Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale "na marginesie" jestem na swoim miejscu, więc po pierwsze z tym zastrzeżeniem w tytule, po drugie ograniczając się tylko do małego wycinka tematu, spróbuję głos zabrać. Tym bardziej że gdy dawno temu pisałam dla "Tygodnika" wstępniak pt. "Obiecaliśmy", ("TP" 15/2007) dopominając się, aby obietnica świątyni-wotum, w imieniu nas wszystkich złożona przez parlament, nie grzęzła w obojętności, rezonansu raczej nie było ani w mediach, ani w Warszawie na Miodowej. Tylko czytelnicy pytali w listach: co mają robić?
Od paru tygodni sytuacja jest zupełnie inna. Kościół warszawski zakomunikował obszernie i na wiele sposobów, że powołano specjalną instytucję do realizacji idei, która nadto okazała się o wiele bardziej złożona i wielostronna niż kościół-wotum. Ma to być Centrum Opatrzności, łączące kościół z wieloma formami utrwalania historii Polski jako źródła zarazem patriotyzmu i wiary. Plan jest tak bogaty, a zarazem tak jeszcze szkicowo przedstawiony, że zapowiada ogromną potrzebę debaty twórców, mędrców, wychowawców i duszpasterzy. Choćby o tym, co wybrać z owego dziedzictwa, a potem - jakim językiem wyrazić to w świątyni, a więc w przestrzeni sakralnej (o innych zaplanowanych przestrzeniach nawet tu nie wspominam). Jasne, że nic z tych spraw nie dokona się ani w jednej, ani w całym ciągu felietonowych dywagacji.
Ale - i to jest sedno, a zarazem zakończenie mojego w tym udziału - ten nowy, rozbudzający nasze wspólne nadzieje etap owego "Obiecaliśmy!" zaczął się w niedzielę 1 czerwca ogłoszoną świętem Dziękczynienia, które zaistnieje na stałe. Mamy odtąd co roku "dziękować Bogu za wolną Polskę". W kościołach całego kraju, a szczególnie dokoła powstającej, a potem już czynnej świątyni wilanowskiej. Zbiórka datków winna stać się materialnym znakiem tej naszej wdzięczności. Byłoby czymś ogromnie ważnym i pocieszającym, gdyby to wezwanie duszpasterskie okazało się skutecznym lekiem na naszą dzisiejszość. Gdyby nas zaczęło przenosić poza wymiar, w którym tkwimy już od dawna: gdy wydaje się, że nie ma innych Polaków niż przeciwnicy na śmierć i życie albo ludzie obojętni na wszystko poza własnym interesem.