Normalny facet

Że był naiwny? - to na pewno. Że bojaźliwy? - to też. Może nawet trochę konformistyczny. Wszyscy podkreślają, że był wierny w przyjaźni, choć - jak to artysta - trochę próżny. Brał na barki grzechy ludzi walczących z systemem totalitarnym, ale też nie odwrócił się od tych, których nazywaliśmy kolaborantami.

20.09.2011

Czyta się kilka minut

Pochłania mnie wiara, ale wiara, która nie jest statyką, zatrzymaniem się, lecz ciągłym odkrywaniem na nowo tajemnicy" - pisał o sobie ks. Jan Twardowski. Ponad 5 lat po jego śmierci Magdalena Grzebałkowska napisała przejmującą opowieść o księdzu-poecie, który żył Ewangelią błogosławieństw. Nadawał jej postać poetycką i - jak mówił w homilii pogrzebowej abp Józef Życiński - umierał dla Pana, ufając Mu jak dziecko i w godzinach konania pisząc ostatni wiersz. "Stoimy dziś przy tej trumnie, na której położony został mszał, postawiony kielich. O tym, że trumna nie stanowi bynajmniej zgrzytu w pięknie i sensie świata, pisał sam ks. Jan, gdy przedstawiał śmierć jako ciekawostkę, po której trzeba iść dalej".

Trudny przypadek

Grzebałkowska nazwała Twardowskiego w tytule biografii "Księdzem Paradoksem". Sama autorka twierdzi, że początkowo w ogóle nie była przekonana do tej postaci. Nigdy nie poznała księdza, co okazało się dla książki bardzo pozytywne, bo zabierając się do pisania nie miała do swego bohatera stosunku emocjonalnego, nie była jego wielbicielką. Wydawał się jej śmiesznym dziaduniem, dość "żałosną postaćką", snującą się po Krakowskim Przedmieściu. Mieszkał przy klasztorze Wizytek, od 1959 r. pełnił funkcję rektora zakonnego kościoła, którym właściwie zawsze rządziły siostry, a on był im całkowicie podporządkowany. Zastąpił ks. Jana Zieję, który nie bał się nikogo i niczego, a ks. Jan robił wrażenie, jakby uciekał od własnego cienia...

A jednak poznając szczegóły jego życia, autorka zafascynowała się osobowością księdza. Okazało się, że był "normalnym facetem", człowiekiem z krwi i kości, z licznymi słabościami charakteru, śmiesznostkami i kompleksami (słynny, okropny tupecik, który nosił na głowie, żeby ukryć łysinę, zdjął dopiero na rok przed śmiercią, no i jeszcze na dodatek to farbowanie włosów!). Cierpiał na lęk przestrzeni, to było dla niego prawdziwe udręczenie. Bał się tłumu, nie znosił wielkich zgromadzeń. Samotnik, otwarty na każdego człowieka. Nie pytał, skąd ktoś przychodził, przyjmował w swoim klasztornym mieszkaniu wszystkich, podawał pomocną dłoń, rozmawiał, spowiadał, chrzcił.

Pisarz Janusz Głowacki zapamiętał dokładnie chrzest jego córki, Zuzy. Ksiądz był wspaniały, a przecież wiedział, że przyszła do niego "grupa nieodpowiedzialnych ludzi", artystów z przeszłością. Skwitował sytuację jednym zdaniem: "To trudny przypadek". W czasie liturgii pada pytanie: "Czy wyrzekasz się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu?". Głowacki akurat w tym momencie zamyślił się, zapanowała chwila ciszy. Wtedy ksiądz, zazwyczaj marudzący pod nosem, donośnym i zdecydowanym głosem odpowiedział sam: "Wyrzekam się". Był niezwykły, wspomina z rozrzewnieniem Głowacki, wykazał bowiem wobec niego wiele dobrej woli, cierpliwości i zrozumienia.

Ksiądz Jan miał swoiste poczucie humoru, dystans do siebie, świata i języka. W seminarium duchownym prowadził wykłady z literatury. Jedna godzina tygodniowo. Właściwie nie były to wykłady, tylko luźne opowieści i skojarzenia. Księdza trudno było zrozumieć, mówił cicho, jakby sam do siebie, łykał sylaby. Siadałem zazwyczaj w pierwsze ławce, żeby coś usłyszeć, wielu kolegów w tym czasie uczyło się innych przedmiotów, najczęściej łaciny, tej zakały pierwszych czterech lat seminaryjnych. A ksiądz Twardowski snuł swoje rozważania o poezji. Mówił na przykład, że to, co siąpi z nieba, nie powinno nazywać się "deszczyk", o wiele lepiej byłoby "nieboszczyk", i piękniej, i logiczniej, i bardziej teologicznie. Ci, co słyszeli księdza, pokładali się ze śmiechu, a jemu to sprawiało satysfakcję.

Znane jest także inne zdarzenie, a może legenda. Kiedyś w czasie Mszy św. ks. Jan mówił za długo kazanie, co mu się rzadko zdarzało, bo zazwyczaj ograniczał się do kilku myśli. Ks. Bronek Bozowski spowiadał wtedy w konfesjonale, nie zdzierżył i donośnym głosem rozpoczął "Credo": "Wierzę w jednego Boga"... Wierni ochoczo podchwycili wyznanie wiary, a ks. Jan musiał przerwać homilię, filuternie uśmiechając się pod nosem.

Św. Jan od Malwy

Taki on był, smutny i z poczuciem humoru, pochylony, drepczący, zawsze w starej sutannie. Niezaangażowany w życie publiczne, cenił sobie święty spokój, być może dlatego irytowały go zgromadzenia w czasie stanu wojennego na placu przed kościołem Wizytek. Nie był intelektualistą, ale mędrcem, wskazującym drogę wiary prawdziwie ewangelicznej - tak go zresztą nazwał zaraz po śmierci ks. Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych. I jako do mędrca lgnęli do niego wszyscy - opozycjoniści (np. Barbara Sadowska, matka Grzegorza Przemyka, i ks. Jerzy Popiełuszko), artyści, ludzie zagubieni, pokręceni życiowo, potrzebujący pomocy, ludzie z lewa i z prawa. Ks. Twardowski "pomagał" Panu Bogu znaleźć drogę do człowieka, a człowiekowi do łaski Bożej.

W okresie PRL-u na terenie klasztornym mieszkał także - wspomniany już - słynny szaleniec Boży, ks. Bronek Bozowski. Świetnie się uzupełniali: jeden wyciszony, drugi energiczny, wręcz ekstatyczny. Przychodzili do nich także esbecy, kto wie, ilu ich było; Twardowski i Bozowski musieli być pod ścisłą obserwacją ze względu na szerokie kontakty w środowiskach intelektualnych. Ks. Twardowski zapraszał "smutnych panów" na rozmowę. Był naiwny, żył w innym świecie, nawet mu do głowy nie przyszło, że jeden z nich go zarejestruje i założy teczkę. Grzebałkowska doskonale rozumie kontekst historyczny, psychologiczny i duchowy całej sytuacji, zresztą z zapisków esbeka niewiele wynika, ksiądz opowiadał jakieś oczywistości, powszechnie znane, nie był żadnym współpracownikiem, co w książce potwierdza prof. Wojciech Polak, który dokładnie zanalizował zachowane dokumenty. Pryncypialiści będą się zastanawiać, czy ksiądz nie przekroczył granic, nie przekonają ich fakty. Patrzenie na tamte czasy, szczególnie w przypadku księdza Twardowskiego, jak "jeden do jednego", jest absurdem. Dla niego takie spotkania - zabrzmi to paradoksalnie - były normalne. Przychodził do niego człowiek, a więc grzesznik. Ks. Jan nie odrzucał nikogo, przez co wchodził w sytuacje trudne.

Że był naiwny? - to na pewno, że bojaźliwy? - to też, może nawet trochę konformistyczny. Wszyscy podkreślają, że był wierny w przyjaźni, choć - jak to artysta - trochę próżny. Z jednej strony brał na swoje barki jako spowiednik grzechy ludzi walczących z systemem totalitarnym, z drugiej - o paradoksie! - nigdy nie odwrócił się od osób, które nazywaliśmy wtedy kolaborantami, do końca zatem przyjaźnił się z Bolesławem Piaseckim i Wojciechem Żukrowskim. Żukrowski poparł w telewizji stan wojenny, ludzie masowo odsyłali na jego adres powieści, których napisał sporo, to musiało być dla niego upokarzające. Tymczasem ks. Twardowski przyjmował pisarza w swoim mieszkaniu, mimo że nigdy nie akceptował rządów generałów. Zapewne czuł, że jako duchowny musi podać pomocną dłoń, nie może zerwać przyjaźni.

Tak rozumiał Ewangelię. Był człowiekiem żarliwej modlitwy. Abp Życiński jako młody ksiądz obserwował z podziwem, jak o szóstej rano ks. Twardowski przychodził codziennie do kościoła i siadał w pustym konfesjonale, czekając na penitentów, a potem o trzeciej po południu przychodził znów do kościoła, by klęcząc przed tabernakulum wyrazić swą wierną pamięć w godzinie konania Jezusa. To była duchowość św. Jana od Malwy.

W niewoli u antywizytek

Fascynowały go kobiety i nie wstydził się tego. Grzebałkowska cytuje prof. Jadwigę Puzyninę: "On miał wiele przyjaźni z kobietami. Odczuwał, jak się zdaje, wyraźną potrzebę relacji z kobietami, nie w sensie seksualnym, ale duchowym. A także rodzinnym. Bardzo tęsknił do rodziny". Nie potrafił żyć w pustce, bronił się przed nią. Na pytanie, czy się kiedyś zakochał, odpowiadał, że całe życie kochał, nie można bowiem bez tego żyć. Miłość czysta, duchowa, ale bardzo ważna. Mówił: "Każda miłość mężczyzny do kobiety jest dobra, zwłaszcza w dzisiejszym świecie. W kobietach jest taka wielka odległość, coś szalenie subtelnego, a zarazem trywialnego. To nie znaczy, że myślę o nich źle". Kobiety go otaczały, były to dla księdza doświadczenia różne, raz lepsze, raz gorsze, przeżywał też rozczarowania, ale za każdym razem dziękował Bogu. Uczucie tęsknoty potrafił przemienić w modlitwę za najbardziej osamotnionych w świecie.

Przyjaźń niesie ze sobą także ryzyko żalu, złości i poczucia zdrady. Tak było także w życiu ks. Jana. Siostry wizytki to osobny rozdział w jego życiu, właściwie zawsze czuł się ich podwładnym. Wrześniowa "Twórczość" drukuje zapiski Sergiusza Sterny-Wachowiaka, a w nich fragment o ks. Twardowskim. Rzecz dzieje się na początku lat 80. ubiegłego wieku. Studenci poznańscy piszący prace o poezji księdza chcieli się z nim spotkać. "Telefon odbierają wizytki (...) i zniechęcają do wizyty. Że ksiądz rektor zapracowany albo chory, albo zmęczony, albo nie taki znów młody i tak dalej. Wygląda na to, że to (...) raczej siostry antywizytki". Śródtytuł tego zapisu: "Ks. Jan Twardowski w niewoli u antywizytek".

Grzebałkowska nie analizuje poezji ks. Twardowskiego. Wiadomo: pisał bardzo dużo. Nic zatem dziwnego, że w jego twórczości znajdziemy i wzloty, i upadki, i - niestety - liczne powtórzenia. Ksiądz śledził recenzje na swój temat, wycinał je i wkładał do koperty. Dziękował recenzentom. Autorka cytuje kilku znanych krytyków. Marian Stala sugeruje, że być może u podstaw fenomenu popularności tej poezji tkwi "dar zwyczajnego, pozbawionego patosu mówienia o sprawach wiary i duchowego życia dzisiejszych ludzi". Poezja Twardowskiego ma charakter religijny, ale nie doktrynalny. Wiersz i dogmat - to się przecież z góry wyklucza. Siłą tej twórczości jest jej uczuciowość i miłość do Stworzenia. Sam cenił wielu innych poetów, np. Wisławę Szymborską, którą uważał za mistrzynię formy, choć jej wiersze były mu obce, bo "bez Boga".

Abp Życiński mówił o nim w czasie pogrzebu: "Cała jego twórczość była świadectwem wartości Stamtąd". W poszukiwaniu innego świata pomagało mu zarówno piękno poezji, jak i poczucie wspólnoty Kościoła. W dzień swych 90. urodzin mówił: "Ośmielę się powiedzieć, że zawsze chciałem, aby - poza wierszami - zostało po mnie coś kojarzącego się z Kościołem". Spełnił to pragnienie, ukazując nam chrześcijaństwo ewangelicznego piękna, prostoty, dziecięcej ufności.

Ksiądz Jan pisał: "Jestem księdzem szczęśliwym, miałem dobrych proboszczów, jakoś wytrwałem, nie miałem żadnych romansów, żadnych ucieczek. Mam za co Bogu dziękować". Podkreślał, że fascynacja Jezusem stanowi centrum jego kapłaństwa. Życiński: "Wnosił w chrześcijańską ascezę ciepło serca, które rozumie, współczuje i kocha".

***

Grzebałkowska na końcu książki opublikowała swój prywatny list do ks. Jana. Poznała go przecież, więc postanowiła odwiedzić w Świątyni Opatrzności, gdzie został pochowany. Na końcu epistoły czytamy: "Na pocieszenie powiem, że w ogródku pod Twoimi oknami wszystko w porządku. Modrzew nadal rośnie. Pod nim, tam gdzie siadałeś, jest skalniak dla Twojej pamięci. Ludzie tam przychodzą i co rusz zapalają światełko. Tymczasem miło Cię było poznać. Na pewno Cię jeszcze kiedyś odwiedzę. Śpij spokojnie. Magda". Od obojętności do fascynacji - końcowy list autorki to jeszcze jeden przyczynek do niezwykłych relacji ks. Jana z kobietami. Grzebałkowska podążając śladami swojego bohatera stała się "jego" kolejną kobietą. Czy jednak poznaliśmy całą prawdę o nim? To chyba niemożliwe.

Magdalena Grzebałkowska, "Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego", Wydawnictwo Znak, Kraków 2011

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2011