Ładowanie...
Od Hani do księdza Adama
Od Hani do księdza Adama
W ten sposób dotarły do mnie artykuły, które sprawiły, że nie chciałem już czerpać informacji z telewizora. Dlatego dziś zdecydowałem się Wam podziękować.
Nie, nie jestem jednym z tych ludzi, którzy czytają Was od deski do deski. Bywa, że odkładam gazetę i po tygodniu orientuję się, że nawet do niej nie zajrzałem. Innym razem czytam kilka artykułów, jeszcze innym w pierwszy dzień ogarniam Was całych. Nie jest to jednak podyktowane brakiem chęci, lecz czasu. Bywa też, że wracam z pracy o 23, roznoszę dzieci z naszego łóżka do ich własnych, po czym kładę się i czerpię z Was spokój duszy. Jesteście doskonałym antydepresantem. Pamiętam, jak po bardzo ciężkim dniu otworzyłem „Tygodnik” i przeczytałem wywiad małej Hani z Andrzejem Grabowskim. To było wspaniałe uczucie: z każdym kolejnym pytaniem czułem, jak wkrada się we mnie poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Hania okazała się mądrzejsza od dziesiątek ludzi, którzy tego dnia mieli dla mnie dobre rady.
Kiedy czytam artykuły z działu Świat, to wiem, że nie ma tam grama przesady. Jestem spokojny, że wszelkie informacje dochodzące do mnie z zewnątrz zostaną przez Was przefiltrowane, a problemy pokazane bez zbędnego koloryzowania. W tym niespokojnym czasie jesteście moim podatkiem od wolności. Wolności, którą chcę widzieć taką jak w „Tygodniku”. Mam wszystkie numery od bodajże trzech lat. Jakiś „Tygodnik” leży niemal w każdym pokoju, o co (dziwota!) nie ma żalu moja żona. Jest jednak jeden problem: zwyczajnie nie mam serca, by pozbyć się starych numerów.
Nie prenumeruję Was z powodu innego podatku – podatku od przyjaźni, która łączy mnie i sprzedawcę gazet z mojej miejscowości. Jednak to wartość duchowa, którą mi przekazujecie, ma dla mnie największe znaczenie. Trochę to śmieszne, bo nie jestem żadnym gorliwym katolikiem. Kościół odwiedzam z rzadka, choć w tym roku częściej ze względu na I komunię świętą mojego syna.
Rok temu sprzedawca gazet z mojej miejscowości zaproponował mi wyjazd do
Warszawy – na odbywające się w Muzeum POLIN spotkanie z ks. Adamem Bonieckim. Zabawne, że dostałem się tam niemal cudem, po tym, jak sprzedawca gazet z mojej miejscowości wręcz wybłagał ochroniarzy, aby mnie wpuścili, bo muzeum pękało już wtedy w szwach. Pamiętam, że jak wszedłem do mniejszej sali z telewizorem na ścianie, poczułem coś fantastycznego. To było poczucie wspólnoty z ludźmi, którzy siedząc pod ścianą, głaskali głowy swoich małżonków albo śmiali się na słowa, które słyszeli z ust ks. Adama. Chciałem tam zostać na zawsze.
Nie jestem idealny, ale w całej tej swojej niedoskonałości doskonale czuję się z Wami. I właśnie za to chcę Wam wszystkim podziękować. Wszystkim: od Hani do księdza Adama.
Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]