Nigeria: Ojciec chrzestny prezydentem

Bola Ahmed Tinubu, szara eminencja nigeryjskiej polityki, został ogłoszony nowym przywódcą tego najludniejszego kraju Afryki. Ale o tym, czy utrzyma się na tronie, rozstrzygnie sąd.

12.03.2023

Czyta się kilka minut

Bola Ahmed Tinubu po oddaniu głosu podczas wyborów parlamentarnych w Lagos.  Nigeria, 25 lutego 2023 r. / AKINTUNDE AKINLEYE / EPA / PAP
Bola Ahmed Tinubu po oddaniu głosu podczas wyborów parlamentarnych w Lagos. Nigeria, 25 lutego 2023 r. / AKINTUNDE AKINLEYE / EPA / PAP

W mowie Jorubów, z których wywodzi się Bola Ahmed Tinubu, słowo „dżagaban” znaczy „szef”, „wódz”, „najlepszy z najlepszych”. Tak właśnie od lat tytułują go jego ziomkowie. Tak mówił o nim również ustępujący – po dwóch czteroletnich kadencjach – prezydent Nigerii Muhammadu Buhari. Przekonywał, że „Dżagaban” najlepiej się nadaje na jego następcę.

Postać Tinubu otacza w Nigerii szczególna atmosfera: powiada się, że przez ostatnie ćwierć wieku to on rozdaje karty w tamtejszej polityce, namaszcza, awansuje i utrąca dygnitarzy. To on wyniósł do władzy Buhariego, który rządził krajem jako wojskowy dyktator w latach 1983-85, a jako cywil trzykrotnie bez powodzenia ubiegał się o prezydenturę – zdobył ją dopiero za czwartym razem, po tym, jak wsparcia udzielił mu „Szef”.

Wcześniej wyznaczał gubernatorów stanu Lagos, najbogatszego i najbardziej wpływowego w całym kraju. Mówiło się o nim, że jest twórcą królów. Aż w końcu wiosną 2022 r., w swoje 70. urodziny, uznał, że sam chce zostać królem. ­„Emi lo kan” („Teraz to moja kolej”) – obwieścił na partyjnej naradzie w Abeokucie.

„Ja odetkałem korki”

Poprzednie ośmioletnie panowanie Buhariego rozczarowało Nigeryjczyków. Ich niełatwe i tak życie stało się jeszcze biedniejsze (wydobycie ropy naftowej, głównego źródła dochodów, spadło do poziomu najniższego od ćwierć wieku) i niebezpieczniejsze (wskutek powstania dżihadystów z ruchu Boko Haram, wojen między pasterzami i rolnikami o ziemię oraz wodę, a także napadów rozzuchwalonych przestępczych gangów jedynie w 2022 r. zginęło ponad 10 tys. ludzi), a widoki na przyszłość – jeszcze marniejsze. Pod koniec rządów ustępującego prezydenta dziewięciu z dziesięciu mieszkańców uważało, że sprawy w ich kraju idą fatalnie.

Tinubu, dobrodziej Buhariego, bez skrupułów odciął się od odpowiedzialności za poczynania swojego poprzednika i rządzącej partii, której przewodził. „Nie jestem żadną partią – oznajmił przed wyborami, wyznaczonymi na ostatnią sobotę lutego. – Oceniajcie mnie po tym, czego dokonałem w Lagos jako jego gubernator. Kiedy obejmowałem rządy, miasto dusiło się w samochodowych korkach, wszędzie rosły góry śmieci, na ulicach trup ścielił się gęsto, rabunków dokonywano w biały dzień. Ja odetkałem korki, ja stworzyłem transport publiczny, uprzątnąłem śmieci, przegnałem przestępców”.

Z cienia do polityki

Zwolennicy, a może raczej wyznawcy „Dżagabana” od lat widzą w nim półboga, wszechwładnego i wszechwiedzącego. Ale młodych – a w ponad 220-milionowej Nigerii prawie trzy czwarte mieszkańców nie ukończyło trzydziestki – nie przekonał. „To dawne dzieje, z przełomu stuleci. I on był innym, młodszym człowiekiem, i czasy też były inne – kręcili nosem. – Tinubu myśli i działa po staremu, a na nowe czasy potrzeba nam nowego, innego przywódcy. Tinubu należy do przeszłości”.

Jak przystało na inny nadany mu przydomek – „Ojciec Chrzestny” – przez długie lata Tinubu trzymał się w cieniu, unikał rozgłosu. Właściwie niewiele o nim wiadomo. Jego dworzanie opowiadają o nim jako o człowieku, który do wszystkiego doszedł sam dzięki pracowitości i wytrwałości. Wyjechał na naukę do Ameryki, a po studiach pracował jako księgowy w kancelariach w Chicago. Wrócił do kraju jako 30-latek, dostał angaż w koncernie naftowym Mobil Oil i zrobił w nim błyskotliwą karierę.

Polityką zajął się jako 40-latek w czasach, gdy wojskowi dyktatorzy próbowali zaprowadzić w kraju III Republikę (pierwsza trwała od uzyskania niepodległości w roku 1960 do pierwszego puczu w 1966 r., a druga w latach 1979-83) i oddać władzę cywilom. Tinubu został senatorem w stanie Lagos. Demokratyczny eksperyment zakończył się jednak klapą, doszło do kolejnego wojskowego przewrotu, a Tinubu w obawie przed represjami uciekł w 1994 r. do Ameryki. Wrócił cztery lata później, gdy umarł generał-dyktator Sani Abacha, a inni generałowie znów obiecali oddać władzę cywilom.

Król intryg

W wyborach w 1999 r. został gubernatorem Lagos, ale jego partia przegrała zarówno elekcję prezydencką, jak też tę do parlamentu. Przegrywała i kolejne, aż do roku 2015, gdy Tinubu zebrał opozycyjne partie pod swoje skrzydła i jako Kongres Wszystkich Postępowców poprowadził do zwycięstwa w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Nigdy wcześniej w Nigerii nie zdarzyło się, by opozycja wygrała wybory i odebrała władzę rządzącym.

Nazywano go już wtedy „Ojcem Chrze- stnym”. Dorobił się tego przydomka jako gospodarz Lagos, pierwszej stolicy Nigerii i jej najbogatszego zakątka. Tinubu pełnił urząd gubernatora tylko przez dwie dozwolone kadencje (1999- -2007), ale zdążył tak bardzo powiększyć majątek i polityczne wpływy, że na kolejnych gubernatorów mógł wyznaczać wyłącznie swoich faworytów i protegowanych.

Uchodził za arcymistrza w skłócaniu rywali, króla kuluarowych rozgrywek i intryg. Wyświadczał przysługi, zawiązywał przymierza, składał propozycje nie do odrzucenia. Rozszerzył swoje królestwo na cały kraj Jorubów na południowym zachodzie Nigerii, jako muzułmanin (jego żona jest chrześcijanką) zawarł sojusz z muzułmańską północą – i choć nie zajmował wtedy żadnego urzędu, wyrósł na najbardziej wpływowego polityka w całym nigeryjskim państwie.

Dzisiejsza młodzież, zwłaszcza ta ­wielkomiejska, ma jednak Tinubu za politycznego dinozaura (młodzi podejrzewają, że jest starszy, niż się podaje), za ucieleśnienie politycznego klientelizmu, prywaty i korupcji (nigdy nie wyjaśnił, jak dorobił się majątku, a gdy Amerykanie podejrzewali go o powiązania z przemytnikami heroiny, poszedł na ugodę z oskarżycielami i zapłacił pół miliarda dolarów). Słowem, za ucieleśnienie całego zła, przez które opływająca w ropę Nigeria, zamiast być państwem dobrobytu, od narodzin jest biedaczką i awanturnicą.

Ostatnia nadzieja młodych

Faworytem młodzieży w lutowych wyborach prezydenckich był 61-letni Peter Obi, były gubernator stanu Anambra (leżącego na południowym wschodzie kraju). Przekonał młodych, rozczarowanych polityką i demokracją, że jeśli coś w ich kraju i życiu ma się zmienić, to tylko pod jego rządami. Wydawał się zaprzeczeniem wszystkiego, co uosabiali Tinubu i trzeci z poważnych pretendentów, 76-letni Atiku Abubakar.

Cztery lata temu, ubiegając się o prezydenturę (po raz piąty), Abubakar wziął sobie Obiego na kandydata na ­wiceprezydenta. Obaj należeli do Ludowej Partii Demokratycznej, która rządziła w latach 1999-2015, a której Tinubu odebrał władzę. Gdyby w tegorocznych wyborach „ludowcy” wystawili wspólnego kandydata, pokonałby on pewnie „Dżagabana”. Ale pokłócili się i zmarnowali szansę.

Choć w Nigerii wciąż obowiązuje dżentelmeńska umowa, że po dwóch kadencjach prezydenta z muzułmańskiej północy władza przechodzi w ręce południowca, pochodzący z północy Atiku Abubakar uparł się, aby wierna mu partia to jednak jego wystawiła w wyborach. Mając już ósmy krzyżyk na karku wiedział, że będzie to dla niego ostatnia okazja, by zdobyć prezydenturę. Obi, który liczył na nominację „ludowców”, trzasnął drzwiami. Odciął się od starych elit, co zjednało mu młodzież, ale pozbawiło partyjnej machiny – niezbędnej, by odnieść sukces w wyborach.

W rezultacie, choć Obi zwyciężył w Lagos (twierdzy „Dżagabana”) oraz w stołecznej Abudży, to finalnie zajął trzecie miejsce z wynikiem 25 proc. głosów. Wyprzedzili go zwycięski Tinubu (37 proc.; żaden z jego poprzedników nie zdobył tak mało głosów) i Atiku Abubakar (29 proc.).

„Wyborcy Obiego to mieszkańcy wirtualnego świata – mówił przed wyborami Tinubu, gdy pytano go, czy nie niepokoją go wyniki sondażów, przepowiadających zwycięstwo Obiego. – A w Nigerii władzę wciąż zdobywa się na wsi, tam gdzie żyją realni wyborcy”.

Sądowa dogrywka

„Dżagaban” zostanie zaprzysiężony na prezydenta pod koniec maja. Ale Obi nie wywiesza białej flagi: zamierza zaskarżyć wybory do sądu (ma na to czas do końca marca), domagać się ich unieważnienia i powtórki głosowania.

Twierdzi, że władze celowo przeprowadziły je tak, by w regionach, gdzie mógł spodziewać się najlepszego wyniku, frekwencja była jak najniższa. Komisje otwierano z wielogodzinnym opóźnieniem, by zniechęceni czekaniem młodzi rezygnowali z oddania głosu. W rezultacie frekwencja wyniosła zaledwie 27 proc. i była najniższa od nastania demokracji w 1999 r. Powtórzenia wyborów zażądało od sądu także sześć partii opozycyjnych i sześć (z 36) stanów, na czele których wciąż stoją „ludowcy” (wybory nowych gubernatorów stanowych dopiero się odbędą).

Obi przekonuje, że dowiedzie w sądzie, iż został oszukany. Odkąd 24 lata temu w Nigerii znów nastała demokracja, wszystkie wybory były zaskarżane do sądu, ale żadne nie zostały unieważnione. W ogóle w Afryce zdarzyło się to tylko dwa razy – w 2017 r. w Kenii i w 2020 r. w Malawi. W Nigerii na ostateczny werdykt sądu przyjdzie pewnie długo czekać.

Obi dowiódł jednak, że potrafi być cierpliwy, a sprawy o politykę w sądach wygrywał. W 2003 r. zaskarżył wybory gubernatorskie w stanie Anambra, w których – jak twierdził – został oszukany. Proces trwał trzy lata i zakończył się jego zwycięstwem: w 2006 r. zajął stanowisko gubernatora. Wygrał też proces, by gubernatorską kadencję liczyć mu nie od wygranej w 2003 r., ale od objęcia urzędu w 2006 r. Trzecią sprawę wygrał w 2007 r., gdy Sąd Najwyższy przywrócił go na stanowisko, z którego wcześniej odwołał go parlament stanowy.

Sposobiąc się do kolejnej sądowej batalii, Obi wie jednak, że nawet najlepsza passa kiedyś się kończy. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ojciec chrzestny prezydentem