O miastach

Narrator, powiadamy to ze śmiertelną powagą, to zawód bardzo trudny, wymagający rozlicznych i błyskawicznych decyzji.

26.10.2020

Czyta się kilka minut

Przez wiele lat ludzie, z którymi omawialiśmy na bieżąco tutejszość, znajdowali zawsze nieco przyjemności w szyderczym prychaniu bądź znaczącym pukaniu się w czoło, gdyśmy oto, będąc w stosownym nastroju, wyświetlali im czarne, krajowe scenariusze na przyszłość.

Były to wizje zawsze podobne, a oparte na niezliczonych kontaktach z masami. Zważyć należy, że kontakty takie są możliwe w ramach wykonywania zaledwie kilku zawodów: zduna, lekarza rodzinnego bądź dziennikarza mediów lokalnych, którym się ongiś bywało. Uprawianie dziennikarstwa lokalnego ma różne i poważne wady, ale zaletą jest – za przeproszeniem – pełen dotyk i brak filtrów w obcowaniu z rzeczywistością.

Większość naszych opowieści, które urodziły się w trakcie czynności służbowych, było naonczas brane za zmyślenie, a już te o bliźnich upierających się przy plackowatości planety Ziemia uważano za bujdy szczególnie prymitywne, biorące się z lenistwa bądź to z szukania arcyłatwego poklasku u dziewcząt. Otóż – to wyznanie jest szalenie osobiste – jeśli idzie o staranie, o skupienie, o sumienie i o zawodową etykę, to rola narratora była dla nas w życiu najważniejsza. Każdy, kto choć przez chwilę rozumiał i uprawiał profesjonalnie to zajęcie, wie, że etos narratora ma swój śmiertelnie surowy regulamin wykluczający bełkocik, brak kultury języka, nieinteligentne zmyślenia, rozwlekłość i – rzecz jasna – nieudolne konstrukcje.

Narrator, powiadamy to tutaj ze śmiertelną powagą, to zawód bardzo trudny, wymagający rozlicznych i błyskawicznych decyzji. Konieczny jest zaiste małpi refleks w operowaniu skrzynią biegów na poziomie, na którym bezradny jest nawet – dajmy na to, ale bez urazy – Robert Kubica. Lewarek w rękach narratora jest narzędziem strasznym i kapitalnym. Nie da się więc ukryć, że rzetelne i etyczne opowiadanie o ludziach mających zasadnicze, otwarcie wyrażane, wątpliwości na temat miejsca swego urodzenia, że owo na pewno nie znajduje się w żadnym punkcie na powierzchni kuli, że jest to po prostu niemożliwe z powodów fizycznego odczuwania i słusznych wrażeń optycznych, to zadanie bardzo trudne i ryzykowne. Trzeba się było jakże często zderzać z powątpiewaniem oświeconych słuchaczy. Owi bodaj w szóstej klasie szkoły podstawowej zostali odpytani z budowy Układu Słonecznego i dostali wtedy przynajmniej piątki, co zresztą dziś nic nie znaczy. Została wtedy, dawno temu, za strasznego komucha, zbadana takoż ich elementarna wiedza na tematy przyrodnicze, a to, jak rozmnażają się ludzie, owady, rośliny i bakterie. Wtedy to, będąc dziećmi, potrafili bez namysłu i poczucia obrazy powiedzieć, czymże jest pręcik albo i słupek. Niestety – to wtręt – uwolnienie się z dybów szkolnych oznacza niemal zawsze odjazd ku szokującym zgąbczeniom istoty szarej.

No więc ci właśnie prymusi powiadali nam przez całe lata, a były to – nawiasem – opowieści ogromnie felerne pod względem narracyjnym, że snując pogwarkę o płaskoziemcach polskich nie tylko brniemy w narracje nieetyczne, klasowe, poniżające, ale też, że nie rozumiemy rudymentów transformacji. Czyśmy przystawali z ludźmi lewicy, pseudolewicy, prawicy, pseudoprawicy bądź to z osobnikami konserwatywnymi albo krępująco niekonserwatywnymi, tylekroć słyszeliśmy na końcu piosnkę tę samą – że modernizacja kraju i ludu jest zdumiewająca i nie ma co powątpiewać w jego zupełnie niezwykłą miłość do nowoczesności i pragnienie oświecenia.

Te przekonania i pewności gasły z latami. Ostatnimi czasy nikt nam się już nie sprzeciwia. Wszyscy, gdy mówimy, patrzą gdzieś w bok, a najsłabsi zatykają sobie piąstkami uszka, gdy oto podnosimy nasz brudny, krogulczy paluch i powiadamy, jak zawsze, z diabelskim i skrzeczącym uśmieszkiem, że jakkolwiek przez lata nas mamiono Japonią, Szwajcarią czy Bawarią, jakkolwiek obiecywano nam nawet Budapeszt, to zawsze tak naprawdę chodziło o Teheran. Teheran będziemy mieć w Warszawie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2020