Nie ruszać, ale badać

Prof. Zygfryd Witkiewicz: Szacuje się, że utylizacja broni chemicznej jest dziesięciokrotnie droższa od jej wyprodukowania. To gigantyczne przedsięwzięcie logistyczne. I szalenie niebezpieczne. / rozmawiał Tomasz Słomczyński

18.08.2009

Czyta się kilka minut

Tomasz Słomczyński: Wyłowiona w styczniu 1997 r. substancja trafiła do Pana laboratorium. Czym poparzyli się rybacy?

Prof. Zygfryd Witkiewicz: Przypominająca glinę bryła zawierała wewnątrz dużo iperytu. Oprócz tego odkryliśmy tam około 50 związków chemicznych, z których niektóre mogą być bardziej toksyczne od samego iperytu.

Jak działa iperyt?

Jako bojowy środek trujący jest umieszczany w pociskach wyposażonych w zapalniki i materiał wybuchowy. Następuje eksplozja i z obudowy wydostaje się ciecz w postaci kropelek, mgły. Część odparowuje, krople padają na przedmioty i ludzi. W kontakcie ze skórą substancja ta wykazuje działanie parzące. Objawy zaczynają się pojawiać po kilku godzinach.

W Bałtyku znajdują się pociski, beczki, kontenery z iperytem. Jak może działać ten, który jest obecnie zatopiony w morzu?

Podobnie. To znaczy, jeśli przez skórę wniknie do krwi w znacznej ilości, może nawet spowodować śmierć. Jednak pamiętajmy o tym, że w wodzie następuje powolne rozpuszczanie i niszczenie toksycznych substancji. Skorodowane beczki, pociski rozszczelniają się stopniowo i do wody przedostają się niewielkie ilości substancji toksycznych. Ulegają one hydrolizie, czyli rozkładowi pod wpływem wody do substancji nieszkodliwych lub mało szkodliwych. To jest powolny proces, który trwa latami. Środowisko Bałtyku radzi sobie z tym, co wydostaje się do wody. Zresztą bezpośredni kontakt środków trujących z wodą też jest ograniczony. Obecnie amunicja jest przykryta warstwą mułu i osadów dennych, których grubość rośnie.

Czyli nie będzie gwałtownej katastrofy ekologicznej?

Iperyt trudno rozpuszcza się w wodzie. Dlatego proces ten będzie trwał latami. W tym czasie stężenia substancji toksycznych nie będą zagrażać zdrowiu ludzi, jeżeli nie spowodujemy gwałtownego, dużego wycieku.

Co więc należy zrobić z amunicją chemiczną zatopioną w Bałtyku?

Na pewno należy monitorować stan korozji skorup amunicji i materiałów opakowań oraz badać obecne w nich substancje trujące. Należy wyławiać kilka obiektów rocznie i systematycznie realizować badania.

Tylko tyle? Nie powinniśmy starać się tej amunicji usunąć z morza?

Jest kilka takich koncepcji, możliwych teoretycznie do realizacji. Pierwszą z nich jest wyciągnięcie zalegającej amunicji na ląd, następnie przetransportowanie jej do zakładów utylizacji, przy założeniu, że w Europie takie zakłady zdołałyby przyjąć ogromne ilości amunicji. Pierwszy problem pojawia się jeszcze na morzu. Jak chwycić i wyciągnąć na powierzchnię skorodowane pociski? Wiąże się to z przypadkami rozkruszenia skorodowanych obudów i wydostania się substancji do morza. To ogromne ryzyko dla środowiska i ludzi przy tym pracujących. Potem należałoby to przetransportować drogą lądową. Proszę sobie wyobrazić zagrożenia, jakie się z tym wiążą. Te obudowy prawdopodobnie przy najmniejszym poruszeniu kruszą się, pękają. Na koniec utylizacja, która, jak się szacuje, jest dziesięciokrotnie droższa od wyprodukowania samej broni chemicznej. To gigantyczne przedsięwzięcia logistyczne, ogromnie kosztowne i szalenie niebezpieczne.

Pozostałe koncepcje?

Niektórzy mówią o zabetonowaniu lub zalaniu składowisk broni chemicznej tworzywem sztucznym. To nie pozostanie obojętne dla środowiska. Obszary dna zostaną wyłączone z ekosystemu. Gdyby na przykład budowniczowie Gazociągu Północnego zaproponowali takie rozwiązanie, musieliby betonować dno praktycznie na całej długości przebiegu gazociągu. Nie chodzi przecież o to, żeby zabezpieczyć tylko wąski pas, gdzie będzie przebiegać rura, tylko cały teren budowy.

Czyli nie ruszać, zostawić tak, jak jest?

Zdecydowanie tak, ale intensywnie badać, monitorować stan, by móc przewidywać ewentualne zagrożenia. To obecnie jest najważniejsze.

Prof. Zygfryd Witkiewicz jest chemikiem, wykładowcą Wojskowej Akademii Technicznej i Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2009