Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nad Sekwaną prawo zezwala na adopcję osobom samotnym bez względu na orientację seksualną. Możliwości takiej nie mają natomiast osoby żyjące w usankcjonowanym związku homoseksualnym. Emmanuelle B. z prawnego punktu widzenia nie żyła w takim związku, choć w rzeczywistości tak właśnie było. Jednym z argumentów wysuwanych przez sąd przeciw przyznaniu jej prawa do adopcji był fakt, że upierała się przy wyborze płci dziecka - w grę wchodziła tylko dziewczynka - oraz że w kolejce do adopcji czekają związki małżeńskie, którym z reguły daje się pierwszeństwo.
To kolejny wyrok Trybunału, który pod pozorem obrony praw mniejszości uderza w prawa innych - tym razem najsłabszych. Dzieci bowiem mają niezbywalne prawo do wzrostu w rodzinie, a różnica płci wychowujących je osób stanowi podstawę, na której powinny kształtować się ich osobowość oraz umiejętność budowania relacji społecznych. Po drugie, adopcja nie jest kwestią indywidualnych praw, a jej celem jest przecież ochrona dziecka już na starcie zranionego, bo pozbawionego rodziców biologicznych.
Przypadek Emmanuelle B. jest ilustracją coraz silniej utwierdzanego w społeczeństwie przekonania o niezbywalnym prawie do posiadania dziecka. I stanowi precedens dla kolejnych wyroków, a co za tym idzie: otwiera furtkę do walki o nowelizację prawa do adopcji dla homoseksualistów. Furtka ta może wieść na niebezpieczne tereny, bo jak wiadomo z doświadczenia Hiszpanii czy Wlk. Brytanii, kobiety nie oddają dzieci do adopcji w obawie, że trafią one do związków homoseksualnych. Zamiast rodzić, poddają się więc aborcji.