Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dość powiedzieć, że nikt dotychczas nie wpadł na pomysł, żeby postawić ks. Tischnerowi pomnik. Większość jego uczniów wyjaśnia, że tymi niematerialnymi pomnikami są szkoły i instytucje noszące jego imię, oraz książki i prace naukowe podejmujące tematykę z nim związaną. Kolejną cegiełką budującą realny pomnik ks. Tischnera jest film Szymona Wróbla „Jego oczami”, który „Tygodnik Powszechny” włącza do swojej kolekcji (i dołącza do papierowego wydania tego numeru).
Dokument o ks. Tischnerze zbiera kolejne pozytywne recenzje. Pewnie głównie dlatego, że próżno w nim szukać gadających głów, wyjaśniających fenomen filozofa z Podhala. W zamian dostajemy gawędę o ks. Tischnerze i podróż jego śladami. Gawędę, bo żeby o ks. Tischnerze mówić, trzeba poczuć klimat Podhala, które w filmie Wróbla staje się kluczowym krajobrazem opowieści. Oprócz polskich Tatr widz odwiedza Stary Sącz, Kraków czy Łopuszną. Przewodnikiem w tej podróży jest pan Kazimierz Tischner, brat księdza profesora.
„Tata miał niesamowity, fajny humor – opowiada w filmie Kazimierz Tischner. – Mama też pochodziła z rodziny humorystycznej. My, jako synowie Józefa i Weroniki, możemy twardo powiedzieć, że ten humor został nam przekazany”.
Kiedyś, podczas odprawiania drogi krzyżowej, ks. Tischner zapomniał, jak się mówi „Ojcze Nasz”. Innym razem na spotkaniu ze swoimi czytelnikami opowiadał o góralskich jasełkach. – „Jak w nich graliśmy, to każdy chciał być diabłem” – wspominał. „A od anioła to się każdy odrzekał. Ja nawet jak raz byłem świętym Mikołajem, to z trudnością wytrzymałem dwie godziny, żeby nie nakląć”.
W artykule na 60-lecie urodzin, który ukazał się w przygotowanej przez wydawnictwo Znak księdze pamiątkowej „Zawierzyć człowiekowi”, Jerzy Turowicz, założyciel i redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, wspomina, jak ks. Tischner… nie został prymasem Polski. „Ksiądz Tischner poza Polską jest szczególnie znany i ceniony w Wiedniu, z którym łączą go liczne więzy (zresztą nie tylko intelektualne, wszak jego dziełem w niemałej mierze było uzyskanie z Austrii maszyn rolniczych dla polskich chłopów!). Otóż gdy zmarł Prymas Polski, kard. Stefan Wyszyński, czołowy dziennik wiedeński »Die Presse« opublikował zdjęcie ks. Tischnera, sugerując, że to jest właśnie przyszły prymas Polski. Kiedy później przyjaciele pytali go: »Józek, właściwie dlaczego nie zostałeś prymasem?«, ks. Tischner odpowiedział: »A, bo kiedy do mnie telefonowali z Watykanu, to mnie nie było w domu«”.
Tischner to jednak nie tylko anegdoty. I źle by się stało, gdybyśmy chcieli go zapamiętać wyłącznie z tej strony. Sam o sobie mówił, że jest najpierw człowiekiem, potem filozofem, a na końcu księdzem.
Tischner-filozof to przede wszystkim kontrowersje związane z konfliktem naukowym, który toczył z filozofią tomistyczną i jej przedstawicielami, skupionymi na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W swojej publicystyce nie stronił od trudnych tematów i ostrego języka. Jednak, żeby nie zapuszczać się na głębokie wody filozofii, wspomnijmy jeszcze raz Jerzego Turowicza i jego artykuł na jubileusz ks. Tischnera: „bardziej bowiem niż filozofem-profesjonalistą jest Józef Tischner myślicielem zaangażowanym, autorem refleksji filozoficznej (i teologicznej!) nad współczesnością. Jest przecież także kapłanem, a więc duszpasterzem, pasterzem dusz”.
Takiego Tischnera nam dziś brakuje. W świecie, o którym mówi się, że jest pozbawiony autorytetów, Tischner przydałby się nam wyjątkowo. Jego trafne uwagi i celne riposty nie tyle wyjaśniały świat, co przede wszystkim pozwalały na skierowanie myśli w inną, niż ta utarta, stronę. I film, i hospicjum jego imienia, i Stowarzyszenie SIEMACHA, o którym piszemy w tym dodatku, z uporem starają się udowadniać, że Tischner ciągle żyje w naszej pamięci. Czy jednak był człowiekiem niezastąpionym? Tę kwestię w filmie Szymona Wróbla wyjaśnia ks. Adam Boniecki. „W przypadku ks. Tischnera to powiedzenie jest szczególnie idiotyczne. Tischner jest niezastąpiony. Nie będzie drugiego Józka Tischnera. I to jest nieustanny ból. Tak bardzo teraz byłby potrzebny”.