Nowa mapa polskiego Kościoła

Kościół w Polsce dzieli się po raz kolejny – tym razem ze względu na stosunek do hierarchii. Nieoczekiwanymi sojusznikami w nowej konstelacji stają się ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski i Tadeusz Bartoś.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

Dzień po beatyfikacji Jana Pawła II: mieszkańcy Wadowic wywiesili portrety papieża w oknach domów i miejsc pracy. Wadowice, 2 maja 2011 r. / fot. Maciej Jeziorek  / Napo Images
Dzień po beatyfikacji Jana Pawła II: mieszkańcy Wadowic wywiesili portrety papieża w oknach domów i miejsc pracy. Wadowice, 2 maja 2011 r. / fot. Maciej Jeziorek / Napo Images

Wiele razy próbowano naszkicować „mapę” polskiego katolicyzmu. Pomińmy najbardziej bzdurne i najlepiej sprzedające się w mediach opisy kościelnych podziałów, jak ten łagiewnicko-toruński. Dwie najpoważniejsze próby opisu to podjęta jeszcze w latach 90. XX w. przez Jarosława Gowina (w książce „Kościół w czasach wolności”) oraz o niemal dekadę późniejsza, autorstwa Zbigniewa Nosowskiego (opublikowana na łamach „Więzi”). W obu zasadnicze charakterystyki klasyfikacyjne wiązały się ze stosunkiem wyróżnionych grup do współczesnej kultury, czyli świata „poza Kościołem”.

Gowin wprowadzał pięć kategorii: katolicyzm kontynuacji, katolicyzm zamknięty, katolicyzm integralny, katolicyzm otwarty, katolicyzm protestu. Nosowski mówił o czterech typach: katolicyzmie twierdzy, walki, dialogu i prywatnym. Obaj zaznaczali, że chodzi im o katolików zaangażowanych, oprócz których istnieje ogromna grupa jedynie nominalnych chrześcijan (nazwana przez Gowina „milczącym świadkiem”).

OSTRO O BISKUPACH

Niewystarczalność tych map pokazał jeden z niedawnych programów „Tomasz Lis na żywo”, poświęcony wywiadowi-rzece ks. Tadeusza Zaleskiego i Tomasza Terlikowskiego, pt. „Chodzi mi tylko o prawdę”. W programie brali udział, oprócz autorów, Ewa Czaczkowska (z „Rzeczpospolitej”), Marek Zając (współpracownik „Tygodnika”) i Tadeusz Bartoś (eks-dominikanin). W trakcie rozmowy uczestnicy podzielili się na dwie strony: stanowisko w dużej mierze krytyczne wobec książki zajmowali Czaczkowska i Zając, jako obrońca – obok ks. Zaleskiego i Terlikowskiego – wystąpił Bartoś.

Dlaczego ów banalny fakt (w tego typu dyskusjach uczestnicy prawie zawsze stają po różnych stronach) jest godny odnotowania? Otóż w większości dotychczas konstruowanych „map” polskiego katolicyzmu prof. Bartoś, jako katolicki liberał, znalazłby się na antypodach miejsca zajmowanego przez skrajnych konserwatystów: ks. Zaleskiego i Tomasza Terlikowskiego, Ewa Czaczkowska i Marek Zając zostaliby zaś umieszczeni pomiędzy nimi, jako reprezentanci stanowisk umiarkowanych (Czaczkowska zapewne bardziej „na prawo” od Zająca).

Czy Bartoś bądź Terlikowski radykalnie zmienili poglądy? Nie sądzę. W większości kwestii, które były brane pod uwagę przez dotychczasowych „kartografów” polskiego katolicyzmu, nadal znajdowaliby się na przeciwległych pozycjach. Co zatem ich połączyło? Okazuje się, że niezwykle krytyczne spojrzenie na hierarchię Kościoła w Polsce i dobitne wyrażanie tej krytyki.

Do niedawna ostro o biskupach mówili jedynie nieliczni przedstawiciele liberalnego skrzydła Kościoła, w tym byli księża (oprócz Bartosia także Stanisław Obirek). Dlatego książka ks. Zaleskiego i Terlikowskiego była dla wielu szokiem i spowodowała nawet rozłam w środowisku „Frondy” – autorów wspomnianej książki otwarcie skrytykował, rezygnując przy okazji ze stanowiska redaktora naczelnego kwartalnika „Fronda”, jeden z jego „ojców założycieli” Grzegorz Górny.

KONSERWATYWNA REWOLTA

Środowisko „Frondy” nie jest jedyną grupą kojarzoną z konserwatywnym nurtem polskiego Kościoła, która występuje z krytyką hierarchii lub działa wbrew jej zaleceniom. Głosy jeszcze bardziej radykalne lub zupełnie jawne nieposłuszeństwo obecne są w wypowiedziach i działaniach ks. Piotra Natanka i jego wyznawców, a także u zwolenników rytu trydenckiego (i nie chodzi tu bynajmniej o lefebrystów). Kontestację biskupów widać też w dyskursie tzw. ruchu intronizacyjnego (tj. stawiającego sobie za cel oficjalne ogłoszenie Chrystusa królem Polski). Negatywna ocena hierarchii nie stanowi dla niego powodu do zaprzestania aktywności. Jak można wyczytać z materiałów zamieszczonych na ich stronach internetowych, zwolennicy intronizacji nie zgadzają się z opiniami biskupów, chcą z nimi dyskutować, a swą aktywność usprawiedliwiają soborową nauką o prawie świeckich do wyrażania swojego zdania.

Nieco inaczej rzecz się ma z uczestnikami Różańcowej Krucjaty Narodowej, która powstała jako inicjatywa młodych, dwudziestokilkuletnich ludzi, i działa wbrew biskupowi miejsca (kard. Kazimierz Nycz). Jej organizatorzy i uczestnicy nie występują bowiem z otwartą krytyką hierarchii, a nawet powołują się na fakt, iż do krucjaty przystąpiło kilku biskupów – mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy do ruchu nieakceptowanego przez biskupa miejsca przyłączają się inni polscy biskupi!

NOWY PROBLEM – NOWA KARTOGRAFIA

W świetle zjawisk, na które wskazałem, warto narysować mapę, która odwzorowywałaby źródła myślenia i działania poszczególnych grup (w tym m.in. stosunek do autorytetu biskupów). Znalazłyby się na niej:


1. KATOLICYZM GROMADY, czyli katolicyzm autorytetu aktualnej władzy kościelnej. Katolicy z tej grupy czekają najczęściej na inicjatywę hierarchii, zawsze zaś bronią jej aktualnego „kursu” – zarówno w warstwie teoretycznej (tego, co hierarchowie mówią), jak i praktycznej (podejmowanych decyzji). Słabość tego typu religijności ujawnia się najwyraźniej w sytuacji, gdy przywódcy wspólnoty sami nie mają pomysłu, gdzie prowadzić swoje „owce” – w takiej grupie następuje wówczas zanik życia religijnego.

Nawet obecność wybitnych przywódców nie niweczy innej, prawdziwie fundamentalnej słabości katolicyzmu gromady. Słabością tą jest zatrzymanie się członków grupy w swym ludzkim – czyli także religijnym – rozwoju. Istotnym elementem rozwoju człowieczeństwa jest bowiem wzrost podmiotowości (rozumności i wolności) – zdolności do samodzielnego wybierania własnej drogi duchowej i konsekwentnego podążania tą drogą (co obejmuje zdolność krytycznej oceny autorytetu).

Oczywiście ten typ katolicyzmu, kiedyś bardzo rozpowszechniony, traci dziś na znaczeniu. Można go jednak nadal odnaleźć w wielu środowiskach. Co ciekawe i niepokojące zarazem: nie tylko w środowiskach tradycyjnego, ludowego duszpasterstwa (z którym najczęściej jest kojarzony), lecz także w niektórych duszpasterstwach akademickich, w których to opiekun-ksiądz kreśli i wizję, i szczegóły działalności do tego stopnia, że jego zmiana wiąże się z niemal całkowitą zmianą funkcjonowania duszpasterstwa (i bardzo często – wymianą ludzi tam uczęszczających). Jest też obecny – niestety – tam, gdzie powinno go w ogóle nie być: wśród akademickich teologów.


2. KATOLICYZM MITYCZNY, tj. katolicyzm wybranego autorytetu. Do tej grupy zaliczają się wierzący, dla których poddanie autorytetowi hierarchicznemu jest istotnym elementem tożsamości religijnej, lecz którzy nie zgadzają się z aktualnym nauczaniem, postępowaniem i decyzjami hierarchów. Wybierają więc jakiś moment w przeszłości Kościoła, w którym nauczanie i decyzje papieży czy biskupów odpowiadało ich własnym intuicjom/przekonaniom religijnym. Uznają ów okres za mityczne „lepsze czasy” albo nawet „złoty wiek” Kościoła, domagając się od sobie współczesnych myślenia i działania zgodnego z owym wyidealizowanym wzorcem i oskarżając tych, którzy nie chcą tego zrobić, o zdradę/niewierność Prawdzie.

Ludzie należący do tej grupy cechują się większą samodzielnością w przeżywaniu wiary niż przedstawiciele grupy pierwszej. Tym niemniej samodzielność ich myślenia i działania jest tylko prowizoryczna, zmierza bowiem ostatecznie do poddania się jakiemuś autorytetowi i absolutyzacji jakiejś zastanej formy religijności. Zmitologizowany „złoty wiek” zostaje wyjęty spod jakiejkolwiek krytycznej, rozumnej oceny i staje się „idolem” – niezależnie od tego, czy chodzi tu o pontyfikat Piusa X, Sobór Trydencki, średniowieczną Christianitas czy Kościół pierwszych wieków.


3. KATOLICYZM ODPOWIEDZIALNOŚCI. Słowa „odpowiedzialność” używam tu ze względu na dwa elementy jego konotacji. Pierwszym jest świadomość własnej podmiotowości (autonomii, wolności) i płynące stąd branie odpowiedzialności za własne życie. Do tej grupy należą więc ludzie, którzy samodzielnie prowadzą refleksję nad swoją wiarą i podejmują rozmaite działania (tworzą wspólnoty, organizują akcje itp.). Nie są w swojej religijności zależni od instytucjonalnego autorytetu: nie on jest źródłem ich wiary i działania. Od księży oczekują nie tyle przywództwa i przewodzenia, co towarzyszenia z sakramentalną posługą.

Z pojęciem odpowiedzialności wiąże się jednak także coś, co można by nazwać „skłonnością do pozytywnej odpowiedzi”. Przejawia się ona w zmyśle wspólnotowym, obejmującym gotowość do poświęcenia części własnej autonomii ze względu na dobro (jedność) wspólnoty. Dlatego samodzielność i inicjatywa wspomnianych grup wyraża się w granicach ortodoksji i ortopraksji, ustalonych przez instytucjonalny autorytet wspólnoty Kościoła.

Katolicyzm odpowiedzialności może mieć oblicze bardziej intelektualne – takie są środowiska „Znaku”, „Więzi”, „Tygodnika Powszechnego” czy „Frondy”. Może też przybierać postać wspólnot o bardziej modlitewnym, przeżyciowym charakterze – jak w przypadku wspólnot Odnowy Charyzmatycznej, w których odpowiedzialność spoczywa na świeckich.

Można oczywiście zastanawiać się nad różnymi motywami i różnym stopniem samodzielnego (a więc: odpowiedzialnego) przyjęcia autorytetu. Instytucjonalny autorytet ma bowiem w Kościele rozmaite formy i rozmaitą wagę. Możliwa jest sytuacja, gdy ktoś przejawiający samodzielną inicjatywę w ramach zakreślonych przez autorytet nie podejmuje refleksji nad źródłami (i, tym samym, nad granicami ważności) aktualnych autorytatywnych ustaleń, a co za tym idzie: traktuje wszystkie na równi, jako bezwzględnie obowiązujące. Możliwa jest także sytuacja, gdy owa świadoma, odpowiedzialna podmiotowość rozciąga się na sam stosunek do instytucjonalnego autorytetu: posłuszeństwo jest tu okazywane po przemyśleniu źródeł autorytetu, jest zatem dobrowolnym aktem autonomicznego podmiotu.

Świadomość różnych stopni obowiązywalności autorytatywnych ustaleń pozwala wchodzić w dialog, a nawet spór z autorytetem. Ostatecznie zaś wierność sobie (własnemu sumieniu) i posłuszeństwo nie są przeciwstawne: posłuszeństwo jest okazywane ze względu na wierność sobie. Konflikt zaś własnego sumienia z ostatecznym autorytetem uznawanym przez wspólnotę nabiera cech dramatu.


4. KATOLICYZM INDYWIDUALISTYCZNY, charakterystyczny dla „samodzielnych poszukiwaczy religijnych”. Do tej grupy zaliczają się niezbyt liczne środowiska i – moim zdaniem – liczni „niezorganizowani” wierni, dla których autorytet hierarchiczny jest co najwyżej jednym z wielu, a ostatecznie niezbyt ważnym źródłem i drogowskazem wiary. Ich wiara jest samodzielnym poszukiwaniem ostatecznego sensu życia, podejmowaniem działań rozpoznanych jako dobre przez ich własne sumienie, nawet w opozycji do tego, co nazywane jest oficjalnym nauczaniem/stanowiskiem Kościoła. Indywidualistyczne odrzucenie instytucji możliwe jest zarówno w przypadku tzw. tradycjonalistów, jak i progresistów. Pod tym względem ks. Natanek, odrzucający autorytet w oparciu o własne intuicje i doświadczenie religijne nieznanej z imienia wizjonerki, nie różni się bardzo od Tadeusza Bartosia, kierującego się sądem swojego rozumu.

Konflikt z autorytetem uznanym przez wspólnotę nie wiąże się tu z wielkim dramatem: indywidualista idzie po prostu swoją drogą. Właśnie znacznie luźniejszy związek ze wspólnotą i płynąca stąd łatwość kwestionowania autorytatywnie zakreślonych granic odróżnia ostatnią grupę od grupy trzeciej.

Skonstruowane wyżej kategorie upraszczają bez wątpienia znacznie bardziej skomplikowaną rzeczywistość. Na przykład: katolicy odpowiedzialności mogą się czasami spierać bardziej między sobą niż z „indywidualistami” (z taką sytuacją mieliśmy do czynienia podczas wspomnianej już debaty telewizyjnej: Tomasz Terlikowski należy niewątpliwie do katolicyzmu odpowiedzialności, podobnie jak Ewa Czaczkowska i Marek Zając, w tym akurat momencie bliżej mu jednak było do indywidualisty Bartosia).

PO CO TA MAPA?

Jaki pożytek z tak naszkicowanej mapy? Pozwala ona, moim zdaniem, wyraźniej uświadomić sobie wagę pytania o to, jakie są źródła naszej wiary i jakie kryteria powinny ją kształtować. Jest to problem fundamentalny, a niemal zupełnie nieobecny w naszych debatach.

Jedną z przyczyn tej nieobecności jest, jak sądzę, długoletnia dominacja autorytetu Jana Pawła II, do którego odwołanie kończyło większość sporów. Można powiedzieć, że zbyt długo dominował w Polsce katolicyzm gromady. Po śmierci Papieża, gdy trudno znaleźć hierarchów podobnego formatu, pojawia się wiele sytuacji, gdy konieczne jest własne rozeznanie i inicjatywa. Są sytuacje, gdy ktoś zostaje niejako zmuszony do wzięcia odpowiedzialności, nawet wbrew swym skłonnościom i upodobaniom. Czyż nie tak było w sprawie lustracyjnych oskarżeń abp. Wielgusa, gdy najgłośniejsza krytyka zachowania biskupów wyszła ze środowisk uznawanych do tej pory przez hierarchów za „najwierniejszych z wiernych”?

Zauważmy, że ze strony uczestników „konserwatywnej rewolty” często słychać wołanie o bardziej prorocki charakter posługi biskupiej i krytykę kościelnej hierarchii za czysto administracyjny, wyprany z ducha styl funkcjonowania (a głosy te brzmią podobnie do opisu instytucji kościelnych formułowanego przez ludzi, których należałoby w dawnej typologii zaliczyć do katolików prywatnych/protestu).

Pojawiają się też głosy lamentu nad brakiem silnego przywództwa w polskim Kościele. Sądząc jednak z takich zjawisk, jak opisany już wyżej zróżnicowany stosunek biskupów do Różańcowej Krucjaty Narodu, albo krańcowo różne interpretacje obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim, jednolitego silnego przywództwa nie będzie.

Z punktu widzenia katolicyzmu odpowiedzialności jest to sytuacja błogosławiona. Indywidualiści, niezadowoleni ze sposobu funkcjonowania instytucji Kościoła, coraz bardziej się wobec niej dystansują. Inni szukają oparcia w autorytecie z mitycznej przeszłości Kościoła. Jako chrześcijanie musimy zadać pytanie, rzadko dotąd w Polsce zadawane: kto ma rację w świetle Ewangelii?

Dziś, kiedy tak silne są przemiany kulturowe we współczesnym świecie, rozmowa na ten temat jest konieczna. Jej naturalnymi uczestnikami wydają się być katolicy odpowiedzialności, niezależnie od tego, jakie stanowisko zajmują w innych kwestiach. Co więcej: spotkanie inaczej na co dzień myślących środowisk może przynieść ciekawe owoce (obiecującym przykładem było wspólne otwarte kolegium redakcyjne redakcji „Znaku” i „Frondy”). Warto słuchać także „opowieści mitycznych” i zapraszać do rozmowy indywidualistycznych poszukiwaczy. W rozmowie takiej powinni, oczywiście, uczestniczyć biskupi.

Jeśli jej nie odbędziemy (wszyscy – do którejkolwiek z wymienionych grup byśmy się nie zaliczali), czekają nas coraz bardziej brutalne przepychanki o (religijną) władzę. Zwycięży dyskurs sprowadzający się do wzajemnych oskarżeń i inwektyw, a następna mapa polskiego katolicyzmu przedstawiać będzie – niestety – archipelag oddalających się od siebie wysp.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012