Nie do zastąpienia

Nazywaliśmy go Heniem, bośmy go kochali, ale on sam nie był skory do poufałości. Tylko nielicznych dopuszczał do konfidencji. W obejściu surowy i bezlitośnie punktujący wszelkie przejawy głupoty, wzbudzał respekt i uwielbienie.

25.09.2005

Czyta się kilka minut

Chłopcy kochali się w nim jak w pannie, daliby się za niego pokrajać w plasterki. Dziewczyny nie miały lekko w pracowni Tomaszewskiego - na nic nie zdawał się trzepot rzęs i głębokie dekolty. Niewiele dziewczyn przyjmował do pracowni, nie dowierzał determinacji kobiet. “Ledwie zrobią dyplom, a już śluby, dzieci... nic z nich nie będzie" - mawiał. Czas pokazał, że niestety miał sporo racji.

Niewiarygodnie inteligentny i dowcipny, w języku nieoględny, nie bawił się w kurtuazję. Do jego pracowni zjeżdżali stażyści z całej Europy, był już wówczas legendą światowej grafiki. A że nie znali polskiego - Filip Pągowski, syn Henia, a nasz kolega z roku, służył za tłumacza. Francuski student rozkładał prace i czekał na wyrok. “Powiedz mu, że to jest do d..." - mówił Henio bez ogródek. Filipowi purpurowiały uszy i litościwie tłumaczył: “Pan Profesor mówi, że trzeba nad tym jeszcze popracować".

Studiowałam u profesora Stannego, ale do Henia biegałam na korekty w nadziei, że - zwykle powściągliwy w słowie - a nuż się rozgada. A jego anegdoty były kapitalne, riposty błyskotliwe, nikt mu nie dotrzymywał kroku w rozmowie. Może tylko w Mietku Wasilewskim - swoim asystencie - miał godnego siebie przeciwnika.

Starszy pan, z powodu kłopotów z kręgosłupem zgięty w pół - był dla nas arbitrem elegancji. Zamszowe buty, dżinsy, amerykańskie kurtki... nawet nasi o pokolenie młodsi rodzice tak się nie ubierali. Dom naszych profesorów - Teresy Pągowskiej i Henryka Tomaszewskiego - do którego mieliśmy wstęp z racji przyjaźni z Filipem, miał niezwykły, egzotyczny klimat. Piękne barokowe szafy, XVIII-wieczny drewniany anioł na podeście schodów, równe szeregi płócien w pracowni, zagraniczne albumy, nieskazitelny porządek... W niczym nie przypominało to naszych mieszkań w blokach. Z najdzikszej balangi, w środku nocy Filip wychodził i jechał do domu, żeby rano wyręczyć ojca przy odśnieżaniu podjazdu.

Jest taka kategoria ludzi - nie do zastąpienia. Siłą magnetycznej osobowości, przez samą obecność, wpływają na nasze życiowe hierarchie, gusta, wybory. Chcieliśmy być utalentowani jak Henio, przystojni jak Henio, dowcipni jak on... Nadal chcemy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2005