Nowe szanse, kruche fundamenty

Jeszcze pięć lat temu rozwój stosunków polsko-niemieckich opisywany był w jasnych kolorach. Nowe relacje między Polską a Niemcami idealizowano jako modelowe przezwyciężenie historycznych antagonizmów. Dzisiaj polityczni komentatorzy popadają w inną, wręcz depresyjną skrajność.

13.11.2005

Czyta się kilka minut

---ramka 386051|prawo|1---Wyniki jesiennych wyborów w Polsce i w Niemczech oraz trudności z budowaniem rządu w obu krajach pogłębiły obawy przed ochłodzeniem relacji Warszawa-Berlin. W Polsce większość publicystów nie ukrywa rozczarowania faktem, iż w Berlinie socjaldemokraci pozostaną przy władzy, a za politykę zagraniczną odpowiadać będzie w następnych latach Frank-Walter Steinmeier, najbliższy współpracownik odchodzącego kanclerza Schrödera. W Niemczech zaś z niepokojem przyjęto zwycięstwo braci Kaczyńskich, których krytyczne wobec Niemców wypowiedzi interpretowano jako zapowiedź nowego kryzysu w relacjach dwustronnych. Wielu Niemców obawia się, że pod rządami Kaczyńskich Polska oddali się nie tylko od Berlina, ale także od głównego nurtu w Unii Europejskiej.

Postarajmy się jednak uwolnić od katastroficznych analiz, spojrzeć trzeźwo na ostatnie lata i zastanowić się nad perspektywami. Czy relacje polsko-niemieckie były rzeczywiście pasmem porażek, nieporozumień i różnic interesów? Czy pojęcie kryzysu oddaje ich rzeczywisty stan?

Polski bilans Schrödera

Koniec politycznej kariery Schrödera przyjęto w Polsce z ulgą. Jego przyjaźń z Putinem, wykluczający środkowych Europejczyków sojusz z Chirakiem oraz negatywna postawa wobec USA wywołały u większości polskich polityków i publicystów chłodną ocenę siedmiu lat rządu SPD-Zieloni. Nie dziwi, że kanclerz - także w ostatniej kampanii wyborczej eksponujący wspomnianą zażyłość z prezydentem Rosji i atakujący populistycznymi hasłami prezydenta Kwaśniewskiego za jego krytyczną ocenę gazociągu bałtyckiego - pogłębił nieufność Polaków. Niemniej ostrzegałbym przed skrajnie negatywną oceną polityki Schrödera i idealizacją epoki Helmuta Kohla oraz chadecji.

Polski bilans czerwono-zielonego rządu jest złożony. Przez pierwsze cztery lata (1998-2002) można było wręcz odnieść wrażenie, że relacje polsko-niemieckie były dla tandemu Schröder-Fischer obszarem bardzo ważnym. Celem jednej z pierwszych podróży kanclerza była Warszawa. Schröder jechał do Polski ze świadomością, że wielu Polakom socjaldemokracja kojarzy się negatywnie z “polityką wschodnią" RFN, która stawiała na dialog z władzami państw “bloku sowieckiego", zaniedbując antykomunistyczną opozycję.

Ważnym sygnałem było przemówienie ministra spraw zagranicznych Joschki Fischera na temat szefa przedwojennego niemieckiego MSZ, Gustava Stresemanna, liberała i laureata pokojowej Nagrody Nobla, a także architekta porozumienia niemiecko-francuskiego z lat 20. Jako pierwszy szef dyplomacji Fischer skrytykował tego legendarnego polityka za jego antypolskość i za niezrównoważoną politykę zagraniczną ekskluzywnego partnerstwa z Paryżem (która pomijała wschodnich sąsiadów Niemiec). Fischer deklarował, że nie ma polityki sąsiedztwa z Francją bez pojednania i partnerstwa z Polską. Niestety, wkrótce potem ponowny ścisły sojusz z Francją szybko wyprowadził niemiecką politykę z równowagi.

Odgrywając rolę adwokata polskich interesów w Brukseli oraz angażując się na rzecz przystąpienia Polski do NATO (1999 r.) i Unii Europejskiej (2004 r.) tandem Schröder-Fischer spełniał początkowo propolskie obietnice. M.in. współpracy kanclerza z premierem Millerem należy zawdzięczać fakt, że polskiej delegacji na krótko przed zamknięciem ostatniej rundy unijnych rokowań udało się osiągnąć korzystny wynik. Podczas szczytu europejskiego w Nicei (2000 r.) to Niemcy pomogły Polsce osiągnąć korzystne dla niej rozstrzygnięcie w sprawie procedury głosowania w Unii.

W wymiarze polityki historycznej SPD i Zieloni wykazywali większe zrozumienie dla polskiego punktu widzenia niż opozycyjna chadecja. Także dzięki zaangażowaniu Schrödera dokonano pod koniec lat 90. przełomu w międzynarodowym sporze o odszkodowania dla byłych robotników przymusowych. Kanclerz i jego koalicja stanowczo przeciwstawiali się też projektowi budowy “Centrum przeciw Wypędzeniom" Eriki Steinbach oraz działalności Pruskiego Powiernictwa. Dzięki inicjatywie rządu Schrödera powstał pomysł zbudowania europejskiej sieci ośrodków historycznych w celu upamiętnienia zbrodni systemów totalitarnych w XX w.

Przed rozszerzeniem Unii podziwiano Schrödera za kunszt łączenia interesów niemieckich z ponadnarodowymi. Z jednej strony Schröder i Fischer starali się być adwokatami Polski, z drugiej zaś otwarcie dbali o ochronę niemieckiego rynku pracy przed polskimi pracownikami.

Sytuacja zmieniła się po wyborach do Bundestagu w 2002 r., kiedy to - wykorzystując antyamerykańskie stereotypy - kanclerz zdystansował się od polityki Busha. Przy czym krytyczna ocena interwencji w Iraku nie oznaczała wycofania się Niemiec z aktywnej polityki zagranicznej. Przeciwnie: Schröder zadeklarował wolę wykorzystania suwerenności zjednoczonych Niemiec, aby wejść w rolę “mocarstwa pokojowego średniej wielkości" (mittlere Friedensmacht) na arenie światowej. Priorytetem stały się relacje ze światowymi mocarstwami, a szczególnie z tymi, które są jednocześnie potencjalnymi rynkami zbytu, jak Rosja czy Chiny.

SLD bez pomysłów

Ta zmiana perspektywy przyczyniła się do utraty znaczenia Europy Środkowej dla polityki niemieckiej, a różnice poglądów na poszczególne tematy (np. Irak) pogłębiły tę tendencję. Oddalanie się Niemiec od Europy Środkowej było też wynikiem dyletanckiej dyplomacji gabinetu Leszka Millera. Przykładem podpisanie w styczniu 2003 r. przez premiera proamerykańskiego listu ośmiu szefów państw europejskich za plecami niemieckiego partnera.

Miller nie potrafił wykorzystać wyciągniętej przez niemieckich socjaldemokratów ręki do rozmowy o wspólnych (i rozbieżnych) interesach. Niemieccy socjaldemokraci mówili za kulisami, że są przerażeni oportunizmem polityków SLD. Za rządu Jerzego Buzka (1997-2001) przywódcy SLD intensywnie korzystali bowiem ze spotkań z politykami SPD, podkreślając przy tych okazjach, jak bardzo oddalili się od swych totalitarnych korzeni. Kontakty z SPD Schrödera były dla nich atrakcyjne, bo otwierały wiele drzwi w Europie. Ale po zwycięstwie Millera w 2001 r. intensywność kontaktów SLD z SPD zmalała.

Polscy postkomuniści okazali się ugrupowaniem krótkowzrocznym, zainteresowanym korzystaniem z politycznej koniunktury i przywilejów władzy. Co prawda w Niemczech ceniono rzetelność szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza, jednak jego legendarny już brak otwartości i kłopoty z nawiązaniem kontaktu z partnerem okazały się obciążeniem. Porażki w polityce wewnętrznej, afery i rozłam w SLD przyczyniły się w końcu do zaniedbania polityki zagranicznej. Pozytywnym wyjątkiem ostatnich czterech lat było krótkie interregnum ministra Adama Daniela Rotfelda, renomowanego dyplomaty, który szybko zyskał szacunek i zaufanie europejskich kolegów.

Także partie opozycyjne z obu krajów nie wpływały pozytywnie na sprawy polsko-niemieckie, ale raczej przyczyniały się do mnożenia problemów. Najbardziej wyraźnym elementem polityki wobec Polski ze strony przewodniczącej CDU Angeli Merkel podczas jej kampanii wyborczej było poparcie dla “Centrum" Eriki Steinbach; projekt ten wpisano nawet do programu wyborczego chadecji. Z kolei zamiast zastanowić się wspólnie z rządem nad perspektywą integracji nowej Ukrainy z UE, chadecja skoncentrowała się na kampanii przeciw Fischerowi za jego “zbyt liberalną" (jak twierdziła) politykę wizową m.in. wobec Ukraińców, siejąc strach w niemieckim społeczeństwie przed ukraińskimi “złodziejami i prostytutkami".

Po stronie polskiej zaś ugrupowania postsolidarnościowe - zamiast dostrzec wśród większości niemieckich polityków sojuszników w sporze z panią Steinbach czy Powiernictwem i nawiązać z nimi współpracę - siały strach przed rewizją niemieckiego postrzegania II wojny światowej. Wśród ugrupowań opozycyjnych wobec SLD można było zaobserwować tendencję do instrumentalizacji polityki zagranicznej dla celów polityki wewnętrznej. Wśród polityków PiS i PO dominowało myślenie, które politolog Piotr Buras opisał jako “zasadę dawania świadectwa": domaganie się intensywnych debat na tematy sporne (odszkodowania, polityka historyczna, stosunki z Rosją) przy równoczesnym braku pomysłów na pragmatyczną współpracę z Niemcami.

Obciążeniem dla relacji Polska-Niemcy stały się także czynniki zewnętrzne. Integracja europejska przeżywa kryzys. Po francuskim i holenderskim referendum elity Niemiec i Polski były zgodnie zaszokowane egoizmem zamożnych zachodnich Europejczyków, którzy ujawnili niechęć do polityki solidarnej z Polakami i innymi środkowoeuropejskimi państwami. Fiasko rozmów o unijnym budżecie potwierdziło ten negatywny obraz - i ujawniło, na jak kruchych fundamentach budowany jest pojałtański ład Europy.

A jednak szanse...

Wszelako mamy także sporo powodów, aby w obecnej sytuacji widzieć nie tylko zagrożenia, lecz także szanse na ożywienie relacji polsko-niemieckich. Ostatnie miesiące były nie tylko pełne porażek i sporów (np. wokół gazociągu), lecz także sukcesów.

W pierwszej kolejności wymieniłbym rolę polskiej i niemieckiej dyplomacji podczas Pomarańczowej Rewolucji. Od lat eksperci zastanawiali się nad wspólnymi polsko-niemieckimi inicjatywami w polityce wschodniej, w celu ożywienia relacji między Warszawą a Berlinem. Prawdziwą szansą stała się tu antykuczmowska rewolucja. W Kijowie państwa Unii pokazały, że są w stanie realizować wspólną politykę zagraniczną. Polska dyplomacja nie odniosłaby w Kijowie sukcesu bez wsparcia rządu holenderskiego: przewodnicząc Unii, poparł on polsko-litewską misję, która wymusiła powtórkę II tury wyborów prezydenckich. Ważną rolę odegrali także Niemcy, szczególnie Schröder, który solidaryzując się z polsko-unijną inicjatywą przekonał Putina do (przynajmniej tymczasowego) wycofania się z walki o władzę w Kijowie.

Znaczenie Pomarańczowej Rewolucji dla relacji polsko-niemieckich polegało nie tylko na udowodnieniu, jak skuteczna może być współpraca obu państw w obszarze graniczącym z Unią. Ukraińska rewolucja poszerzyła także horyzonty niemieckich elit. Przed końcem 2004 r. Ukraina była nieobecna w świadomości niemieckich polityków i dziennikarzy, a głosy ukraińskich intelektualistów nikogo nie interesowały.

Od rewolucji widać zmianę w kierunku intensywnej percepcji Ukrainy; co więcej, nad Szprewą docenia i się korzysta coraz bardziej z kompetencji polskich ekspertów. Po jawnym wsparciu Putina dla Wiktora Janukowycza niemiecka opinia publiczna coraz krytyczniej ocenia politykę Kremla. Niemieckie media komentowały z zażenowaniem “męską przyjaźń" kanclerza z Putinem. Do tych głosów przyłączają się także ci niemieccy znawcy Rosji, którzy pod wpływem kremlowskiej propagandy lansowali tezę o specyficznym procesie modernizacji Rosji poprzez system autorytarny. Dziś dostrzegają, że droga, którą poszły państwa środkowoeuropejskie (połączenie demokratyzacji z wprowadzeniem wolnego rynku), to jedyny skuteczny sposób na modernizację.

Nie idealizując zmiany niemieckiej percepcji Ukrainy i Rosji, trzeba powiedzieć, że niemieckie elity w tej dziedzinie przechodzą proces edukacji zbliżający ich do Polaków. Sprzyja temu fakt, że coraz mocniejszy jest głos generacji polityków, którzy część swej biografii przeżyli w NRD i - w przeciwieństwie do polityków zachodnich - znają realia państwa autorytarnego, są świadomi podziału Europy przez Jałtę i zainteresowani Polską. Mam na myśli nową kanclerz Angelę Merkel i nowego szefa SPD Matthiasa Platzecka (dotąd premiera landu Brandenburgia). Ciekawie będzie obserwować, czy ich “wschodnia" biografia wpłynie na postrzeganie relacji z Polską.

Proces ewolucji można zaobserwować też wokół sporu na temat “Centrum przeciw Wypędzeniom". Zaskoczeniem było, że niemieccy biskupi nie zgodzili się na udostępnienie berlińskiego kościoła św. Michała fundacji pani Steinbach i podkreślili, że upamiętniając niemieckie ofiary wojny należy - jak mówi w wywiadzie dla “TP" kard. Karl Lehmann “znaleźć takie formy, które będą narody do siebie przybliżać, a nie tworzyć podziały" [patrz wywiad na str. 9 - red.]. Jednocześnie Kościół ewangelicki skrytykował inicjatywę Eriki Steinbach i Powiernictwa. Zmianę percepcji można zaobserwować też w mediach: długo lekceważące spór wokół “Centrum", z upływem czasu zaczęły z coraz większym szacunkiem podchodzić do polskich obaw przed tą inicjatywą.

Nowe rządy w Polsce i w Niemczech mogą wykorzystać tę koniunkturę, proponując np. wspólne inicjatywy w sferze polityki historycznej. Po stronie niemieckiej jest to szansa dla pani Merkel i innych polityków chadecji, aby (pod pretekstem presji ze strony SPD) pozbyć się balastu, jakim jest projekt Eriki Steinbach. Polska strona zaś musi pokazać, jak wyobraża sobie aktywną politykę historyczną, która wpływa na wyobraźnię sąsiadów. Powinna to być taka polityka, która uwzględnia doświadczenia i punkt widzenia innych narodów, będąc czymś więcej niż jedynie świadectwem polskich cierpień.

Przełomowym momentem może być budowa Polskiego Instytutu Historycznego w Berlinie, zainicjowana przez ambasador Irenę Lipowicz, pełnomocnika MSZ ds. polsko-niemieckich.

***

W kilka dni po wyborach prezydent-elekt Lech Kaczyński pierwszych zagranicznych wywiadów udzielił dziennikarzom z Niemiec. Zapowiedział w nich gotowość do współpracy z Berlinem. Testem dla wiarygodności tych obietnic może być już niedługo kierunek, w jakim pójdzie rząd PiS-u. Mówiąc językiem dyplomatów: trudno sobie wyobrazić konstruktywną politykę europejską i polsko-niemiecką tego rządu, gdyby miał on oprzeć się na sojuszu z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin.

BASIL KERSKI jest redaktorem naczelnym dwujęzycznego Magazynu Polsko-Niemieckiego “DIALOG".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2005