Niewybrana ścieżka

Sándor Márai, Pierwsza miłośćWczesna powieść autora "Wyznań patrycjusza" to portret człowieka starego - i dramat fatalnej, niszczącej namiętności, która jednak pozwala poczuć prawdziwy smak życia.

29.02.2008

Czyta się kilka minut

"Pierwszą miłość" Sándora Máraiego można czytać, nie zwracając uwagi na autora. Jako sprawnie opowiedzianą historię o tym, że miłość jest w życiu najważniejsza i że warto za nią zapłacić każdą cenę. O wiele ciekawiej wypada jednak, gdy czytać ją w kontekście innych książek pisarza.

Jako dzieło dwudziestoośmiolatka zaskakuje dojrzałością. Jako pozycja z dorobku tego konkretnego autora zawodzi, przemawiając źle ustawionym głosem. Ale przede wszystkim każe pytać o to, co w dziele tego wybitnego pisarza jest autentyczne, a co jest jedynie pozą, starannie pielęgnowaną maską.

Ukrytym tematem "Pierwszej miłości" nie jest wcale miłość - podobne banalne historie znamy z książek i z filmów - ale lęk przed zdemaskowaniem. Moment utraty kontroli, w którym publiczny wizerunek zostaje skompromitowany, a wszystko obraca się w pył.

Człowiek podziemny

Akcja "Pierwszej miłości" rozgrywa się w prowincjonalnym mieście c.k. mo- narchii, na kilka lat przed wybuchem I wojny. Książka ma formę dziennika, prowadzonego przez nauczyciela gimnazjalnego, samotnego mężczyznę u progu starości; wybiera się on na wakacje do miejscowości letniskowej, odwiedzanej przed laty. Przerwa w codziennej rutynie staje się okazją do dokonania życiowego bilansu, który wypada zdecydowanie niepomyślnie. Choć bohater pokonał ograniczenia kiepskiego pochodzenia, zdobył pozycję społeczną i pieniądze, przed laty stracił jedyną, być może, szansę na miłość, a teraz jego życie jest puste, bo "nie ma na świecie ani jednego człowieka, którego by kochał".

Spotkanie z podejrzanym letnikiem z Budapesztu (jasnowidzem? hoch-

sztaplerem?), który odgaduje w nim człowieka wypalonego i twierdzi, że lekarstwem na "grzeszną samotność" są jedynie religia i miłość, stanowi zapowiedź dalszych ponurych wypadków. Po powrocie do szkolnych obowiązków bohater obejmuje wychowawstwo w klasie maturalnej (po raz pierwszy koedukacyjnej!), nieświadomie zakochuje się w jednej z uczennic i wikła się w rywalizację z zakochanym w niej, najzdolniejszym uczniem. W ostatnich scenach zostaje skompromitowany, traci pozycję i pracę. Jest człowiekiem na skraju szaleństwa.

Márai świetnie odrobił ćwiczenie z różnych tradycji literackich, choć nie powiódł mu się wysiłek ich scalenia. Pierwsza część to analiza świadomości "człowieka podziemnego", odsyłająca wprost do najlepszych tradycji psychologicznej prozy rosyjskiej. Świadomość głównego bohatera stanowi zamkniętą monadę - największe osiągnięcie Máraiego polega na przedstawieniu nieuświadomionego nieszczęścia i resentymentu. W drugiej części w realistycznej konwencji wczesnego Musila zostaje przedstawiony mikrokosmos habsburskiej prowincji - z jej hipokryzją, brakiem prywatności, szpiegowaniem i donosicielstwem. W końcu mamy też dramat fatalnej namiętności, niewolny od długu wobec konwencji z przełomu wieków.

Jak bliźniacy

Nad dziełem Máraiego ciążyło porównanie z autorem "Czarodziejskiej góry" (na wspólnym zdjęciu zrobionym w Budapeszcie w 1935 r. wyglądają jak bracia bliźniacy, chociaż Mann jest o głowę niższy).

W tym układzie, z uwagi na wiek i - do niedawna - znacznie bardziej lokalną sławę, do Máraiego przylgnęła etykietka środkowoeuropejskiego (gorszego?) Manna. Przed tym podobieństwem nie ma co pisarza bronić. Myślę, że dzieło autora "Buddenbrooków" stanowiło dla Máraiego dobrze uświadomiony punkt odniesienia. Ale pisarz nie do końca wzorował się na Mannowskiej mitologii niemieckiego mieszczaństwa, budując swą mitologię węgierskiego patrycjatu. Musiał wzmocnić tamten mit, potraktować go śmiertelnie poważnie - bo w jego przypadku dotyczył "klasy", która społecznie była bez znaczenia. Tym samym tworzył mit par excellence literacki.

"Pierwsza miłość" została opublikowana pod koniec lat 20. Márai wrócił właśnie z wieloletniej podróży po Europie, która była przede wszystkim podróżą edukacyjną. W jej trakcie zachłysnął się zachodnią literaturą i sztuką. Chwilami bezkrytycznie, skoro Mannowskie fascynacje przybierają tutaj nie postać skomplikowanej transpozycji, ale niemal plagiatu.

Zakochany bohater kupuje nowy garnitur, buty i kapelusz, pozbywa się noszonej przez lata brody, po czym udaje się do fryzjera. Choć z podejrzliwością odrzuca propozycję ufarbowania włosów, nie ma nic przeciw masażom twarzy oraz nałożeniu odrobiny pudru. Tak przygotowany przechadza się po mieście, w sklepowych wystawach nie poznając własnej twarzy. Przecież dobrze to znamy! Tak samo jak fantazje profesora o ofiarowaniu "małej Cserey" własnego ołówka.

Te sceny, żywcem wyjęte z opublikowanych niedawno utworów Manna (ostatecznym dowodem hołdu niech będzie fakt, że akcja powieści rozgrywa się w roku 1912, tym samym, w którym ukazała się... "Śmierć w Wenecji"), są niestety pozbawione subtelnej erotycznej ambiwalencji pierwowzoru. To rzeczywiście dopiero "pierwsza miłość", bo jedynie zapowiada właściwą, platońską filozofię miłości, którą rozwinie pisarz w późniejszym "Żarze" czy "Występie gościnnym w Bolzano". Tutaj erotyka jest właściwe uboga, kiczowata, bliska zetlałym dziś fascynacjom fin de si?cle’u. Przypadek głównego bohatera ociera się o seksualną nerwicę.

Sama zaś fabuła "Pierwszej miłości" wiele zawdzięcza książce nie Tomasza, ale Henryka Manna - "Profesorowi Unratowi". To ta sama historia ruiny profesora gimnazjalnego (obydwaj bohaterowie są filologami klasycznymi!), którego namiętność - długo skrywana przed sobą - prowadzi do rywalizacji z wychowankami, a w końcu do ruiny.

Starość

Jedno z zamykających najsłynniejszą książkę Máraiego "wyznań patrycjusza" mówiło o tym, że duchowo pisarz czuje się już stary, że "bliżsi są mu pod względem gustu i stylu sześćdziesięciolatkowie niż ludzie dwudziestoparoletni". Była to bez wątpienia część pisarskiej strategii, element wykuwania pozy patrycjusza, która dała podstawy arystokratycznej filozofii "Dzienników", choć, jak pokazała późniejsza "Ziemia! Ziemia!...", niekiedy pisarza uwierała.

Tamto zdanie było napisane przez złote dziecko węgierskiej literatury, które dopiero co przekroczyło trzydziestkę. W jeszcze wcześniejszej "Pierwszej miłości" o dekadę młodszy Márai przedstawił portret człowieka starego. Próżno w nim szukać pochwały starości, jako epoki życia, która z dystansem spogląda na przemijające mody i niemądre fascynacje człowieka masowego. Przeciwnie - starość jest w niej epoką, w której dystans jest tożsamy z chłodem, a opanowanie - ze strupieszeniem. Alternatywę stanowi namiętność.

Poczuć smak życia, nawet tracąc kontrolę nad sobą, wydając na zniszczenie własny wizerunek. Ten modernistyczny motyw nabiera u Máraiego przejmująco osobistego zabarwienia, w tajemniczy sposób wyznaczając alternatywny wariant losu samego autora, ścieżkę niewybraną.

Mowa o losie pisarskim, nie osobistym, który w dużym stopniu był przecież historią wielkiej - i spełnionej - miłości. "Pierwsza miłość" potwierdza to, czego od dawna się spodziewaliśmy: Márai-pisarz to nie tylko stoicki świadek XX stulecia, ale też pisarz niepokoju, zaskakujących dysonansów. Buntownik.

Sándor Márai, Pierwsza miłość, przeł. Feliks Netz, Warszawa 2007, Czytelnik, seria Nike

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (8/2008)