Obywatele w konspiracji

Polskie Państwo Podziemne było zjawiskiem wyjątkowym w okupowanej Europie. W konspiracji powstało nie tylko wojsko, ale też organy władzy cywilnej. W chwili zakończenia wojny Polska miała mieć gotowe struktury, które przejmą kierowanie krajem. Mimo poświęcenia tysięcy obywateli, tak się nie stało.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

Najprzykrzejsza dla mnie chwila bywa rano, gdy mam wstawać ze świadomością, że przede mną dzień pełen trosk i kłopotów, dzień który będę musiał spędzać w ciężkiej atmosferze niewoli, zagłuszającej wszelką radość życia" - pisał w styczniowy dzień 1940 r. szczebrzeszyński lekarz Zygmunt Klukowski. Systematyczne pisanie dziennika zaczął we wrześniu, w pierwszych dniach wojny. Poczucie kronikarskiego obowiązku narastało, gdy z każdym kolejnym przekonywał się, że tocząca się wojna to doświadczenie wyjątkowe. "Rzeczywistość okazała się stokroć gorsza od tego, czegośmy się spodziewali" - notował.

W istocie okupanci stworzyli takie warunki, że Polakom nie pozostało nic innego jak opór. Już w 1939 r. pod okupacją Niemiec i ZSRR konspirację zaczęły spontanicznie tysiące ludzi. Z czasem ich energia została ujęta w organizacyjne ramy tajnego państwa.

"Jaka ma być trzecia Polska"

W Ossali, rodzinnym gnieździe Bieniów na Sandomierszczyźnie, konspiracja wzięła się z głodu informacji. "Konspiracja rozpoczęła się tu całkiem samorzutnie, a punktem wyjścia były niedzielne spotkania towarzyskie w gościnnym domu, moim domu rodzinnym Józefa i Marii Bieniów" - wspominał Adam Bień, przedwojenny sędzia i działacz ludowy. - "Przychodzili tam często krewniacy Józef Wiącek, Stanisław Wiącek, Marian Sabat i Marian Bień. Stach Wiącek przynosił radio [za posiadanie radia Niemcy grozili śmiercią - red.]. Sesję nasłuchu kamuflowała rzeczywista - częściej pozorowana gra w preferansa. Ponieważ sesje te były trudne do ukrycia, w styczniu 1940 roku cały nasłuch przeniesiono na ustronne pole Wiącków do sąsiedniej wsi Trzcianka".

Bień wspominał: "Ubogą wtedy treść londyńskich komunikatów notowano skrzętnie, ręcznie przepisywano przez kalkę w kilku egzemplarzach i rozdawano między przyjaciółmi. Akumulator wymagał ładowania, więc wożono go do Staszowa i oddawano zamieszkałej tam Janinie Nowakowskiej (...), która załatwiała wszystko, co trzeba (...). Akumulator był ciężki i wymagał transportu konnego. Pewnego razu Józef Bień z żoną Marylą wieźli go bryczką. Żandarm na drodze rewidował ich i bryczkę, ale akumulatora, na którym Maryla dosłownie siedziała, nie wykrył!".

Adam Bień mieszkał z rodziną w Milanówku. Jak większość pozbawionej dochodów inteligencji zdobywał środki do życia, szmuglując żywność i spieniężając domowe precjoza. Podczas pierwszej okupacyjnej zimy napisał też pracę na temat "Jaka ma być trzecia Polska". Roztaczał w niej wizję: "Jestem pewien, że Niemcy wojnę przegrają, że Polska wolna i silna zostanie odbudowana i że Polacy winni pomyśleć, jaka ma być. Uniknąć błędów, które popełniono w okresie Dwudziestolecia (...). W polityce wewnętrznej ustrój Polski winien być oparty na trzech zasadach: wolność człowieka, sprawiedliwość społeczna, dobrobyt".

Byle nie być obojętnym

Helena Płotnicka z Przecieszyna zaczęła konspirować ze współczucia. W październiku 1939 r. Hitler wydał dekret o włączeniu do Rzeszy północnych i zachodnich ziem Polski i utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa z reszty okupowanych przez Niemcy terenów. Wioska Przecieszyn obok Oświęcimia znalazła się w granicach Rzeszy. W kwietniu 1940 r. Niemcy zaczęli budowę KL Auschwitz. Mieszkańcy okolicznych wsi zostali w większości wysiedleni, a ich domy zajęli niemieccy osadnicy.

Wśród nielicznych, którym pozwolono zostać, była rodzina Płotnickich. Kazimierz Płotnicki był górnikiem, jego żona dorabiała szyciem i wychowywała piątkę dzieci. Z obejścia widziała codziennie kolumny wynędzniałych więźniów, wychodzących z obozu do pracy. Początkowo na własną rękę próbowała podawać im żywność, zebraną ukradkiem wśród mieszkańców wsi. Wkrótce z pomocą przyszła sąsiadka Władysława Kożusznikowa.

Tymczasem Zbigniew Klukowski zapisywał w dzienniku dzień po dniu: zarówno aresztowania wśród inteligencji i prześladowania Żydów, jak też ludzką małość, donosicielstwo i kolaborację. Z tym większą satysfakcją odnotował zdarzenie z grudnia 1939 r. świadczące o postawieniu granic: "Którejś nocy świątecznej rozlepiono na mieście w kilku miejscach ogłoszenie: Wszystkie Polki obcujące z Niemcami proszone są we własnym interesie o zgłoszenie się do Domu Publicznego celem nawiązania bliższego kontaktu. Nazwiska tych dam są ściśle rejestrowane i w miarę potrzeby będą podawane do publicznej wiadomości. Przed tymi ogłoszeniami zaczęły zatrzymywać się grupy ludzi. Zauważyli to Niemcy i zorientowawszy się, o co chodzi, natychmiast je pozdzierali".

Z kronikarza stał się uczestnikiem. 17 lutego 1940 r. notował: "Przyszedł do mnie nauczyciel Bohun. Zajęty jest obecnie zakładaniem organizacji tajnej (...). Zaproponował mi przystąpienie. Oczywiście zgodziłem się bez namysłu". Kilka miesięcy później pisał: "Mój udział sprowadza się na razie do składania od czasu do czasu ofiar pieniężnych, rozpowszechniania tajnej prasy i gromadzenia materiałów historycznych, dotyczących tych ciężkich lat wojny i niewoli".

Walka: strach i szczęście

Sytuacja więźniów KL Auschwitz od początku, od dnia wysłania do niego pierwszego transportu 14 czerwca 1940 r., stała się przedmiotem zainteresowania Związku Walki Zbrojnej. Postanowiono utworzyć organizację do pomocy więźniom. Naturalnym sojusznikiem stali się mieszkańcy przyobozowych wiosek - szczególnie tacy jak Władysława i Helena.

Obie kobiety wstąpiły do specjalnej grupy łączności przyobozowej. Złożyły przysięgę i zostały łączniczkami. Odtąd przekazywały więźniom nie tylko żywność. W jedną stronę wędrowały lekarstwa i tajna prasa, a z powrotem grypsy i plany obozu opracowane przez więźniów. Władka i Hela znajdowały wszystko w umówionych skrytkach. Jedna pilnowała, druga wchodziła do ustępu, pustego domu czy stodoły, ukrywały się w błotnistej mazi, w rowie. Na tereny przyobozowe dostawały się ukryte na dnie wagoników kolejki, którymi przewożono do obozu żwir z pobliskiej rzeki. Wracały do domu brudne, pokaleczone - i szczęśliwe. "Więźniowie stawali się cząstką naszego życia" - napisała we wspomnieniach Władka.

Tymczasem Klukowski pieczołowicie archiwizował coraz bogatszy zbiór podziemnych druków. W 1941 r. odnotował rarytas: ulotkę wydaną przez podziemie dla żołnierzy niemieckich w ramach akcji "N". Takie druki miały wywołać wrażenie, że są dziełem niemieckich grup antyhitlerowskich.

Prócz tego jego dom i szpitalny gabinet stały się ostoją dla AK z Zamojszczyzny. "Prowadzimy nędzny żywot zaszczutych osaczonych zwierząt, które lada chwila może schwycić wróg. O uciekaniu i ukrywaniu się słyszeć nie chcę. Jestem przygotowany na najgorsze" - notował, gdy aresztowany został jego współpracownik.

Poczucie zagrożenia wiązało się nie tylko z konspiracją. Można było zginąć lub trafić do obozu także za drobne przekroczenie niemieckich zarządzeń. Albo bez powodu.

Państwo w podziemiu

Represje budziły coraz większy opór. Na początku 1943 r. Klukowski pisał: "Ogólny nastrój dobry. Wszyscy są pewni, że zaczął się ten upragniony rok, w którym wojna nareszcie się skończy. Wczoraj o północy, jakby na zapoczątkowanie nowej zbrojnej akcji przeciw okupantowi, dokonano napadu na stację kolejowa w Szczebrzeszynie. Zjawiło się tu około 60 dobrze uzbrojonych ludzi (...). Jak zareagują Niemcy na te akty sabotażu? Chyba nie przejdą nad nimi do porządku dziennego. Ale z drugiej strony ich odwet pociągnie z pewnością za sobą jeszcze większa aktywność »ludzi z lasu«".

W maju 1943 r. gestapo weszło do domu Heleny Płotnickiej i aresztowało ją wraz z najstarszą córką. Padły ofiarą donosu. Mimo tortur Helena zachowała w tajemnicy nazwiska współtowarzyszy i szczegóły dotyczące łączności z więźniami. Trafiła tam, gdzie jej podopieczni, do Auschwitz. Umieszczono ją w "bloku śmierci".

Adam Bień nie na darmo pisał swą pracę. Została dostrzeżona i dyskutowana w podziemnych władzach Stronnictwa Ludowego; egzemplarz przesłano do Londynu. Zaproponowano mu wstąpienie do podziemnego Stronnictwa. W styczniu 1943 r. Niemcy aresztowali Delegata Rządu na Kraj Jana Piekałkiewicza. Następcą został Jan Stanisław Jankowski ze Stronnictwa Pracy, a że Delegatura była polityczną reprezentacją czterech partii, zastępców delegowało Stronnictwo Ludowe, PPS i Stronnictwo Narodowe. Kandydatem ludowców został Bień. Dotąd odległy od centrum życia politycznego, był zaskoczony. Ale bronił się krótko i przystąpił do pracy. Podlegały mu departamenty sprawiedliwości, kultury i oświaty oraz tzw. Komisji Wschodniej. "W ciągu lata i jesieni 1943 - pisał we wspomnieniach - spotkałem się z przedstawicielami wszystkich departamentów i stwierdziłem naocznie, że (...) wykonano pracę olbrzymią".

O Polskim Państwie Podziemnym świat usłyszał po raz pierwszy w grudniu 1943 r. z artykułu emisariusza Jan Karskiego, który ukazał się w Londynie po polski i angielsku. "Ruch podziemny w Polsce ma odmienny charakter od ruchów podziemnych w innych krajach okupowanych" - wyjaśniał Karski. - "Spowodowały to odmienne warunki życia, odmienna forma terroru niemieckiego i szczególne zasady, jakimi Polacy kierują się w tej wojnie. (...) Na żadnym odcinku życia politycznego Polacy nie ulegli okupantowi (...). Polacy zostali postawieni jakby poza prawem (...), trzeba było stworzyć dla społeczeństwa polskiego jego własne władze i własne urzędy. Ponieważ czynniki polskie wyszły z założenia, że władze te, urzędy i instytucje nie mogą się wiązać z niemiecką maszyną administracyjną i prawną - zaszła potrzeba ich odtworzenia w podziemiu w drodze konspiracyjnej".

1944: rok rozczarowań

Rok 1944 nazywany bywa rokiem rozstrzygnięć. Dla Polaków był to rok rozczarowań: nie powstała taka Polska, o jaką walczyli i o jakiej marzyli.

Tego roku w dzienniku Klukowskiego początkowo coraz więcej jest informacji o akcjach podziemia i radości z odwrotu Niemców. "Dzień niezwykłych wrażeń. Trzeci Maja, święto narodowe. Około godziny dziesiątej rano komendant obwodu [AK] »Wyrwa« (Stanisław Książek, z zawodu nauczyciel, mój były uczeń) przysłał mi przez jednego ze swych podkomendnych zaproszenie na obchody dzisiejszego święta do obozu strzeleckiego. (...) Gdyśmy wjechali do pierwszego parowu, nagle na jego wysokim brzegu sposób krzewów wyłoniła się postać żołnierza z karabinem gotowym do strzału. (...) To pierwsze zetknięcie z uzbrojonym żołnierzem Armii Krajowej zrobiło na mnie duże wrażenie".

Ale już w sierpniu 1944 r. dominuje niepewność. Z Lublina nadchodzą wieści o aresztowaniach, dokonywanych przez Sowietów i rodzimych komunistów. Klukowski notuje: "Odbyła się odprawa, po czym pod dyktando »Adama« napisałem na maszynie tajny rozkaz, w którym mówi w krótkich słowach o sytuacji ogólnej, naradach Mikołajczyka ze Stalinem i Osóbką Morawskim, premierem rządu komunistycznego, i internowaniu przez NKWD wybitniejszych osobistości ze świata wojskowego i politycznego w Lublinie. W końcowej części przytacza zakaz wstępowania do armii Berlinga (...). Cała nasza organizacja wkracza znów do podziemia i tym samym rozpoczyna się nowy okres pracy konspiracyjnej".

W Warszawie trwało powstanie. Zastępca Delegata Rządu Adam Bień zadbał, aby na skrawku wolnej Polski wydrukować opracowywane przez lata przepisy funkcjonowania państwa w postaci Dziennika Ustaw. Zdołano opublikować tylko dwa zeszyty, drobny fragment pracy polskich prawników. "Korektę oraz wszystko, co z mojej strony było potrzebne do wydania Dzienników, wykonałem osobiście i własnoręcznie" - wspominał. - "Biorę do ręki zeszyt. Obaj z drukarzem zdajemy sobie sprawę z doniosłości chwili, jesteśmy wzruszeni. Lampką popularnego i dostępnego wtedy w Warszawie koniaku »Kazimierskiego« spełniamy toast za pomyślność". "Nie wiem, czy [potem] przepadły bez wieści - zapisał dalej. - Czy też trafiły do dobroczynnych jakowyś archiwów i stały się trwałym zapisem historii Polski. Polski takiej, jaka być chciała, jaka być miała".

***

28 marca 1945 r. Adam Bień został aresztowany przez NKWD wraz z innymi przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego; po pokazowym procesie w Moskwie został skazany na 5 lat więzienia. Zygmunt Klukowski po wojnie był dwukrotnie aresztowany za kontakty z niepodległościowym podziemiem i spędził w PRL-owskim więzieniu blisko 5 lat. Helena Płotnicka zapadła w obozie na tyfus; mimo opieki współwięźniów i leków, które dla niej przemycono, zmarła 13 maja 1944 r. Jej sąsiadka ze wsi, Władysława Kożusznikowa, do końca wojny pracowała w konspiracji, a potem napisała o tym wspomnienia.

Korzystałam z książek: Adam Bień "Bóg jest wyżej, dom jest dalej", Zygmunt Klukowski "Dziennik z lat okupacji Zamojszczyzny", Wojciech Jekiełek "W pobliżu Oświęcimia".

ANNA MACHCEWICZ jest historykiem, reportażystką, scenarzystką filmów dokumentalnych. Ostatnio opublikowała biograficzną książkę o Kazimierzu Moczarskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Polska podziemna (41/2009)