Nowy niemiecki „Sonderweg”

Jeśli kanclerz Angela Merkel zaczyna otrzymywać pochwały od polityków postkomunistycznej Partii Lewicy, jest to najlepszy sygnał, że coś poszło nie tak.

22.03.2011

Czyta się kilka minut

Tak właśnie stało się pod koniec minionego tygodnia, gdy Angela Merkel ogłosiła na forum Bundestagu, iż Niemcy nie wezmą udziału w operacji wojskowej przeciw libijskiemu dyktatorowi. A gdy jeszcze nieszczęsny minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle polecił przedstawicielowi Niemiec, aby ten wstrzymał się od głosu, kiedy Rada Bezpieczeństwa ONZ głosowała nad rezolucją upoważniającą do użycia siły przeciw Kaddafiemu, stało się jasne: Republika Federalna wypowiedziała solidarność swym najbliższym sojusznikom: USA, Francji oraz Wielkiej Brytanii, i wymanewrowała się na margines, na własne życzenie.

Taką postawą niemiecki rząd zademonstrował nie tylko izolacjonistyczny upór, lecz również strategiczną konfuzję. A nawet gorzej: powstało fatalne wrażenie, że Merkel i Westerwelle mają więcej wspólnego z przywódcami Rosji i Chin (one także się wstrzymały) niż ze swymi zachodnimi sojusznikami. W końcu przyjęta 17 marca rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1973 miała być również manifestacją zachodniej jedności i pokazem siły wobec libijskiego przywódcy.

Teraz sojusznicy zadają sobie pytanie: do czego właściwie Niemcy zmierzają, co chcą osiągnąć - także na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, której stałym członkiem Republika Federalna tak bardzo chciałaby zostać? I cóż warte są deklaracje niemieckich polityków, w których mowa jest o wspólnej polityce zagranicznej oraz wspólnej polityce bezpieczeństwa Unii Europejskiej, skoro przestają mieć znaczenie, gdy sytuacja robi się poważna?

Jeszcze kilka tygodni temu Westerwelle stał na pierwszej linii (werbalnego) frontu, deklarując poparcie Niemiec dla wolnościowych ruchów w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Również Merkel domagała się (werbalnie), aby Kaddafi został pociągnięty "do odpowiedzialności". Ale gdy trzeba było przejść od słów do czynów, Niemcy wycofali się z wcześniejszych deklaracji - okazując zarazem niepokojące symptomy regresu. Regresu - czyli powrotu do niesławnej niemieckiej "osobnej drogi" w polityce międzynarodowej, tym razem o zabarwieniu narodowo-pacyfistycznym.

"Osobna droga" - "Sonderweg" to jedno ze słów kluczy, ważnych dla zrozumienia narodowej tożsamości, które z języka niemieckiego przeniknęły do innych języków - obok takich pojęć jak "Angst" (dziś częściej w zbitce "German Angst") czy "Weltschmerz". Kiedyś, w wieku XIX i XX, "Sonderweg" oznaczała odmienną drogę rozwoju Niemiec od tej, jaką szły inne narody Europy Zachodniej - zwłaszcza Francuzi i Brytyjczycy. Wokół tego pojęcia toczyły się wielkie debaty - tu odnotujmy, że do 1945 r. niemieccy politycy czy filozofowie używali pojęcia "Sonderweg" w kontekście pozytywnym. Niemiecką "wewnętrzną kulturę ducha" przeciwstawiali rzekomo powierzchownej cywilizacji Zachodu, a nowoczesne, choć niedemokratyczne państwo niemieckie - zachodniej demokracji. "Inność" Niemców jawiła się jako przedmiot dumy. Z kolei po 1945 r. pojęcie "Sonderweg" stało się - teraz negatywnym - uosobieniem tradycji, które doprowadziły do katastrofy lat 1933-45.

Co nie znaczy, że także po 1945 r. Republika Federalna nadal nie szła swoją "osobną drogą", np. w świecie zachodnim długo panował konsens, iż Republika Federalna uczestniczy wprawdzie w NATO-wskim sojuszu, ale z racji doświadczeń historycznych (II wojna światowa) nie bierze udziału w zachodnich akcjach militarnych - takich jak operacja "Pustynna Burza" (mająca akceptację ONZ). Dopiero od połowy lat 90. Niemcy zaczęły - z oporami, ale jednak - wypełniać swe zobowiązania sojusznicze: w Bośni, Kosowie, Afganistanie.

Tym bardziej gorzkim zawodem jest dziś postawa Berlina w sprawie Libii. Rozczarowani Amerykanie, Francuzi i Brytyjczycy pytają: a gdzie wdzięczność Niemców za ochronę, jakiej udzielaliśmy im (tj. Niemcom Zachodnim) w czasach "zimnej wojny"?

Doprawdy, niemieckiej postawy nie sposób wytłumaczyć ani wewnątrzpolitycznymi kalkulacjami (wyjątkowo liczne w tym roku wybory w landach), ani historią. I niewiele pomogą tu niezbyt szczere zapewnienia - jak to kanclerz Merkel po paryskim szczycie w sprawie Libii, na którym zapadła decyzja o interwencji ("Faktu, że Niemcy wstrzymały się od głosu, nie należy mylić z neutralnością" - mówiła kanclerz). Rzeczywistości nie da się upiększyć słowami: w obliczu kluczowej decyzji dla losów międzynarodowej polityki, Niemcy skompromitowały się - i obnażyły fikcję wspólnej, podobno, unijnej polityki.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2011