Obywatele zabrali głos

Dwie trzecie Chorwatów zdecydowało w referendum, by do konstytucji wpisać definicję małżeństwa jako wspólnoty mężczyzny i kobiety. Uniemożliwi to wprowadzenie małżeństw homoseksualnych, czego chce rządząca lewica.

10.12.2013

Czyta się kilka minut

Demokracja to rządy ludu. Ale wiadomo, że nie chodzi ani o lud (lecz o obywateli), ani też nie sprawuje on bezpośrednio władzy (bo czynią to wybrani w wyborach przedstawiciele). Jednak w Chorwacji lud postanowił wziąć sprawy w swoje ręce – i zmienić konstytucję bez pośrednictwa parlamentu.

Lud wymyślił referendum, zebrał odpowiednią liczbę podpisów, a rządzącym nie pozostało nic innego, jak je rozpisać. I lud zmienił konstytucję, dopisując do niej – wbrew większości parlamentarnej – zapis o definicji małżeństwa, który brzmi: „małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny”.

DWIE INTERPRETACJE

Jest niedziela, 1 grudnia. W strzelistej, neogotyckiej katedrze – górującej nad starym miastem w Zagrzebiu – zbiera się więcej wiernych niż zwykle. Kościół katolicki popiera zmiany w konstytucji, proponowane przez organizację „W imię rodziny”. Większość wiernych już była przy urnie albo wybiera się po Mszy. Zagłosuje zapewne „za” inicjatywą. Jak się potem okaże, zwolenników będzie przeszło 65 proc., a nowy zapis do konstytucji zostanie wpisany automatycznie; nie musi go już zatwierdzać parlament.

Przeciwnicy zmiany konstytucji – skupieni wokół różnych organizacji pozarządowych, wspierani przez rząd i prezydenta – powoływali się na „wartości europejskie” i „nowoczesność”. Protestowali przeciw temu, aby – jak mówili – pogląd jednej wspólnoty wyznaniowej (fakt, że dominującej) uznano za standard. Pokazywali mapę Europy. Na czerwono zaznaczyli kraje, gdzie konstytucja nie definiuje małżeństwa (Zachód), a na zielono te, gdzie taki zapis jest (Wschód). Na zielonej części obok Polski znalazły się Ukraina, Białoruś, Mołdawia, Serbia i Węgry. Mapa – twierdzili przeciwnicy zmiany – wskazywała granicę między cywilizacjami: zachodnią „nowoczesną” i wschodnią „zacofaną”, zaś Chorwacja ma przeorientować się teraz na Wschód, czyli tam, skąd uciekała po rozpadzie Jugosławii. Pewna publicystka pisała nawet: „W poniedziałek po referendum Chorwacji obudziła się na Bałkanach”. Niektórzy mówili o „faszyzacji” życia politycznego. Tymczasem lewicowy rząd przygotowuje już prawo o związkach partnerskich.

Dla triumfujących zwycięzców rzecz przedstawia się zgoła inaczej: przynależność do kultury europejskiej wynika wprost z moralności chrześcijańskiej, a zagwarantowanie małżeństwu charakteru sakramentalnego i ograniczenie go przed związkami jednopłciowymi jest obowiązkiem każdego katolika. Przeciwników zapisu określano mianem „komunistów”; przedstawicieli wielu mediów nie wpuszczono do sztabu po ogłoszeniu wyników.

REFERENDALNA HOSSA

Niemal dwa lata temu w Chorwacji odbyło się inne referendum – w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej. Wówczas „za” głosowało również ponad 65 proc. obywateli. Nie byli to jednak ci sami ludzie. Typowy zwolennik Unii nie popiera bowiem zakazu małżeństw dla związków jednopłciowych.

Oba rezultaty pokazują jednak, że wśród zwolenników Unii istnieje grupa bardziej konserwatywna. Unia symbolizuje wprawdzie modernizację, ale okazuje się, że nie jest ona dla większości Chorwatów bezwarunkowa.

Sukces zachęcił środowiska konserwatywne do kolejnych działań. Już w dniu niedzielnego plebiscytu zbierano podpisy pod ideą kolejnego referendum. Teraz chodzi o ograniczenie możliwości używania cyrylicy w Vukovarze – mieście zniszczonym przez Serbów w czasie ostatniej wojny. Dla większości chorwackich weteranów cyrylica (oficjalny alfabet języka serbskiego – red.) symbolizuje serbskie zbrodnie. Kilka miesięcy temu, gdy w zgodzie z chorwackim prawem zawieszono na vukovarskich budynkach publicznych tablicew cyrylicy (obok tych pisanych łacinką), ostentacyjnie zostały one zerwane. Oskarżano wtedy „komunistów”, że chcą wskrzesić Jugosławię. Jeśli referendum zostanie rozpisane i wygrane przez przeciwników cyrylicy, może to oznaczać konieczność wprowadzenia prawa niezgodnego z konwencjami europejskimi. A na tym nie koniec. Różne organizacje – powołując się na demokrację – już przygotowują się do kolejnych referendów: o prawie pracy, o sprzedaży majątku państwowego, o wodzie...

***

Chorwacki przypadek ma więc też wymiar bardziej ogólny. Co dla demokracji oznacza możliwość ciągłych zmian prawa, dokonywanych przy pomocy referendum, a wbrew władzom wybranym przez większość? Czy pojawienie się konkurencyjnego ośrodka władzy (bezpośrednio obywateli) jest dla demokracji dobre? Tak, w jakimś sensie jest dobre, a nawet potrzebne – gdyż umożliwia wystąpienie przeciw władzy, jeśli nie działa ona zgodnie z wolą obywateli. Ale pokazuje też, że do remontu nadaje się chyba sama idea demokracji przedstawicielskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2013