Nostalgie i pretensje

Stan zagrożenia powieści trwa. Towarzyszy mu przekonanie o jej wyeksploatowaniu i śmierci. Mimo to wielu ufa, że potrafi ona powiedzieć jeszcze coś ważnego. Tak właśnie jest z Tadeuszem Sobolewskim i jego prozą “Malowanie na Targowej".

10.08.2003

Czyta się kilka minut

Podczas gdy literaturoznawcy biją na alarm, tuż obok, na polskich biurkach piętrzą się wspomnieniowe narracje podtrzymujące życie gatunku. Niedawno wydana książka Joanny Olczak-Ronikier “W ogrodzie pamięci", wspomnienia Karoliny Lanckorońskiej, “Finis Silesiae" Henryka Wańka - by wskazać najczęściej omawiane tytuły. Świadczy to wszystko o jednym: że powieść jeszcze nie zginęła! Odwrotnie, żyje i ma się nieźle, więc malkontenctwem krytyki literackiej nie należy się przejmować.

Co prawda książka Sobolewskiego nie jest powieścią w dosłownym znaczeniu (nie jest też tylko wspomnieniem), niemniej spełnia kilka warunków, które ten gatunek określają. Na przykład: jest powrotem do przeszłości. Pisarz posługuje się w niej wyjątkowo efektowną figurą retoryczną, którą filologia nazywa mądrze metastazą. Wraca do dzieciństwa i młodości swoich babek, dziadków, ciotek, rodziców i własnej tak, jakby odwiedzał chwilę temu pożegnanych przyjaciół. Aktualizuje i uobecnia przeszłość w teraźniejszości. Nieuchronnie wpada w odmęty prywatnej mitologii, tyle że prostej, malowniczej i bardzo przekonującej. Oczywiście, wolno ją kwestionować i pytać: jakże tak można?! Przecież z dzieciństwa pamięta się niewiele! Otóż nie. Pamięta się i to bardzo wiele. Jedni porównują sposób jego przechowywania w nieświadomości z szufladą, którą starczy lekko wysunąć, by ukazała stare bibeloty. Dla mnie to raczej zdrapywanie kartki, jaką jest życie. Starczy właściwie podrapać i zrobić miejsce na historię, a wyświetli się sama.

W tym “wyświetlaniu" pomaga narratorowi “Malowania..." mama. “Ze sterty domowych wspomnień, anegdot, pamiątek wyłania się historia. Znam ją od małego z opowiadań mojej mamy". Gdyby nie ona, opowiadający (w tej roli autor prozy, Tadeusz Sobolewski) nie dotarłby do recenzji z występów Buni, siostry dziadka, do jej zeszytu z deklamacjami i ingerencjami cenzora, do wspomnienia o spotkaniu krewnej z Sienkiewiczem. Z kolei pomoc mamy zdałaby się na niewiele bez roboty archiwariusza, jakiej podjął się Sobolewski. Tu istotną rolę odgrywają zachowane pamiątki. Po tej samej Buni, aktorce-amatorce: “lichtarzyk porcelanowy, szkiełko powiększające do czytania z książeczki do nabożeństwa i sterty papierów, recenzje, cytaty, podziękowania, bilet miesięczny z 1919 roku...", itd. Wszystko to odciśnięte na narracji, która przypomina sklejkę z różnych czasów, głosów, anegdot i opowieści.

Na książkę Sobolewskiego składają się pisane w różnym czasie opowiadania-rozdziały. Tworzą całość; można je z powodzeniem nazywać powieścią. Jedno jest w nich pewne: nie zostały uładzone. Sobolewski darzy przeszłość swojej rodziny i jej teraźniejszość zawsze tym samym: nostalgią i pretensją. Naraża się więc tym wszystkim, którzy ją przechowali, zwłaszcza matce, która pomawia syna o “patroszenie": “Dlaczego mój syn - przeczytałem później w jej Powierniku - zawsze wyszukuje, co mógłby we mnie zganić? Skąd w nim to lubowanie się w patroszeniu? W przeciwieństwie do mnie, on zawsze lubił się przyglądać patroszeniu kury. (...) wciąż tylko Kaczy Dół i krytyka".

Jeśli więc autora wiatr nostalgii prowadzi z powrotem w historię, to przez wszystkie opłotki, przez każdą rodzinną niewygodę. Nie ma w książce cienia, który zakrywałby to, co brzydkie. Brzydkie jest tu w dwójnasób uwidocznione. Na przykład w jednym z tarnowskich zaułków narrator znajduje szkalujący napis na murze. Nie wytrze go, zostawi. Gdzie indziej powie o domu rodzinnym w Międzylesiu, zniszczonym w czasie Powstania, że nie zachował zapachu drożdżowego ciasta, a “okazał się ruderą, wstrętnym slumsem, gdzie trzcina wystawała z źle otynkowanych ścian". Niestety, taka jest siła rozczarowania, której ulega każdy z nas.

Podlega się też innej sile: podróżowania. Bohater tej prozy, jako zapalony szperacz i zbieracz rodzinnych pamiątek, lubi antyki. Nie omieszka odwiedzić przydrożnego sklepu ze starociami, wszędzie węszy dawność. Dzięki temu zresztą Sobolewski powtarza znaną lekcję: że historia, zwłaszcza prywatna, mieszka w szczegółach i szpargałach, wśród moli i kurzu. A wydobyć ją może tylko odporny (alergia na kurz niewskazana!).

Nie przez przypadek najczęściej odkurzana jest karafka. Ten stały eksponat prozy kojarzy się nie tylko z wizerunkiem kolejnych mieszkań Sobolewskiego; nie idzie też o fakt, że wędruje wraz z właścicielem z miejsca na miejsce. Karafka to, w dużym skrócie, La Fontaine, a wraz z nim Wańkowicz i jego piękna, osobista proza o wymownym tytule: “Karafka La Fontaine’a". Nie chcę przez to powiedzieć, jakoby Sobolewski naśladował Wańkowicza. Już raczej idzie tropem prywatnego reportażu, czasem podejmuje grę ze znanym mu Białoszewskim czy w ogóle odwołuje się do klasyki autobiografii. Bo, było nie było, “Malowanie na Targowej" jest autobiografią, co prawda znacznie szczuplejszą od dzieła Wańkowicza, jednak nie mniej własną i osobistą.

Skoro czas zwraca nam siebie w rzeczach, co my możemy mu podarować? Sobolewski oddaje czasowi opowieść rodzinną. Pewnego razu, podczas malowania mieszkania Aluni (ciotki, siostry ojca) zakłóca rytuał imieninowych odwiedzin, pojawia się, żeby pomóc przenosić ciężary i graty. Ale to tylko powierzchnia; od spodu bowiem wyłania się czas. W tytułowym opowiadaniu tak skomentowany: “Na Targowej nie ma się wrażenia, że czas biegnie po jednej linii. On idzie w dwa koncentryczne koła, po których wirujemy, zawsze w tej samej odległości od siebie". Więc po orbicie? Po grecku? Bo przecież to Grecy uprzytomnili światu kolistość czasu i istotę rytuału. Czas w książce Sobolewskiego rządzony jest dobrym i złym wspomnieniem; narratorowi zapada w oko i ucho to, co złe, dobre i najlepsze.

Poza wszystkim “Malowanie na Targowej" to książka rozgrzeszeniowa, adresowana do ojca autora. Nie bez przyczyny postać ojca znajduje się w jej pierwszym planie. Na autobiografię bowiem trzeba wymyślić pewien patent. Podpisać pakt z sobą, czytelnikiem i tekstem. Takim patentem jest u Sobolewskiego figura ojca, wobec którego narrator często bywa nie fair. “On był silny, a ja słaby. Moja niewola. Zawsze mówiło się o ojcu, usprawiedliwiając jego dzikość, że on z niewoli wyszedł. Niewola, której ja zaznałem, weszła w moje ciało, puls, żołądek, serce. Jak tu przepraszać? Niechby pozostał zły do końca. To by mi zaimponowało".

O ile jednak łatwo znaleźć pomysł na utwór literacki, na porozumienie się z rodzicem trzeba pokory, czasu, dystansu. Tu nie może być mowy o orbitowaniu. Tu czas to bolesne rozdrapywanie rany. I jeszcze jedno: jak to wszystko pogodzić? Jak ustalić porozumienie między sobą a ojcem, ojcem i matką, jego i jej rodziną? W zeszycie, w drzewie genealogicznym, na zdjęciu może się da, ale w życiu? Można tylko w literaturze.

Pewnego razu narrator odnajduje ojcowski zeszyt z rodzinnymi zapiskami. Opowiada o nim ojcu w szpitalnym ogrodzie. Dla obu kwestia nie nabrała jeszcze dystansu, nie okrzepła. Rozmawiają o maszynce do golenia, sprawę rodziny, miłości i nienawiści przesuwając w bezpieczny rejon pisania i nie martwiąc się wcale, że literatura będzie musiała tyle udźwignąć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (32/2003)