Nim nadeszła katastrofa budowlana

Brak czasu i środków na wyjazd do Cluny, Akwizgranu czy Rzymu? W Wąchocku też jest pięknie.

31.07.2006

Czyta się kilka minut

Strzelno, rotunda św. Prokopa z XII w. - fot. Małgorzata Fugiel i Michał Kuźmiński / www.albumromanski.prv.pl /
Strzelno, rotunda św. Prokopa z XII w. - fot. Małgorzata Fugiel i Michał Kuźmiński / www.albumromanski.prv.pl /

Na pozór tropienie czegoś, co od ośmiuset lat stoi na swoim miejscu, jest nudne. Tym bardziej że nie chodzi o zamczyska przywodzące na myśl ekranizację Tolkienowskiej trylogii. Często to detale, fragmenty, czasem niezgrabne, ale najwcześniejsze.

Romanizm to pierwsza w Polsce architektura murowana. Przyszła do nas z Zachodu (zadając kłam twierdzeniu, że od Niemców to nigdy nic dobrego...), w dodatku spóźniona - gdy we Francji stało już opactwo Cluny, arcydzieło epoki, nasi przodkowie dopiero uczyli się porządnie obrabiać kamienne ciosy. Wejście w krąg kultury chrześcijańskiej oznaczało też dla państwa Polan wejście w krąg sztuki i architektury Zachodu.

Kościoły romańskie mówią swoim językiem - zwykle drobnymi znakami i aluzjami, ale wielkie bazyliki, jak monumentalna archikolegiata w Tumie pod Łęczycą, całe były kamiennym kodem ideału średniowiecznego społeczeństwa. Prezbiterium skierowane było na wschód, w stronę Jeruzalem. Zajmowali w nim miejsce duchowni, a ciągnąca się odeń nawa odzwierciedlała drogę, miejsce ludu. Arkady naw bocznych i znajdujące się nad nimi balkony, tzw. empory, przypominały domy możnych. Wreszcie, na zachodniej ścianie, ponad wszystkimi, zasiadał na swej emporze władca, za sobą mając fasadę z wieżami - metaforę zamku. Zatem lud podążał za duchowieństwem w stronę Nowego Jeruzalem, a czuwał nad nimi senior. A przy okazji dyskretnie wpisano w romanizm tak znamienną dla średniowiecza opozycję dwóch ośrodków władzy - świeckiej i duchownej.

Niewiele nam zostało po tamtej architekturze. Prawdziwej rzezi dokonał na polskim romanizmie najpierw gotyk, a potem (zwłaszcza!) barok, styl kontrreformacji. Tropienie romańszczyzny w Polsce to zdejmowanie oczami kolejnych warstw dziejów, docieranie do początku, praca wyobraźni, poszukiwanie detali. To czasem podróże w miejsca, od których odwróciły się szlaki, gdzie przestała się toczyć historia i dlatego ocalały tam budowle, których nie tknęła samowola budowlana barokowych inwestorów. Mają swoje romańskie perły w koronie Kraków, Wrocław, Poznań czy Gniezno. Ale mają je i miejscowości, gdzie nie tyle nie dociera do kiosków "Tygodnik Powszechny", co po prostu nie ma kiosku. Jest za to świadek ośmiuset lat historii.

Podziemia, demony, znaki

WIŚLICA to jedno z tych miejsc, gdzie historia nagle przestała się dziać. Kiedyś wymieniana była - obok Sandomierza i Łęczycy - jako jeden z głównych grodów Leszka Białego, przez kilka lat rezydował tu też Kazimierz Sprawiedliwy. Potem zmieniły bieg szlaki handlowe, została gotycka kolegiata, a pod nią...

Przewodniczka prowadzi do podziemi, gdzie pieczołowicie odsłonięto ślady dwóch wcześniejszych świątyń. Pierwszą ufundował zapewne Henryk Sandomierski - dziś ogląda się tu resztki posadzki jej krypty. Czyli to, co najważniejsze, bo zachowała się na niej tzw. "płyta orantów". W gipsie wyżłobiono i wypełniono mieszanką gipsu i węgla kształty modlących się ludzi, wśród nich zapewne samego fundatora. Wokół łaciński napis: "Ci chcą być podeptani, aby mogli być wzniesieni do gwiazd...". Oglądana w półmroku płyta, okolona roślinnym ornamentem, wpisana jest między bazy kolumienek, a wyobraźnia sama odtwarza wygląd świątyni. Wokół przekrój kolejnych warstw historii miasta - wystają fragmenty płyt posadzkowych, cegieł, szkieletów.

Kilka kroków od kolegiaty stoi zabytek - zagadka. W specjalnym pawilonie relikty kościółka św. Mikołaja, a przy jego ścianie spora gipsowa misa, źródło sporu historyków. Otóż w Wiślicy usłyszymy, że to basen chrzcielny z czasów misji Cyryla i Metodego: tereny te byłyby więc chrześcijańskie na wiek przed Mieszkiem. Inni historycy wylewają kubeł zimnej wody - jedynym dowodem datowania świątyni ma być znaleziony tu denar ze schyłku XI w., misa zaś służyć miała do mieszania wapna. Wiślicka przewodniczka prycha, że przecież wówczas zaprawy wapiennej nie znano.

Jedziemy dalej na północ, wzdłuż Nidy, ryzykując resory i przygryzienie języka. Warto przecierpieć. Bo nieopodal jest STARA ZAGOŚĆ. Kościołowi św. Jana Chrzciciela duch dziejów dał się we znaki, podobnie jak dzierżącym go w XII w. joannitom, czyli Suwerennemu Rycerskiemu Zakonowi Szpitalników św. Jana z Jerozolimy, z Rodos i z Malty, bardziej znanemu jako Zakon Maltański. Kościół przebudowano, masakrując jego (niemającą w Polsce odpowiednika) dekorację. Bracia zagojskich joannitów zaś z komandorii z Lubieszewa ok. 1317 r. weszli w zatarg z kujawskim biskupem Gerwardem. Zakonowi nakazano, by zadośćuczynił hierarsze, oddając kilka majątków, w tym Zagość. Dziś po joannickim szpitalu nie zostały nawet fundamenty. Kościołowi natomiast warto się przyjrzeć - z daleka i z bliska...

Bo tutaj diabeł tkwi w szczegółach. Zwłaszcza że jest w Zagości kilka niebezpiecznych demonów. Dwa - w zakrystii: w zagłębieniach misternych arkadek znajdziemy dwie płaskorzeźby syren (lub syreny i trytona, różnice pozostawmy zoologom). Te romańskie, podobnie jak te mityczne, hipnotyzują. W dodatku w zakrystii zachował się fragment oryginalnej dekoracji sznurowej ściany. Kolejny demon to smok. Wyryto go na wapiennym ciosie północnej ściany nawy. Wczesne średniowiecze to czas, gdy religia przeplata się z magią, nowa wiara ze starymi wierzeniami. Strona północna to ta, z której przybywają złe moce - smok miał je odstraszać. To dlatego również w odległym Inowrocławiu przy północnym portalu romańskiego kościoła znajdziemy maski diabłów (a właściwie ich kopie, oryginały zabezpieczono w regionalnym muzeum), po północnej zaś stronie wiślickiej płyty orantów zamiast roślinnego ornamentu widnieją cztery gryfy.

Lustrujemy mur. Wokół smoka dalsze znaki. To nieprawda, na co zwracał uwagę Zbigniew Herbert, że sztuka średniowiecza była anonimowa, ad maiorem Dei gloriam. Kamieniarze podpisywali się bardzo wyraźnie, kodem tzw. gmerków. Wyryte na romańskich murach strzałki, krzyże - zdwojone, celtyckie, łamane - czy okręgi, to znaki mistrzów budowlanych. Często zresztą nie tyle służyły chwale budowniczego, co rozliczeniu z fundatorem: wskazywały, ile muru postawił dany majster. Gmerki są i w Zagości, i w pobliskim IMIELNIE, a prawdziwy wysyp - w zapomnianym przez kartografów i PKS nieodległym MOKRSKU DOLNYM. W Imielnie, ale też w KRUSZWICY, odnajdujemy crux gammata, czyli swastykę, pradawny symbol słoneczny znany wszystkim indoeuropejskim ludom. Są też na ścianach romańskich świątyń inne wyklęte później znaki: w Imielnie pentagram, a nieopodal Konina, w KAZIMIERZU BISKUPIM, astrologiczne symbole Ziemi (krzyż na podstawie) i Wenus (krzyż na okręgu, dziś też symbol płci żeńskiej). Zresztą, w Kazimierzu Biskupim przenikanie warstw historii widać jak mało gdzie - dzięki konserwatorom spod reliktu portalu gotyckiego wynurza się, ledwie dostrzegalny, jakby wtopiony, kształt wcześniejszego - romańskiego.

Innowatorzy

Tymczasem w Imielnie jeden z gmerków, kombinacja kół, sygnalizuje jeszcze inne relacje (tak zresztą, jak ostre łuki okien, niczym w gotyku) - gmerk taki spotyka się w budowlach warsztatu cystersów. Zakon ten przyniósł do Polski nie tylko technologie takie, jak młyn wodny, kuźnia czy folusz, ale też właśnie ostry łuk, zapowiedź nadejścia gotyku. A pierwszy w Polsce ośrodek cystersów był całkiem blisko, w Jędrzejowie.

Cysterskie kościoły romańskie w Polsce są wręcz sformatowane. Czy w Jędrzejowie, Wąchocku, podkrakowskiej Mogile, Sulejowie czy w Koprzywnicy nieopodal Sandomierza, wszędzie dominuje ten sam system: trójnawowy kościół z nawą poprzeczną, prostą ścianą zamknięte prezbiterium. I oczywiście krzyżowo-żebrowe sklepienie o łuku ostrym - technologiczne novum XIII w. W MOGILE w jednej z kaplic znajdujemy piękną, trójlistną piscinę, czyli wnękę na kielichy ołtarzowe. W SULEJOWIE - prawie kompletnie zachowany kościół z misternym portalem i klasycznie romańską dekoracją wnętrza, obstawionego złotozielonym folk-barokiem. W KOPRZYWNICY prawie nietknięty kapitularz na dwóch kolumnach, surowy i poważny. W Wąchocku zaś - jedno z najpiękniejszych romańskich wnętrz w Polsce - kapitularz wsparty na czterech kolumnach o głowicach z motywem winorośli, otwarty do krużganka trójlistnie wykończonymi, ażurowymi, dwudzielnymi okami (czyli biforiami).

W WĄCHOCKU, tuż przy klasztornym karcerze, znajdujemy w lapidarium fragment nagrobnej płyty, a na niej - rysunek miecza. Otóż tak grzebano krzyżowców. Krzyżowi rycerze w tej okolicy musieli być weteranami krucjaty Henryka Sandomierskiego, mającej chrystianizować Prusy. Wielka historia w miejscu kojarzącym się zwykle z dowcipami o sołtysie. Dwie takie płyty znajdują się też w nieodległym SANDOMIERZU.

Dotykanie historii

SANDOMIERZ, kościół św. Jakuba stoi na uboczu. Nie zawsze tak było. Dopiero po najeździe Tatarów miasto przeniosło się na sąsiednie, lepiej umocnione wzgórze. Świątynia jest z cegły, okalają ją misterne glazurowe plecionki, portal zaś, zwany "bramą niebios", nie ma w Polsce odpowiednika. W cegle, z pozoru zupełnie przaśnym materiale, wyczarowano półkolumienki, ornamenty, a uważne oko wypatrzy głowy lwów, a nawet samego św. Jacka Odrowąża, pierwszego polskiego dominikanina.

"Święty Jakub" był, a jakże, przerobiony wewnątrz na styl barokowy. W XIX w. zdarzył się jednak pożar, po którym skuto późniejsze tynki. Wnętrze, z surową i majestatyczną ścianą nośną na zdobionych piaskowcem ceglanych arkadach, wręcz oddycha. A brat dominikanin, patrząc z rozbawieniem na ocalały barokowy chór, mówi, że przemyśliwuje się uznać go za katastrofę budowlaną.

Ten romański kościół nie zwraca się na wschód, kształt wzgórza na to nie pozwalał. Dzięki temu przez okna nad prawą nawą może padać na masyw ściany nawy głównej zachodzące słońce.

Stąd krok do OPATOWA. Skąd się tu wzięła dwuwieżowa kolegiata? Chodzą słuchy o templariuszach, ale pewniej ufundował ją któryś z sandomierskich książąt. Jej okaleczony portal kiedyś miał kształt trójliścia - klasyczny, elegancki kształt romanizmu. Bardziej boli jednak zmasakrowane przez barok wnętrze z iluzyjnymi malunkami, które ktoś najwyraźniej tworzył po pijanemu.

I dalej, w stronę Gór Świętokrzyskich. Skręcamy za Nową Słupią. Asfalt niebawem się skończy, a bity trakt doprowadzi lessowymi wąwozami do GRZEGORZOWIC, zapomnianej wsi o scenerii jak po bombardowaniu. Na końcu jest wzgórze, a na nim rotunda. Okrągły kształt kościółka psuje dziś dobudowana doń barokowa nawa, ale, gdy stanąć w odpowiednim miejscu, nawet jej nie widać. Na myśl przychodzą inne - rotunda św. Feliksa i Adaukta z Wawelu czy rotunda św. Mikołaja w Cieszynie (tę obejrzeć może każdy, kto ma przy sobie banknot 20 zł, znajdzie ją na odwrocie). Rotunda grzegorzowicka zaś, murowana z łamanych kamieni, była ubogą lokalną fundacją, być może filią benedyktynów ze Świętego Krzyża. Spóźniona, zbudowana z końcem XIII w., musiała w czasach początku gotyku uchodzić za przestarzałą.

Inna rotunda - w STRZELNIE, na Kujawach. Za patrona ma św. Prokopa, zbudowana z granitu niedającego się obrabiać tak łatwo jak południowopolski wapień czy świętokrzyski piaskowiec, jest wręcz siermiężna. Można wdrapać się tu na emporę i wyjrzeć przez biforium. Zostało odtworzone, ale przy pomocy oryginalnie romańskiej kolumienki.

Obok, w strzeleńskim kościele św. Trójcy, prawdziwe cudo - dwie kolumny podpierające arkady naw: "kolumna cnót" i "kolumna przywar". Otaczają je płaskorzeźby symbolizujące przymioty chwalebne i grzeszne. Jest "gniew", czyli szarpiąca włosy dziewczyna. Inna prezentuje swój warkocz. To "próżność". Jest też mężczyzna z mieczem. To "morderstwo". Jest i "bezwstydność" - prawie niespotykany w romanizmie wizerunek nagiej kobiety. Inne - zapisane w języku symboli sprzed wieków - są prawie nie do odczytania.

W obu kościołach dano nam na zdjęcia tyle czasu, ile chcieliśmy. Zostaliśmy w tych wnętrzach sami. Spotkanie z historią niemal intymne.

***

Małe, jednonawowe świątynki. Św. Idziego w INOWŁODZU, do którego wpuszcza nas stary dzwonnik, który przez dziesięciolecia swej pracy stracił słuch. Św. Jana Chrzciciela na cmentarzu w SIEWIERZU, trzęsący się od TIR-ów pędzących po drodze krajowej nr 1, oglądany o świcie, w drodze na Kujawy. Św. Urszuli i 11 000 Dziewic (właśnie tak!) w STROŃSKU, z płaskorzeźbą mającą w sobie coś celtyckiego. W STARYM MIEŚCIE pod Koninem, z archaicznym krucyfiksem nad portalem zdobionym maskami przywodzącymi na myśl Wyspę Wielkanocną. W świętokrzyskich GOŹLICACH, gdzie znaleziono przepiękną romańską Madonnę (dziś do obejrzenia w muzeum diecezjalnym w Sandomierzu). W podkrakowskich WYSOCICACH, gdzie romańska Madonna zdobi szczyt kościółka do dzisiaj. I gigant - w TUMIE, gdzie wśród pól stoi największy polski kościół romański, replika romańskiej katedry wawelskiej, z której pozostała nam dziś prawie wyłącznie krypta św. Leonarda.

A potem na Słowację, gdzie w strugach deszczu znajdujemy niepilnowaną przez nikogo, zupełnie pustą rotundę z romańskimi freskami. Ale to już zupełnie inna historia...

MAŁGORZATA FUGIEL i MICHAŁ KUŹMIŃSKI prowadzą stronę internetową "Album Romański", poświęconą architekturze romańskiej w Polsce ( ).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006