, niemieccy malarze George Grosz i Hans Arp – wszyscy oni występowali otwarcie przeciw wojnie, nie tylko w swoich pracach. Ich pacyfistyczne apele niewiele jednak mogły zdziałać.

KILKU Z LISTY

A potem było jak zwykle: po wojennej euforii nastąpiło śmiertelne otrzeźwienie. Żadna z dotychczasowych wojen nie przeorała tak dotkliwie środowisk kulturalnych Europy. Także ci, którzy na początku opiewali „duchową mobilizację”, ginęli bądź odnosili rany. Wśród tych francuskich twórców, którzy padli już w 1914 r., był 28-letni pisarz Alain-Fournier, nadzieja francuskiej powieści, a także 41-letni dramaturg i mistyk Charles Peguy. W 1917 r. na froncie wschodnim padł 30-letni Walter Flex, płodny poeta i pisarz; w 1918 r. nad Sommą zginął 19-letni, ale już świetnie zapowiadający się poeta Otto Braun (za jego życia opublikowano tylko jeden jego wiersz, a i to wbrew jego woli). Polegli włoscy futuryści: 33-letni malarz i rzeźbiarz Umberto Boccioni oraz 24-letni architekt i literat Ugo Tommei. Polegli Anglicy: 34-letni filozof Thomas Ernest Hulme i 29-letni pisarz Edward Thomas.

Zmarł na hiszpańską grypę 38-letni Guillaume Apollinaire, francuski poeta o korzeniach włosko-polskich, wcześniej ranny na froncie. „Hiszpanka”, grasująca po wyniszczonym wojną kontynencie, zabiła także malarzy Egona Schielego i Gustava Klimta. Zmarł w 1914 r. w krakowskim szpitalu poeta Georg Trakl, po próbie samobójczej. Wrażliwy i utalentowany, także on był ochotnikiem, w armii austro-węgierskiej służył jako sanitariusz. To, co oglądał na polach bitew Galicji, śmiertelnie zraniło jego duszę.

A to przecież tylko kilku – z bardzo długiej listy zabitych bądź okaleczonych.

FAŁSZYWE ANALOGIE

Jedno jest dziś pewne: I wojna światowa, „katastrofa pierwotna” Europy (jak ją nazwał amerykański historyk George F. Kennan), miała wielu ojców. Byli wśród nich nie tylko politycy i wojskowi. Zawiodły wtedy także elity intelektualne, pisarze i poeci. W przypadku Niemiec po euforii roku 1914 nastała klęska roku 1918, która miała stać się negatywnym mitem założycielskim Republiki Weimarskiej, z której „płodnego łona” – jak ujął to Bertold Brecht – zaledwie 15 lat później wypełzła III Rzesza Hitlera, ze znanymi konsekwencjami.

Ale czy to „łono” nadal jest „płodne”? Czy sto lat później może powtórzyć się podobna katastrofa? Także o tym dyskutuje się dziś w Niemczech, ale też w Anglii i Francji. Niektórzy historycy i dziennikarze przyrównują dzisiejsze Niemcy, gospodarczą potęgę, do państwa cesarza Wilhelma II. Tygodnik „Spiegel” twierdził niedawno, że „czym kiedyś była generalna mobilizacja armii jakiegoś państwa, tym może być dziś groźba doprowadzenia jakiegoś kraju do bankructwa, np. Grecji, jeśli jej obywatele nie spełnią żądań europejskich ministrów finansów”. Australijsko-brytyjski historyk Christopher Clark argumentuje wręcz – w swej poświęconej I wojnie światowej książce „Lunatycy”, która stała się już bestsellerem w wielu krajach – że sytuacja w Europie w 1914 r. była podobna do tej dzisiejszej, w czasach kryzysu euro.

To analogie fałszywe – i ahistoryczne. Nigdy jeszcze w historii Europy nie było tak efektywnego sojuszu polityczno-militarnego jak NATO ani tak efektywnego (mimo kryzysu) polityczno-gospodarczego związku państw jak Unia Europejska. I co równie ważne: w żadnym z krajów należących do tych sojuszów nie ma dziś ani śladu tamtej wojennej euforii. Pod tym względem historia Europy ani nie toczy się nadal, ani się nie powtarza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2014