Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1
Gdybym poczekał do niedzieli, znałbym tożsamość rozmówcy sędziego Milewskiego. Skądinąd: owego rozmówcę trudno nazwać osobą całkowicie wiarygodną, toteż moja opinia o prowokacji pozostaje bez zmian.
2
W poniedziałek, 17 września, ukazała się w „Wyborczej” rozmowa z Jarosławem Gowinem, który nazwał postawę prezesa Milewskiego sprzeniewierzeniem się „świętej zasadzie niezawisłości sędziowskiej”, zauważając jednocześnie, iż „Polacy oczekują, że sądy będą działać sprawnie, a rząd ma demokratyczną legitymację do sprawowania nadzoru administracyjnego, by do tej sprawności mobilizować sądy”. Duch tej wypowiedzi, a także wcześniejsze żądanie dostarczenia do ministerstwa akt sądowych dotyczących Amber Gold, skłonił Ewę Siedlecką do analizy (w tym samym numerze „GW”) „kwadratury niezawisłości sądów”. Z analizy tej wynika, iż w aktualnym stanie prawnym „święta zasada niezawisłości” (by wrócić do patetycznej formuły Gowina) jest wyraźnie ograniczana przez dążenia ministerstwa do uzależnienia od siebie sędziów funkcyjnych. Skłania to komentatorkę do wniosku, iż sędziowska niezawisłość zależna jest dzisiaj (tak jak zawsze) od charakteru sędziego. Dodałbym: i od sposobu myślenia ministra sprawiedliwości.
3
Wnioski Siedleckiej nie nastrajają optymistycznie. Rzecz jasna: należy mieć nadzieję, iż wśród sędziów przeważają ludzie mający poczucie odpowiedzialności, przy tym zaś odważni, nieulegający wpływom zewnętrznym i potrafiący w imię racji wyższych zaryzykować utratą stanowiska. Pozostaje pytanie: czy oczekiwanie od kogokolwiek równie heroicznej postawy nie jest żądaniem nadmiernym i bardzo słabo uzasadnionym?
4
Pod koniec minionego tygodnia spór o niezawisłość sędziów przekształcił się w sprawę błędów popełnionych przez Jarosława Gowina przy okazji ministerialnej lustracji gdańskich sądów. Minister najpierw zlecił przygotowanie zarządzenia owej lustracji niewłaściwemu departamentowi, następnie zaś przekroczył swe uprawnienia, żądając (jak wspominałem) przesłania akt sądowych do Warszawy. W dodatku: broniąc podjętych decyzji, oznajmił publicznie, iż duch przepisów jest dla niego ważniejszy od ich litery. Siedlecka, komentująca tę wypowiedź (w „Wyborczej” z 22/23 września), zauważyła ostro, iż sposób, w jaki Gowin broni „własnej skóry kosztem powagi sądownictwa, każe się zastanowić, czy ma kompetencje do sprawowania funkcji ministra sprawiedliwości”.
5
Trudno ukryć, iż precyzja Ewy Siedleckiej przekonuje mnie bardziej niż przyciężki patos ministra Gowina. Skoro jednak tydzień temu dystansowałem się wobec pospiesznego ferowania wyroków, nie wypada, bym nagle zmieniał zdanie. Nie jestem też pewien, czy dymisja ministra polepszyłaby sytuację wymiaru sprawiedliwości. Zatem: pozostaje mieć nadzieję, że Jarosław Gowin, otrzymawszy ostrą lekcję, wyciągnie z niej właściwe wnioski. Och tak, to może się okazać oczekiwanie nadmierne i słabo uzasadnione.