Nie obrazki, a ludzie

01.06.2003

Czyta się kilka minut

Większą część felietonu „Przykro mi” („TP” nr 18/2003) Józefa Hennelowa poświęca listowi otwartemu w sprawie akcji „Niech nas zobaczą”. Autorka stwierdza, że nie rozumie, dlaczego „tacy poważni i godni szacunku ludzie” zdecydowali się ten list podpisać, i krytykuje list oraz akcję, w obronie której został napisany. (...) Felieton wymaga odpowiedzi, rozumowanie Autorki opiera się bowiem na kilku nieporozumieniach.

Pierwsze dotyczy okoliczności, w których list powstał. Józefa Hennelowa pisze: „chodziło o masową niechęć do akcji rozwieszania w miejscach publicznych ogromnych plakatów przedstawiających (...) pary gejowskie. Ta niechęć wyrażała się albo protestami - skutecznymi - wobec zamiaru umieszczania takich plakatów, albo - tam, gdzie zawisły - ich dewastowaniem”. I dziwi się, że ktokolwiek poważny zechciał z tego powodu protestować. Gdyby Pani Hennelowa miała rację, gdyby to „masowa niechęć” uniemożliwiła działania zgodne z prawem, musielibyśmy stwierdzić, że Polska nie jest już państwem demokratycznym, lecz krajem, w którym zapanowała dyktatura tłumu. Wówczas oczekiwalibyśmy protestu samej Józefy Hennelowej. Tymczasem przeciwko akcji „Niech nas zobaczą” wystąpiło zaledwie kilku urzędników szczebla gminnego, jeden felietonista i paru krótko ostrzyżonych młodzieńców. Pod takim naciskiem lewicowy prezydent Krakowa, nawet nie obejrzawszy plakatów, sprzeciwił się ich umieszczaniu w miejscach publicznych. W ostatniej chwili z umowy wycofała się firma, która obiecała wynająć tablice świetlne, skądinąd firma stanowiąca własność koncernu Agora. W Warszawie część billboardów zaklejono po protestach zarządów budynków. Istotną częścią akcji „Niech nas zobaczą” jest wystawa zdjęć przedstawiających 30 par. W Krakowie kilka kolejnych galerii odmówiło przyjęcia wystawy. Galerii, która odważyła się ją przyjąć, właściciel budynku wymówił lokal. Wszystko to nie są objawy „masowej niechęci”, tylko coś dużo bardziej paskudnego: podszyta lękiem cenzura.

Drugie nieporozumienie dotyczy samej akcji „Niech nas zobaczą”. (...) Jak należy rozumieć to hasło? Według miesięcznika „Więź” odsetek osób homoseksualnych w populacji wynosi około 3 proc. To znaczy, że w przeciętnej szkole liczącej 600 uczniów uczy się 18 homoseksualnych osób. W społeczeństwie 40-milionowym ten niepozorny ułamek daje ponad milion ludzi, teoretycznie pełnoprawnych obywateli i obywatelek państwa. Ludzi, którzy tylko dlatego, że kochają osobę tej samej płci, narażeni są na wyzwiska i poniżenie; którzy nie mogą z partnerką lub partnerem przyjść na bal maturalny; którzy nie mogą przedstawić ukochanej osoby rodzicom; którzy nie są dopuszczani do szpitalnego łóżka partnera lub partnerki; którzy nierzadko zmuszeni są uciekać z rodzinnej miejscowości; którzy nie mogą wspólnie wynająć ani kupić mieszkania. Ludzie, którzy słyszą, jak wybrani w demokratycznych wyborach posłowie mówią w parlamencie o związkach „opartych na patologiach i perwersjach seksualnych” oraz „dewiacjach”, o „zboczeńcach” (wbrew ustaleniom Światowej Organizacji Zdrowia). Błędem jest sądzić, że osoby należące do mniejszości seksualnych domagają się dla siebie jakichkolwiek przywilejów. Akcje takie jak „Niech nas zobaczą” to głos dyskryminowanej mniejszości upominającej się o prawa przysługujące każdej osobie ludzkiej.

Józefa Hennelowa pisze o tytule akcji „Niech nas zobaczą”: „»Nas«, to znaczy przecież w tym wypadku: nie żywych ludzi [...] lecz obrazków [?]”. W artykule Mariusza Szczygła („Duży Format” - dodatek „GW”, 10 kwietnia) jeden z „obrazków”, Tomek, opowiada o tym, jakie przyjęcie zgotowano mu w rodzinnym mieście. Wyzywano go na ulicy. Ludzie, którzy znali go całe życie, odwrócili się od niego. Grożono mu śmiercią. Drugi „obrazek”, Daria, mówi, że osobom homoseksualnym jest trudniej niż przedstawicielom innych mniejszości. Murzyn czy Żyd ma oparcie w rodzinie, homoseksualista staje się często obcy najbliższym. Taki jest właśnie kontekst akcji „Niech nas zobaczą” czy Parady Równości, która raz do roku przechodzi ulicami Warszawy. „Niech nas zobaczą” znaczy - niech zobaczą zwyczajnych ludzi, którzy chcą żyć bez lęku, nie chcą być zmuszani do ukrywania swojej tożsamości, chcą cieszyć się pełnią praw, przysługujących każdemu człowiekowi. W takim kontekście umieszczenie swojej twarzy na plakacie nie jest prowokacją czy próbą zdominowania czyjejkolwiek podświadomości. Jest aktem cywilnej odwagi.

Nieporozumienie trzecie dotyczy tego, czym jest i na czym polega wolność w społeczeństwie demokratycznym. Sygnatariusze listu otwartego stwierdzają, że „wolność słowa [...] jest fundamentem społeczeństwa demokratycznego” oraz, że „kto milczy, gdy zagrożona jest wolność innych ludzi [...] wyrzeka się wolności własnej”. (...) W społeczeństwie demokratycznym wolność polega na możliwości czynienia wszystkiego, co nie krzywdzi innych. Argument, że można ograniczyć wolność słowa, bo ktoś sobie „nie życzy” oglądania pewnych rzeczy, jest argumentem nietrafnym, niebezpiecznym i absurdalnym. Nietrafnym, ponieważ w społeczeństwie demokratycznym prawo określa, co jest zakazane, a co dozwolone w sferze publicznej. Niebezpiecznym, gdyż opiera się na przekonaniu, że jedna grupa ma prawo narzucać normy i poglądy innym. Absurdalnym, kiedy uświadomić sobie, że mowa jest o zdjęciach młodych, sympatycznie wyglądających, uśmiechniętych ludzi.

Tylko w społeczeństwie, w którym istnieje wolność słowa i ekspresji, możliwy jest prawdziwy pluralizm, dyskusje, konfrontowanie poglądów. Tylko tam, gdzie jest wolność słowa, można skutecznie zwalczać dyskryminację i chronić prawa człowieka. Ceną jest zgoda na to, że czasem zobaczymy lub usłyszymy coś, co nie będzie się nam podobać. Wolność warta jest jednak takiej ceny.

ANNA DZIERZGOWSKA, PIOTR LASKOWSKI, SEBASTIAN MATUSZEWSKI nauczyciele jednego z warszawskich liceów, organizatorzy Listu otwartego w sprawie akcji „Niech nas zobaczą”

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2003