Od Allaha do Jezusa

Droga, którą przeszły, jest długa i kręta. Dla niektórych przyjęcie chrztu oznaczało zerwanie z rodziną i przyjaciółmi. Ale – jak twierdzą – nie było wyjścia, gdy Jezus wezwał.

28.03.2016

Czyta się kilka minut

Od lewej: Sevil Maria, Selin Aksut  / Fot. Marcelina Szumer x 2
Od lewej: Sevil Maria, Selin Aksut / Fot. Marcelina Szumer x 2

Selçuk, zachodnia Turcja. U podnóża Góry Słowików słynącej z sanktuarium, w którym ostatnie lata życia spędzić miała Maryja, dosłownie vis-à-vis imponujących ruin dawnej bazyliki świętego Jana, w wąskiej uliczce na tyłach meczetu mieści się niewielki budynek przyklejony do innego. Z zewnątrz niczym się nie wyróżnia, tylko biały kolor świeżo pomalowanych ścian kontrastuje z otoczeniem. Na krużganku spore zamieszanie.

Dzieci bawią się z białym szczeniakiem labradora, dorośli wylewnie witają pojawiających się kolejno gości, wykładając na stół w pomieszczeniu kuchennym przygotowane przez siebie ciasta. Radosną wrzawę przerywa brat Maciej, kapucyn, który co sobotę przyjeżdża tu z domu Matki Bożej, by odprawić mszę dla katolickiej wspólnoty Emmaus.

Wierni przez kuchnię przechodzą do drugiego pomieszczenia położonego poniżej poziomu ulicy. Światło wpada do niego jedynie przez wąskie, wysoko umieszczone okna. Nie ma miejsca, by krzesła ustawić w rzędy, stoją więc wokół ołtarza. Wydaje się, że tak właśnie mogły wyglądać spotkania pierwszych chrześcijan. To przecież na ziemiach dzisiejszej Turcji dojrzewał Kościół Chrystusowy.

To wszystko dzięki miłości

– Dla mnie fakt, że mamy w końcu swój kościół, to jak cud, o który od wielu lat się modliłam – mówi Sevil Gul, nauczycielka tureckiego w jednej z selçuckich szkół. Faktycznie, wspólnota ma swoje miejsce do modlitwy zaledwie od dwóch lat. Wcześniej Sevil, a właściwie Sevil Maria (imię matki Zbawiciela przybrała w 2000 r., gdy przyjęła chrzest z rąk prawosławnego duchownego, który do Efezu przyjechał na pielgrzymkę z grupą wiernych), co niedzielę jeździła na msze do oddalonego o ponad 70 km Izmiru. Choć jako dziecko Sevil modliła się z rodzicami muzułmanami, nigdy nie czuła związku z islamem.

– Nie odnalazłam tam bożej miłości i zaczęłam zastanawiać się, jak to jest w kościele. W końcu poszłam do Domu Maryi i zaczęłam się modlić. Nie myślałam jeszcze wtedy o Jezusie, po prostu poczułam radość, spokój i miłość. Znalazłam to, czego przez całe życie mi brakowało.

To w Izmirze, na początku lat 90., jeszcze jako muzułmanka alewitka (odłam islamu przez niektórych uważany za sektę), pierwszy raz zapytała księży o możliwość przyjęcia chrztu.

– Nie odmówili, ale odradzali pośpiech. Tłumaczyli mi, że to musi być na prawdę przemyślana decyzja, bo konsekwencje mogą się okazać nie do udźwignięcia.

I rzeczywiście, łatwo nie było. – Część przyjaciół odwróciła się ode mnie.

Zarzucali mi, że chodzę do kościoła dla pieniędzy, albo że chcę sobie załatwić łatwy wyjazd do Europy [większość tureckich chrześcijan to obcokrajowcy – red.]. Rodzice łapali się za głowę pytając: „Co ty wyprawiasz?”, „Po co ci to?”. Nauczyciele w szkole przestali ze mną rozmawiać, dyrektor zagroził, że doniesie na mnie do ministerstwa edukacji. Do moich drzwi pukała też policja, chcieli dowiedzieć się, z kim w kościele rozmawiam i o czym. A ja po prostu czułam, że tu, w Kościele jest moje miejsce.

Sen o końcu świata

Selin Aksut, 18-latka o ciemnych włosach i głębokim spojrzeniu, do Kościoła trafiła podobnie jak Sevil i tak jak ona twierdzi, że podążanie drogą Jezusa jest jej przeznaczone.

– Gdy byłam mała, mówiłam rodzicom, że chcę wziąć ślub w kościele, bo tylko taki jest prawdziwy. Rodzice, muzułmanie, choć niezbyt restrykcyjni, śmiali się wtedy ze mnie – opowiada Selin. Teraz rodzina już się nie śmieje, przeciwnie. – Nie zabraniają mi chodzić do kościoła, ale proszą, bym nie przyjmowała chrztu, dopóki nie skończę 20 lat. Chyba myślą, że skoro jestem jeszcze młoda, to zmienię zdanie – zastanawia się. – Gdy byłam małą dziewczynką, moi rodzice się rozwiedli. Czułam się brzydka i nieszczęśliwa, ale zawsze w złych chwilach śnił mi się człowiek, który mówił, żebym była spokojna, że wszystko będzie dobrze. Potem o tym zapomniałam. Gdy trochę dorosłam i wciąż czułam się zagubiona, powiedziałam: „Boże, jeśli chcesz, bym w Ciebie uwierzyła, daj mi jakiś znak” – wspomina Selin. – Tej samej nocy przyśnił mi się koniec świata. Wiał potężny wiatr, obejmowałam resztkę jakiegoś muru, by mnie nie porwał. Wtedy pojawił się ten człowiek z poprzednich snów i powiedział, że chce, bym została chrześcijanką.

Selin uważa, że tak wcześniej, jak i wtedy przyśnił jej się Jezus:

– Następnego dnia opowiedziałam o śnie najlepszej przyjaciółce i wiesz, co się okazało? Że ona jest chrześcijanką! Bała mi się powiedzieć, bo myślała, że nie będę chciała z nią rozmawiać.

Tak zaczęła się droga Selin do Jezusa. Co sobotę przychodzi na mszę, a dwa razy w tygodniu na spotkania modlitewne do zgromadzenia Emmaus. Rozstała się z chłopakiem muzułmaninem, który naciskał, by porzuciła drogę Chrystusa. Teraz spotyka się z Roberto, katolikiem z tego samego miasta.

– Modliłam się: „Jezu, jeśli mam wytrwać na Twojej drodze, ześlij mi ludzi, którzy mi w tym pomogą”. I On jak zwykle mnie wysłuchał – uśmiecha się Selin. Czasem chodzi też na spotkania wspólnoty protestanckiej.

– Zawsze to Bóg sam do mnie przychodził i wskazywał mi drogę, myślę, że tak będzie i tym razem – podsumowuje. W obu wspólnotach witana jest z otwartymi ramionami.

Wypisać się z islamu

Protestantką, a dokładniej członkinią wspólnoty anglikańskiej, jest za to Farizet Clark: – Urodziłam się w rodzinie muzułmańskiej, ale nigdy nie zmuszano mnie, bym chodziła do meczetu. Rodzice mieli swobodne podejście do wiary, dlatego nikt nie zdziwił się, gdy zdecydowałam się na apostazję. Po prostu nigdy nie czułam się muzułmanką i drażniło mnie, że takie wyznanie mam wpisane w dowodzie osobistym – opowiada.

To było kilkanaście lat temu, gdy według tureckiego prawa można było bez problemu zmienić wyznanie, ale do zrzeczenia się religii w ogóle wymagana była zgoda sądu. – Przyjaciele powiedzieli mi, że nigdzie nie znajdę prawnika, który mi pomoże, więc sama musiałam przebrnąć przez gąszcz przepisów, nim w końcu moje państwo uznało mnie za agnostyczkę. Sprawa toczyła się przez kilka miesięcy. Sędzia wypytywał o powody, ale powiedziałam, że państwo nie powinno ingerować w moją prywatną sprawę, jaką jest religia – opowiada Farizet, która „bezwyznaniowcem” pozostała niedługo.

– Wkrótce po „wypisaniu się” z islamu poznałam swojego przyszłego męża, Austra- lijczyka, chrześcijanina wyznania anglikańskiego. Zabrał mnie pierwszy raz do kościoła znajdującego się na terenie ambasady brytyjskiej w Ankarze. Poznałam tam ojca Geoffreya i to on pomógł mi odnaleźć Jezusa, jednak kilka lat trwało, zanim upewniłam się w mojej wierze. Trudno było zrozumieć, że Jezus i Bóg są różni, ale są jedną istotą – zamyśla się Farizet.

Dopiero po kilku latach przyjęła chrzest: – Nigdy nie porównywałam chrześcijaństwa i islamu, nigdy też specjalnie nie szukałam religii. Mam wrażenie, że to Jezus odnalazł mnie, gdy byłam gotowa, by w niego uwierzyć – opowiada. Dodaje, że chrześcijaństwo to drogowskaz, który prowadzi ją przez życie i pomaga być lepszym człowiekiem.

Zakochana w kazaniach

Bez porównań nie obyło się za to w przypadku Petek Evirgen, którą od dzieciństwa drażnił zapach butów piętrzących się przed wejściem do każdego meczetu. Z domu muzułmanka, do kościoła chodzi co niedzielę. Zaczęło się, gdy jej tata zachorował na raka.

– Mieszkaliśmy wtedy w Ankarze, był już wieczór, gdy poszłam modlić się za ojca w meczecie Kocatepe. Nagle zgasło światło, wychyliłam się więc z balkonu zobaczyć, co się dzieje. Wtedy hoca [nauczyciel – red.] zaczął na mnie krzyczeć. Że co ja tu robię, skąd się wzięłam. Właściwie wyrzucił mnie z meczetu, i to w chwili, gdy tak bardzo potrzebowałam porozmawiać z Allahem! – denerwuje się Petek, przywołując wspomnienia sprzed przeszło 20 lat.

Szukając pociechy, z meczetu trafiła... do wróżki. To ona odesłała ją do kościoła, a właściwie cerkwi: – Powiedziała, że w Stambule mieszka niezwykły duchowny, który ma moc uzdrawiania. Pojechałam do niego pociągiem do dzielnicy Bostancı. Stałam w kolejce z numerkiem przed niewielkim pokojem, w którym przyjmował. Gdy przyszła moja kolej, zapytał o intencję, położył mi rękę na głowie i zaczął się modlić po łacinie. Po tym spotkaniu odważyłam się wejść do kościoła i tam się pomodlić. Zaczęłam płakać i błagać o zdrowie dla ojca. Wokół mnie pojawili się ludzie. Podchodzili i pytali, co mi jest, czy można mi jakoś pomóc. Powiedziałam, że ojciec choruje, a oni obiecali się za niego modlić. Tyle ciepła i zainteresowania! Wszystko, czego nie otrzymałam od wyznawców własnej religii.

Petek nigdy nie zdecydowała się na chrzest. Na razie dużo czyta. Ostatnio „Nowe powody, by wierzyć” Aydına Türkgücü. – To porównanie trzech wielkich religii monoteistycznych pióra tureckiego teologa. Bardzo ciekawe! – zachwala. No i te msze co niedzielę. – Najbardziej lubię kazania – zawsze w jakiś dziwny sposób odnoszące się do tego, co dzieje się w moim życiu.

Klimat do wiary

Jak to możliwe, że w kraju, w którym ponad 98 proc. społeczeństwa stanowią muzułmanie, jest w ogóle miejsce dla chrześcijan, a za zmianę wyznania nie płaci się głową?

– Turcja już w czasach Imperium Osmańskiego umożliwiała rozwój klasztorów i zakonów, a ówczesne relacje muzułmańsko-chrześcijańskie wpisały się w mentalność współczesnych chrześcijan, których jest tu dziś około 200 tys. [na 80 mln mieszkańców kraju – red.] – opowiada brat Maciej Sokołowski, który w Turcji jest od przeszło siedmiu lat.

Przypomina, że po upadku Imperium, gdy Mustafa Kemal Atatürk tworzył na jego ruinach republikę, religię w ogóle, tak chrześcijaństwo, jak i islam, zepchnięto na margines. – Zamknięto szkoły koraniczne, zakazano budowania meczetów, zlikwidowano sądy kierujące się prawem szariatu. Zmieniono kalendarz tak, że początek ery zaczęto liczyć nie, jak dotąd, od ucieczki Proroka z Mekki, lecz od narodzin Jezusa Chrystusa, a zapis o islamie jako religii państwowej usunięto z konstytucji.

Dopiero w latach 50. ubiegłego stulecia religia znów zyskała na znaczeniu, a fakt, że władze Turcji na powrót zaczęły flirt z islamem, paradoksalnie pomógł i dalej pomaga chrześcijanom, bo – jak twierdzi brat Maciej – wspólnoty religijne uzyskały nowe możliwości rozwoju. I choć nawracanie muzułmanów na wiarę w Chrystusa nie jest zbyt mile widziane, nikt nikogo za to nie ściga.

– Większość konwertytów z islamu nie chodziło regularnie do meczetu, choć oczywiście siłą rzeczy sympatyzowali oni z religią swoich rodziców. Często jednak pod wpływem poznanych chrześcijan zaczęli odkrywać Jezusa – mówi brat Maciej.

Początkowo niektóre chrześcijańskie wspólnoty w Turcji odmawiały chrzczenia muzułmanów. Częściowo ze strachu przed reakcją otoczenia, częściowo dlatego, że duchowni wątpili w duchową przemianę konwertytów. Teraz to się zmienia. Coraz częściej konwertyci z islamu to wykształceni ludzie podejmujący świadomą decyzję. Tak jak Sevil Gul. Co jest dla niej w chrześcijaństwie najpiękniejsze?

– Grzeszę, popełniam błędy, ale za każdym razem Jezus pomaga mi się podnieść, jest zawsze przy mnie. Odczuwam wewnętrzną radość i spokój, pozbyłam się ciągłego poczucia winy, bo wiem, że Jezus przebacza nam nasze słabości – odpowiada. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2016