Nie przekraczamy granic

Przeczytałem kilka razy tekst Kaliny Błażejowskiej pt. „Recenzja sponsorowana”. Przeczytałem i nadal nie jestem pewien, czy to lista zarzutów, czy komplementów.

14.04.2014

Czyta się kilka minut

Zastanawiam się też, kto jest ich adresatem: Wydawnictwo Literackie czy portal NaTemat.pl?

Pani Błażejowska zatytułowała swój artykuł „Recenzja sponsorowana”, w samym zaś tekście dwukrotnie nazywa rzeczony artykuł „recenzją”. Jest jednak pani Błażejowska jedyną znaną nam osobą, której zdaniem artykuł inspirowany treścią książki jest owej książki recenzją.

Artykuły sponsorowane są obecnym od wielu lat na rynku narzędziem marketingowym i nie widzimy powodu, dla którego nie mielibyśmy z niego korzystać. Tym bardziej że jeśli decydujemy się na taką formę promowania książek, to robimy to z otwartą przyłbicą, nazywając ów tekst „artykułem sponsorowanym”, zamieszczając logo Wydawnictwa Literackiego, podpisując całość tak, a nie inaczej. Zresztą sama pani Błażejowska to zauważa i nawet chwali poziom artykułu, więc o co tu chodzi? Nie wiemy też, dlaczego artykuł sponsorowany miałby narazić na szwank naszą reputację.

Pisze autorka: „Komentarze czytelników świadczą o tym, że dali się nabrać – nie zauważyli logo”. Publicysta ma, rzecz jasna, prawo do interpretacji faktów, ale są też możliwe inne interpretacje. Może komentarze czytelników świadczą o tym, że fakt, iż artykuł jest sponsorowany, nie ma dla nich większego znaczenia? Np. dlatego, że nie jest to recenzja?

Publicysta ma swoje prawa, ale ma też i obowiązki. Dobra informacja to rzetelna informacja. Tymczasem pani Błażejowska pyta: „Kto jest autorem tej entuzjastycznej recenzji, tak różnej od dotychczasowych?”. Zapewniamy, że prowadzimy dokładny rejestr publikacji na temat wydawanych przez nas książek, w tym na temat „Znaków szczególnych” Pauliny Wilk. Dotychczas ukazało się kilkadziesiąt mniejszych i większych tekstów na temat tej książki. Tylko dwie recenzje były negatywne. Jak mam wobec tego rozumieć słowa dziennikarki? Może i ja skorzystam z prawa do interpretacji? Spoglądam na cytowane powyżej zdanie pani Błażejowskiej i mam pewne obawy, że jej intencją może być wprowadzenie w błąd czytelników „TP”.

Domyślam się, ale pewnym tego być nie mogę, że cel tego artykułu był inny – jako medium opiniotwórczemu, zależy Państwu na przejrzystości działań marketingowych, zwłaszcza tych stosowanych na rynku szeroko rozumianej kultury. Być może chcieli Państwo rozpocząć dyskusję o sposobach promowania literatury? Tylko nie rozumiem, dlaczego posłużyli się Państwo przykładem Wydawnictwa Literackiego, które jako jedno z ostatnich, a może już jako ostatnie, bardzo rozważnie (bez przekraczania granic perswazji) podchodzi do spraw promocji swoich książek.

Marcin Baniak, Dyrektor Działu Promocji WL


OD AUTORKI


Szanowny Panie,

Cieszę się, że mój komentarz został przeczytany tak wnikliwie. Na początku muszę zauważyć, że teksty z tego gatunku mogą, a wręcz powinny, dotykać możliwie wielu aspektów – nie muszą mieć jednego adresata i być „listą zarzutów lub komplementów”. Będę się również upierać, że Państwa „artykuł inspirowany treścią książki” jest recenzją. Pojawiają się w nim przecież liczne sądy wartościujące i rekomendacje: „książka (…) zawiera także unikalną analizę”, „Paulina Wilk napisała poruszającą książkę”, „ta książka to fascynująca podróż”, „Warto sięgnąć po »Znaki szczególne« już choćby z tego powodu, że Paulina Wilk to znakomita reporterka”.

Zgadzam się, że artykuły sponsorowane nie są nową praktyką. Ale recenzje sponsorowane – owszem. Dlaczego taki rodzaj promocji może narazić na szwank reputację WL? Bo dobra książka powinna bronić się sama; reklama i reklama udająca tekst dziennikarski (nawet ze stosowną adnotacją) to dwie różne rzeczy. Zapewne jestem w tym podejściu niedzisiejsza – tak jak niedzisiejsza jest moja redakcja, która dbając o niezależność opinii, zamieszcza artykuł być może niezgodny z interesami własnej autorki. I rzeczywiście, być może dla czytelników nie ma znaczenia, czy artykuł jest, czy nie jest sponsorowany. Ale czy to lepiej? Wydaje mi się, że gorzej.

Wreszcie ostatni punkt: nie mam obowiązku prowadzić rejestru publikacji dotyczących Państwa książek, ale czytam te najważniejsze. A najważniejsze – to znaczy obszerne, napisane przez cenionych krytyków – były recenzje Dariusza Nowackiego w „Gazecie Wyborczej” i Zofii Król w „Dwutygodniku”. Obie negatywne. To te teksty miałam w pamięci – i przyznaję, powinnam je była wymienić. Pisze Pan, że WL „rozważnie (bez przekraczania granic perswazji) podchodzi do spraw promocji swoich książek”. Widocznie inaczej rozumiemy rozwagę i gdzie indziej widzimy granice.


Kalina Błażejowska

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2014