Niemców portret własny

Żeby zrozumieć, co gra w niemieckiej duszy, należy poświęcić 88 minut. Raz na tydzień. Byle regularnie.

14.12.2020

Czyta się kilka minut

Götz George jako komisarz Horst Schimanski oraz Steffen Wink jako policjant Tobias Schrader w jednym z odcinków serialu telewizyjnego „Tatort". /  / PETER BISCHOFF / GETTY IMAGES
Götz George jako komisarz Horst Schimanski oraz Steffen Wink jako policjant Tobias Schrader w jednym z odcinków serialu telewizyjnego „Tatort". / / PETER BISCHOFF / GETTY IMAGES

Niemieckie słowo Tatort to dosłownie „miejsce zbrodni”. To także nazwa serialu kryminalnego, emitowanego co tydzień przez niemiecką telewizję publiczną ARD. Zawsze w niedzielę o godzinie 20.15. Zawsze z tą samą – dziś już bardzo retro – czołówką. Niedawno minęło 50 lat od wyświetlenia pierwszego odcinka.

„Tatort”, czyli co?

W Polsce trudno wyjaśnić, co to właściwie jest ten „Tatort”. Hasło „serial kryminalny” niewiele tłumaczy. W czasach Netfliksa i HBO słysząc „serial”, spodziewamy się atrakcyjnie podanego dania serwowanego po 8-10 odcinków na sezon, maksimum dwa sezony rocznie. Jednak po 5-8 takich sezonach nawet najlepszy pomysł się przejada, na jego miejsce wjeżdża nowa serialowa strawa.

Jeśli więc konsumowanie współczesnych seriali porównać do ciągłych kulinarnych podróży i testowania nowych smaków albo receptur, to „Tatort” jest czymś przeciwnym. To stałe menu o jasno określonych składnikach, serwowane na tych samych talerzach i o stałej porze w zakładowej stołówce. Od 29 listopada 1970 r. (premiera pierwszego odcinka) wyemitowano ich już grubo ponad 1100. Mimo to nie wygląda, aby komuś miało się przejeść. Lepsze odcinki gromadzą przed telewizorami nawet po 13 mln widzów (ogląda je zatem co szósty mieszkaniec Republiki Federalnej).

Może więc „Tatort” to raczej telewizyjny tasiemiec? Odpowiednik naszego „Klanu” czy radiowych „Matysiaków” – rozrywki oglądanej z przyzwyczajenia, nudów lub sentymentu? Ale to także nie jest dobry trop. Bo każdy „Tatort” to w zasadzie odpowiednik pełnoprawnej premiery kinowej. Niektóre odcinki mają często swoje pokazy przedpremierowe na filmowych festiwalach. Możliwość reżyserowania, zagrania czy napisania scenariusza do odcinka tego serialu to nie chałtura, lecz rodzaj najwyższego stopnia wtajemniczenia w niemieckiej branży filmowej.

Ostatnio jest wręcz tak, że każdy odcinek to wysmakowana wariacja na styku kryminału (ta część jest nienegocjowalna) z innym kinowym gatunkiem. Bywają więc komedie pełne zwrotów akcji, ale i thrillery czy nawet horrory. 1 stycznia 2020 r. twórcy „Tatort” zaskoczyli widzów, oferując im kryminał w konwencji eksperymentalnego reality show bez scenariusza, w czasie rzeczywistym. Na dodatek z udziałem prawdziwych osób publicznych, jak premier landu Nadrenii Północna-Westfalia i szef tamtejszej policji.

Życiowa rola

Może więc „Tatort” trzeba opisać poprzez postać wyrazistego bohatera? Tak się przecież robi kryminały od czasów Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirota, prawda?

Ale u Niemców znowu jest jakoś inaczej. Tu policyjni komisarze-detektywi też są barwni, ale łączna ich liczba w całej historii serialu przekroczyła już setkę. Działa to tak: każdy ośrodek regionalny niemieckiej telewizji publicznej ma „swojego” komisarza (lub coraz częściej cały zespół). Prowadzą oni swoje sprawy w konkretnym niemieckim mieście. Oznacza to, że dany komisarz pojawia się w serialu dwa-trzy razy do roku.

Niedawno występował więc dziwaczny komisarz Murot z heskiej stolicy Wiesbaden. Tydzień wcześniej na ekranach gościły policjantki Winkler i Gorniak z Drezna (wraz ze swym ciapowatym szefem Schnablem). Do końca roku mieli pojawić się jeszcze komisarze z Monachium, Dortmundu, Münster (stare miasteczko-cukiereczek w Nadrenii Północnej-Westfalii) i Wiednia (austriacka telewizja publiczna ma swoją parę komisarzy na tych samych zasadach co niemieckie ośrodki regionalne). Po pewnym czasie bohaterowie zaczynają nam się więc powtarzać. I dobrze. Oznacza to, że widz zaczyna zyskiwać „tatortową” dojrzałość.

Z reguły komisarz służy w swoim regionie na tyle długo, by stać się kimś w rodzaju lokalnego celebryty. Bywa, że wachta staje się życiową rolą aktora. Gdy komisarz Lena Odenthal z Ludwigshafen (miasto przy francuskiej granicy) debiutowała w serialu, miała niecałe 30 lat, krótkie włosy, a Niemcy były podzielone na NRD i RFN – pierwszy odcinek z jej udziałem wyemitowano bowiem 29 października 1989 r. W marcu 2020 r. Odenthal pojawiła się po raz 71. w swojej „tatortowej” roli, a grająca ją aktorka Ulrike Folkerts wkrótce skończy 60 lat.

Jeszcze więcej odcinków mają na swoim koncie komisarze z Monachium: Franz Leitmayr i Ivo Batic. Ich debiut nastąpił wprawdzie później (styczeń 1990 r.), ale filmy z nimi pojawiały się na ekranie częściej. W czerwcu 2020 r. rozwiązali wspólnie już 84 sprawę – i jak zwykle się przy tym pokłócili.

Rambo mówi: „Scheisse!”

Wielu komisarzy cieszy się kultowym statusem nawet po odejściu z serialowej służby. Przykładem Horst Schimanski z Duisburga: jego postać, którą grał aktor Götz George (pochodzący z dynastii aktorskiej), występowała w serialu zaledwie przez dekadę 1981-91, ale nie pozostawiała wiele miejsca na obojętność.

Dla jednych Schimanski był tanią kopią amerykańskich wzorców. Pisano o nim „Rambo z Zagłębia Ruhry”, bo jego „śledztwo” trudno było nazwać śledztwem. Polegało z reguły na odwiedzaniu po kolei każdego z wrogów, przeklinaniu (nikt wcześniej w niemieckim kinie nie używał tak często słowa „Scheisse”), łapaniu ich za fraki i rzucaniu na podłogę, aby w tym położeniu szczerze wyznali swe grzechy. Inni widzieli w „Schimim” wiernego syna klasy robotniczej Zagłębia Ruhry, który nie wstydzi się brudnych i opuszczonych zaułków tej niegdyś bogatej, a teraz podlegającej szybkiej deindustrializacji aglomeracji Republiki Federalnej.

Inną serialową legendą był komisarz Bruno Ehrlicher, działający w latach 1992–2007 najpierw w Dreźnie, a potem w Lipsku. Grał go Peter Sodann, jeden z bardziej znanych aktorów teatralnych w byłej NRD. W serialu wykreował postać starzejącego się policjanta, który nie ukrywa, że zjednoczenie Niemiec uważa raczej za aneksję swej ojczyzny przez bogaty, chciwy, bezduszny i zarozumiały Zachód. Rola dała Sodannowi taki status, że w 2009 r. partia Die Linke, wywodząca się z partii komunistycznej, która rządziła w NRD, wystawiła go w wyborach na prezydenta Niemiec (był to symboliczny gest, bo kandydat Die Linke i tak nie miał szans).

Aż za dobrze

Niektórzy uważają, że dobrym słowem do określenia serialu „Tatort” byłby termin „saga”. Ale i tu trop może nas wyprowadzić na manowce. Sagi to przecież we współczesnej kulturze najczęściej ucieczka przed rzeczywistością. W świat fantasy („Gra o tron”, „Władca pierścieni”), ewentualnie w zakamarki dalszej lub bliższej historii („The Crown”, „Narcos”).

„Tatort” odwrotnie. To saga mocno osadzona w realiach niemieckiego tu i teraz. Ten serial z definicji nie może uciekać od gorących tematów zajmujących społeczeństwo Niemiec. Przeciwnie: oglądanie niedzielnego odcinka i rozmowa o nim następnego dnia w pracy to rodzaj rytuału ogólnonarodowej publicystyki.

Trzeba przyznać, że twórcom serialu to naśladowanie rzeczywistości wychodzi czasem nawet aż za dobrze. I tak, na 1 stycznia 2017 r. zaplanowano emisję odcinka z Dortmundu: miał opowiadać o tym, że w centrum miasta dochodzi do próby ataku terrorystycznego. Na kilkanaście dni przed emisją coś podobnego wydarzyło się naprawdę, tylko nie w Dortmundzie, lecz w stolicy: na berlińskim przedświątecznym jarmarku dżihadysta zabił lub ranił kilkadziesiąt osób.

W atmosferze narodowej żałoby i poruszenia telewizja w ostatniej chwili odłożyła emisję tego proroczego odcinka. Ale na tydzień przed nową datą emisji, w kwietniu 2017 r., w samym Dortmundzie (czyli tam, gdzie działa się akcja) w ostatniej chwili udaremniono zamach bombowy na autobus wiozący piłkarzy drużyny Borussia Dortmund. Wrócił dylemat: puszczać czy nie? Odcinek wyemitowano, argumentując, że nie po to robi się film, który ma być bliski rzeczywistości, aby bać się, gdy rzeczywistość zostaje oddana zbyt dokładnie.

Od kiszonych ogórków…

Właśnie ta celowa bliskość wobec rzeczywistości czyni z serialu „Tatort” tak świetne narzędzie do podglądania niemieckiej duszy.

Jeden czy dwa odcinki oczywiście nie wystarczą. Ale w miarę regularne oglądanie (można to robić także w Polsce: w streamingu za pośrednictwem strony internetowej ARD) pokaże nam wiele ciekawych rzeczy. Choćby to, jak Niemcy widzą samych siebie i stojące przed nimi problemy.

W odcinkach starszych, tych z lat 80. czy nawet 90. XX w., serialowy kosmos jest jeszcze bardzo zachodnioniemiecki. Gdy śledztwo toczy się w sferach gospodarczych albo wśród ludzi zamożnych, zwykle widzimy przedstawicieli klasy średniej, czyli zachodnioniemieckiego biznesu, który – gdy idzie o zyski czy zasięg – już wtedy należał do światowej czołówki. Jednocześnie zarządzany był nadal niczym branża przedsiębiorstw rodzinnych. To świat, w którym senior rodu sam lubił się przejść po hali, gdzie do słoików pakowane były ogórki kiszone albo ważyło się w wielkich kadziach cuchnące, ale potrzebne gospodarce substancje. Działo się to zwykle na sennej prowincji w Bawarii lub Badenii. Bogactwo manifestowane było tu nader dyskretnie. A może wciąż dzielone wedle powojennego modelu społecznej gospodarki rynkowej? Często właściciela wartego miliony marek przedsiębiorstwa trudno było wręcz odróżnić od jego własnych pracowników.

...do sztucznej inteligencji

Dziś świat niemieckiego biznesu w tle serialowego dochodzenia to już inny obrazek. To korporacje zarządzane przez szczupłych i świetnie opłacanych menadżerów, rezydujących na najwyższych piętrach wieżowców z widokiem na panoramę Berlina, Frankfurtu czy Monachium. Tu coraz rzadziej robi się pieniądze na produkcji np. maszyn rolniczych. Coraz więcej odcinków zdaje się wręcz krzyczeć do widza: to my, nowe i pewne siebie Niemcy! Światowy lider najnowszych technologii z dziedzin cloud computing, data mining czy oczywiście zielonej energii.

W jednym z nowszych odcinków (rok 2016) komisarze Lannert i Bootz rozwiązują zagadkę morderstwa pracownicy firmy BlueSky ze Stuttgartu. BlueSky to światowy pionier badań nad sztuczną inteligencją. Mało tego: im się udało już tę sztuczną inteligencję doprowadzić na drugą stronę granicy, której ludzkość się tak bardzo boi. Stuttgarcki komputer HAL osiąga bowiem niezależność od człowieka. Co przynosi taki skutek, że obawiając się wyłączenia przez swoich mocodawców, serialowy HAL zaczyna mordować i mataczyć w policyjnym śledztwie.

Z kolei w Saarbrucken komisarze Stell- brink i Marx (odcinek z roku 2018) stają wobec zagadki, w której narzędziem zbrodni jest w pełni autonomiczny samochód. Morderca najpierw zwabił do niego swoją ofiarę, później ją w aucie zamknął, a następnie rozpędził samochód do pełnej prędkości i tak poprowadził pojazd, by spadł z mostu do rzeki. Ofiara była świadoma, co się dzieje, ale nie miała szans, by uciec z tej supernowoczesnej, a jednak jakże przerażająco zwyczajnej pułapki na miarę wieku XXI. Oczywiście made in Germany.

Narodowy feminizm

Aspiracje i duma do bycia liderem technologicznym to jedna strona dzisiejszych Niemiec. Jednak serial „Tatort” podejmuje też coraz częściej temat ceny, którą społeczeństwo zaczyna za to płacić. Bo przecież nowe Niemcy z minionych dwóch dekad – z czasów kanclerzy Gerharda Schrödera i Angeli Merkel – daleko odeszły od społecznej gospodarki rynkowej ery Helmuta Kohla czy Ludwiga Erharda. Dzisiejsza Republika Federalna to nie tylko mistrz świata w eksporcie, ale też kraj rosnących nierówności społecznych i dochodowych. Oraz związanych z tym napięć i coraz głębszych pęknięć. Grona gniewu rosną i przybierają nowe – nieoczekiwane – formy.

Również i to znajduje odbicie w serialu. W kwietniu 2020 r. komisarz Charlotte Lindholm rozwiązywała swoją 28 już sprawę (debiutowała w 2002 r.). Towarzyszy jej nowa partnerka: czarnoskóra Anais Schmitz (debiut w 2019 r.). Bohaterki są pięknymi, silnymi, wolnymi i niezależnymi kobietami. Spór pomiędzy nimi polega w zasadzie tylko na tym, czy feminizmu ma być w ich życiu dużo czy może… jeszcze więcej.

Tym razem jednak na ich drodze staje młoda studentka i autorka popularnego bloga promującego… narodowy feminizm. Dziewczyna dowodzi im, że to ona jest prawdziwą feministką, bo świadomie wybiera wartości konserwatywne. Jej zdaniem rolą kobiety jest rodzenie dzieci i życie u boku mężczyzny. Łączy to wszystko z nacjonalizmem. Czyli z przekonaniem, że przynależność do wspólnoty narodowej daje głębokie poczucie sensu i zakorzenienia.

Ten feminizm przyszłości jest zaprzeczeniem feminizmu liberalnego, którego różne fazy reprezentują obie policjantki – w oczach feministki narodowej pustego i nierozłącznie splątanego z kapitalistycznym egoizmem i atomizacją społeczną. Narodowa feministka jest dla bohaterek filmu (a także zapewne dla większości widzów) chodzącą prowokacją. Symbolizuje bowiem zapowiedź czegoś nowego: postawy niesamowicie buntowniczej wobec dominujących w Niemczech niepodzielnie wartości liberalno-lewicowych, a jednocześnie trudnej do zdyskredytowania jako prostej reinkarnacji prawicowego radykalizmu, faszyzmu czy nazizmu. Ten odcinek to wręcz rodzaj filozoficznej rozprawy nad przyszłością feminizmu w świecie społecznych napięć spowodowanych nierównościami.

A PRZECIEŻ TO TYLKO kilka perełek z bogatego skarbczyka serialu „Tatort”. Z pozoru tylko wartkiego półtoragodzinnego kryminału. W którym jednak – tuż pod głównym nurtem zdarzeń – płynie sporo społecznej mądrości. Niech Państwo sami sprawdzą, czy będą potrafili ją wychwycić. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2020