O proporcjach

Czas rzec, że naszym głównym problemem jest zupełny brak talentu do zachowywania proporcji w każdej dziedzinie. Na nic tłumaczenia, że po prostu nie mieliśmy okazji, by ową umiejętność odziedziczyć, czy to po starożytnych Rzymianach, czy Grekach.

23.04.2017

Czyta się kilka minut

Zdolność zachowania proporcji można było choćby spróbować przyswoić, ale tak jak nikt nie nauczył narodu śpiewać, tak nikt nigdy nam nie powiedział, że zachowania proporcjonalne do sytuacji to arcyważny element potrzebny do normalnego i zrównoważonego życia.

Proporcji żadnej nie ma w tutejszej sztuce, spożywaniu alkoholu, przeklinaniu dnia codziennego, wyzywaniu bliźnich, kształtowaniu krajobrazu, budowaniu domów oraz – oczywiście – w czynieniu polityki. Wszystko to uprawiamy nieproporcjonalnie, a efekty są wszędy widoczne. Przesada – oto w czym osiągnęliśmy mistrzostwo. Owa przesada takoż jest źródłem ogromnych i nieproporcjonalnych cierpień. Wodzem wiodącym lud na szczyt pozbawionej proporcji przesady jest rzecz jasna Gospodarz, ale nie tylko.

Oto weźmy przykład pierwszy z brzegu i niech będzie to sławne wezwanie do prokuratura dla byłego premiera kraju. Sprawa, w jakiej się tam zjawił, nie ma, jak wiadomo, żadnego znaczenia. Gdy idzie o nietrzymanie proporcji, nie meritum jest ważne, lecz aura i halo. Utarło się powszechne przekonanie, że człowiek występujący jako świadek jest automatycznie przestępcą. A więc pomysł Gospodarza, by byłego premiera posadzić przed prokuratorem, był może i dobry, dlań klasyczny, i był kolejnym zabiegiem mającym przynieść Gospodarzowi fawor ludu. Nieoczekiwanie jednak wielbiciele jego geniuszu i zwolennicy brawurowego nietrzymania proporcji poszli w swych fantazjach o krok dalej. Wbili się oni w naturalne tu przesadne przekonanie, że były premier przybył z Brukseli nie na pogaduchy, lecz po prostu na publiczną egzekucję. Że zaraz po opuszczeniu pociągu zostanie on kibitką ministra Błaszczaka odstawiony na rynek staromiejski i tamże ścięty będzie toporem, dajmy na to przez Ekonoma Kultury.

Z przesadnych oczekiwań, jak już napomknęliśmy, wynika cierpienie, bo były premier kraju wpierw wszedł, a potem wyszedł od prokuratora nie na noszach, lecz o własnych siłach i bodaj jedynym bólem, na jaki został narażony, było picie kawy fundowanej przez polskiego podatnika w urzędzie śledczym. Zamienionym, jak mniemamy, na jego cześć w kawiarnię z obsługą prokuratorską. To owszem, może być straszne, ale wobec obietnic kapitalnego spektaklu, była to marna męka z zaskakująco żenującą scenografią, pozbawioną choćby brzęczących kajdan, powrozów, butków hiszpańskich i innych atrybutów tak ładnie odnowionego imaginarium narodowej inkwizycji. Ból i rozczarowanie – oto efekty owej wizyty u zwolenników Gospodarza.

Z drugiej strony jest podobnie. Przeciwnicy Gospodarza i wielbiciele byłego premiera uznali, że ów przyjechał objąć dowództwo armii krajowej (z małych liter), rządu na wchodźstwie (wchodźstwie właśnie), a w każdym razie czekali na kwietniowym mrozie, by zobaczyć, jak były premier krajowy podnosi dwa nagie miecze rzucone mu pod nogi, albo – co by było najlepiej – jego egzekucję, która mogłaby być pięknym aktem odnowienia Platformy Obywatelskiej, z wreszcie jakimś męczennikiem jako patronem. Kicha z tego wyszła, bowiem ów wyszedł na gumno pod prokuraturą bardzo wymęczony ględzeniem, był takoż przekawowany i odmagnezowany, jak nie przymierzając Balzak po spotkaniu z Eweliną Hańską w Berdyczowie. Coś tam mruknąwszy, poleciał do domu coś zjeść, wypić i gruchnąć na tapczan, miast wołać gromko, by lud siodłał, by żelazo oliwił, zagniatał chleb z pajęczyną i rozwijał sztandary. Umordowany był chłop, ale nie tak, jak by chcieli i owi mu niechętni, i ci chętni.

Obie strony fantazjowały, jak by to było pięknie, gdyby były premier strasznie cierpiał. Jedni w marzeniach o nieproporcjonalnej zemście, drudzy w nieproporcjonalnej nadziei, że jego cierpienie przyniesie korzyść demokracji. Wszędy są słyszalne żale o pęknięciu w narodzie, o jakiejś wojnie i niezrozumieniu, wydają się one jednak niesłuszne. Lud jest jeden, mniemający identycznie i nieproporcjonalnie, a różnice w tych mniemaniach to detal, zupełnym przypadkiem o idealnych proporcjach. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2017