Nie jesteśmy krzyżowcami

W niedzielę, 1 sierpnia, pod kościołami chrześcijańskimi w Bagdadzie i Mosulu niemal równocześnie eksplodowały bomby. Zginęło dziesięć osób, kilkadziesiąt odniosło rany. W Iraku mieszka ok. 700 tysięcy chrześcijan, z czego ponad połowę stanowią katolicy chaldejscy. Swoich wyznawców ma tu także Kościół prawosławny oraz asyryjski, związany unią z Rzymem.

KATARZYNA WIŚNIEWSKA: - Władze i najwyższe duchowe autorytety Iraku potępiły ubiegłotygodniowe zamachy. Czy nie dowodzą one jednak, że pokojowe współistnienie chrześcijan i muzułmanów jest w tym kraju niemożliwe?

O. PHILIPPE KHOSHABA OP: - Zdecydowanie nie. Chrześcijanie są obecni w Iraku od prawie dwóch tysięcy lat, a więc dłużej niż Arabowie, którzy przybyli tu w VII wieku. Nie sądzę, żeby tylko na skutek tych ataków można było twierdzić, że nie ma między nami pokoju.

- Media podają, że to pierwszy raz, kiedy chrześcijanie stali się celem ataków islamskich fundamentalistów...

- Niestety, to nieprawda. Na nasz dominikański kościół w Mosulu granaty spadały już kilkakrotnie, były też pogróżki wobec chrześcijańskich biskupów. Wszystko to wina grup terrorystycznych, którym zależy na tym, by chrześcijan i muzułmanów oddalić od siebie, i które szukają wszelkich sposobów, by wywołać wojnę domową.

- Jak wyglądała sytuacja chrześcijan w Iraku za czasów dyktatury Saddama Husajna?

- Generalnie dobrze. Wolno nam było odprawiać Msze, świętować Wielkanoc i Boże Narodzenie, mogliśmy święcić diakonów. Wszystko pod warunkiem, że nie będziemy buntować się przeciw reżimowi. Żyliśmy w napięciu, związani “dobrą wolą" dyktatora, pod czujnym okiem jego agentów. Gdy jednak ktoś nie spodobał się Husajnowi, nie miało znaczenia, czy jest chrześcijaninem, szyitą czy sunnitą. Prześladowań za wiarę praktycznie nie było. Kiedy w latach 80. w szkołach rozdawano ulotki dotyczące interpretacji Koranu i trafiały one w ręce chrześcijańskich dzieci, nasz Patriarcha interweniował u prezydenta i wycofano je. Zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale zdarzało się, że odnawialiśmy kościoły za państwowe pieniądze.

- Czy po upadku reżimu chrześcijanie mają więcej swobody?

- Sytuacja nadal jest niepewna, tyle że z powodu destabilizacji politycznej. Jeśli nowa iracka konstytucja nie zagwarantuje nam praw, przyszłość chrześcijan nie będzie wyglądała różowo.

- Duchowni szyiccy domagają się, aby fundament państwa stanowiło prawo koraniczne...

- Póki co nie znamy ostatecznego projektu ustawy zasadniczej. Konstytucja tymczasowa mówi, że Koran jest źródłem prawa, ale nie jedynym. To pozwala mieć nadzieję na dokument w duchu bardziej pluralistycznym. Ci, którzy uchwalili konstytucję tymczasową, chcą w przyszłości utworzyć państwo-federację. Wtedy ryzyko całkowitej islamizacji Iraku będzie znacznie mniejsze.

Dobrze, że tymczasowa konstytucja w ogóle wspomina o chrześcijanach. Ważne też, byśmy brali aktywny udział w polityce kraju. Doświadczenie Kurdystanu uczy, że warto dopominać się o swoje prawa: tam prawa chrześcijan obrządku chaldejskiego i asyryjskiego są uznawane.

- Mówi Ojciec o sferze polityki. Co z życiem społecznym?

- Powiedzmy szczerze: chrześcijanie stanowią raptem 4 proc. ludności Iraku, więc ich wpływ na życie polityczne jest siłą rzeczy minimalny. Ale to nie znaczy, że jesteśmy marginalizowani. Ok. 30 procent irackich lekarzy to chrześcijanie. Jeszcze więcej jest inżynierów i przedsiębiorców. Muzułmanie bardzo nas szanują. Gdyby zapytała pani w Iraku o człowieka prawego, moralnego, jest wielce prawdopodobne, że wskażą pani chrześcijanina. Gdy ktoś w Iraku szuka noclegu, muzułmanie bez obaw polecą dom chrześcijański.

- Zatem stosunki między chrześcijanami a muzułmanami są serdeczne?

- Na poziomie prostych relacji sąsiedzkich stosunki są przyjazne. Wszystko się skomplikowało w latach 90., gdy Husajn po stracie wsparcia Zachodu uległ wpływom islamskich ekstremistów. Ludzie, którzy wzrastali z nami w dobrych czasach, nadal nas lubią. Ale generacja, która dojrzewała w czasie konfliktu, nie zawsze jest tolerancyjna. Proszę sobie wyobrazić żołnierza polskiego czy amerykańskiego, który ma na piersiach krzyż, a na ramieniu broń. Muzułmanin natychmiast powie: jesteś krzyżowcem, a moi sąsiedzi chrześcijanie to twoi kuzyni. Czcicie tego samego Boga.

Na szczęście dominuje wiedza, że chrześcijanie byli obecni w Iraku bardzo długo; byli tu zanim przyszli żołnierze i nie opuścili kraju podczas żadnego konfliktu. Jemy to, co oni, pijemy wodę z tych samych rzek. Razem znosiliśmy i wojnę, i embargo. Więc nie mają prawa tak mówić.

- Styl życia chrześcijan, diametralnie różny od muzułmańskiego, może być jednak przyczyną zatargów. Mam na myśli choćby prowadzone przez chrześcijan sklepy z alkoholem, dla muzułmanina zakazanym.

- Ale przecież tak było zawsze. Chrześcijanie pili alkohol, nasze kobiety nigdy nie nosiły chust. Dopiero od niedawna grupy fundamentalistyczne zaczęły podnosić ten argument, mówiąc: alkohol to zło. I rzeczywiście: w Basrze i w Mosulu zdarzały się podpalenia sklepów z alkoholem, ginęli nawet ludzie. Na szczęście przeciętny muzułmanin tak nie rozumuje.

Za inny argument dla swoich działań terroryści podają prozelityzm chrześcijan. Tu rzeczywiście jest problem. Protestanci, którzy pojawili się w Iraku, są gorliwymi ewangelizatorami, próbują nawracać nie tylko nas, ale, co gorsza, muzułmanów. Dają rodzinom żywność, ale zawsze z Biblią. To zwiększa napięcie, bo muzułmanie nie odróżniają ewangelików od katolików.

- Czy nadszarpniętą przyjaźń z muzułmanami można jakoś naprawić?

- Nigdy nie prowadziliśmy oficjalnego dialogu międzyreligijnego, ale dzisiaj chyba trzeba go rozpocząć. Kłopot w tym, że w Iraku nie ma tradycji takiego dialogu. Na przykład, gdy imam chce otworzyć uniwersytet, nie do pomyślenia jest, żeby zaprosił chrześcijan do współpracy. Próbujemy to przełamać: na uniwersytecie katolickim w Bagdadzie zatrudniliśmy siedmiu profesorów muzułmańskich, którzy wykładają filozofię.

- Liczba emigrantów rośnie w oczach. Niedzielne ataki prawdopodobnie jeszcze ją zwiększą. Czy wspólnota chrześcijańska w Iraku skazana jest na wymarcie?

- Dzisiaj patriotyzm młodych Irakijczyków jest na poziomie zerowym. Staramy się wspierać ich zarówno duchowo, jak i socjalnie, by nie wyjeżdżali. Nasilająca się emigracja jest dla Kościoła wielką raną. Nie powinniśmy uważać się za obywateli drugiej kategorii i uciekać. Jesteśmy Irakijczykami, w takim samym stopniu jak Kurdowie i Arabowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2004