Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wojna domowa, która wybuchła w Etiopii jesienią ubiegłego roku w Tigraju, jednej z dziesięciu etiopskich prowincji, w lipcu przybrała nową postać i objęła dwie kolejne prowincje. Wtedy, jesienią, wojsko rządowe łatwo wzięło górę nad buntownikami z Tigraju, którzy wycofali się w góry i skrzyknęli w partyzantkę. Stłumiwszy rebelię, aż do wiosny rządowe wojsko wraz ze wspierającymi je milicjami Amharów i wojskami z Erytrei zajmowało się czystkami etnicznymi, rabunkami i gwałtami. W czerwcu jednak tigrajscy partyzanci prowadzący dotąd wojnę podjazdową przeszli do natarcia i zmusili przeciwników do wycofania się z ich kraju, a w lipcu przenieśli wojnę na leżące po sąsiedzku ziemie Amharów i Afarów.
Z Amharami dzielą Tigrajczyków spory o ziemię i miedzę. Przez kraj Afarów, rozległy i niemal bezludny, biegnie zaś etiopska „droga życia”: z Addis Abeby do sąsiedniego Dżibuti i tamtejszego portu, będącego dla Etiopii jedynym oknem na świat. Według skąpych wieści z etiopskiej północy Tigrajczycy zajęli co najmniej trzy afarskie powiaty, w walkach zginęło kilkadziesiąt osób, a kilkadziesiąt tysięcy straciło dach nad głową.
Etiopskie władze ściągają na północ etniczne milicje z pozostałych prowincji, by wsparły rządowe wojsko. Przed buntem Tigraju uważane było ono za jedno z najlepszych w Afryce. Tigrajczycy stanowili w nim jednak większość żołnierzy, a najlepsze dywizje stacjonowały w Tigraju. Powstańcy tigrajscy twierdzą, że po najeździe na ich kraj połowa żołnierzy przeszła na ich stronę, a premier Abiy Ahmed musiał prosić o pomoc Erytreę, uważaną w Etiopii za najgorszego wroga. ©℗
Czytaj więcej w autorskim cyklu Wojciecha Jagielskiego: STRONA ŚWIATA>>>