Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydaje się, że oskarżenia pani Toruńczyk o pominięcie przez nas w książce kilku ważnych nazwisk (chodzi głównie o dr. Marka Edelmana), oparte są na nieporozumieniu. Dotyczy ono założeń metodycznych naszej książki. Nie jest ona podręcznikiem szkolnym w klasycznym rozumieniu tego słowa, lecz lekturą historyczną, popularnym kompendium dla ucznia i nauczyciela, który nic lub niewiele wie o Holokauście. A takich jest większość. To partnerskie wprowadzenie do tematu dotąd u nas na szerszą skalę nieuprawianego, w przededniu planowanego włączenia go do curriculum szkolnego.
Biorąc pod uwagę społeczne zadania takiego tekstu tu i teraz, bezwzględny priorytet daliśmy przedstawieniom ciągów historycznych i sytuacji, a także ich otoczeniu politycznemu i moralnemu, sposobowi spełniania się wydarzeń historycznych. Rozdziały wstępne i rozdział końcowy stanowią w tym zamyśle tylko niezbędną oprawę tematyczną dla tematu głównego, tj. Holokaustu. Szło o to, by przedstawić populację, która została wymordowana: kim ci ludzie byli, skąd przyszli, co robili na ziemiach polskich i jakie miejsce zajmowali w społeczeństwie polskim nim doszło do Zagłady. Także o pokazanie, że z wyparciem Niemców z Polski, skutki moralne i fizyczne Zagłady nie stały się zamkniętym rozdziałem historii; poinformowanie, jakie były losy resztek niegdyś kilkumilionowej wspólnoty żydowskiej w Polsce i jak wygląda ona dziś.
Nazwiska, które pojawiają się w książce, są produktem toku narracji. I niczego więcej. Stąd też pojawia się wiele nazwisk ludzi mniejszej rangi, a zabrakło niekiedy ludzi większego formatu. Podejście do sprawy ze znanego skądinąd punktu widzenia "kto i w jakiej kolejności stoi na trybunie honorowej" - było naszej metodzie całkowicie obce. Znacznie ważniejsze, niż pojawienie się metodycznie ułożonej listy bohaterów, było pokazanie tego, co się stało i jak się stało. Na zapamiętaniu przez czytelnika tej sprawy zależało nam najbardziej.
Zapewne gdyby ktoś zwrócił nam przed drukiem na to uwagę, po prostu wstawilibyśmy nazwiska, o które dopominają się pani Barbara Toruńczyk i pani Joanna Tokarska-Bakir, bo i dla nas są to nazwiska ważne. Bez żadnych oporów, ale - powiedzmy otwarcie - także bez bicia się w piersi.
Ponieważ obecne wydanie książki jest prawie wyczerpane, chcemy, by nazwiska te znalazły się w wydaniach następnych, jeśli do nich dojdzie. Na razie zbieramy głównie komplementy i poważne propozycje przekładu książki na języki obce, składane z inicjatywy osób dobrze obeznanych z historią Polski. Widocznie więc, bardzo kategorycznie sformułowane wymogi pani red. Toruńczyk - co trzeba zrobić, by książkę, po jej wycofaniu (sic!!!), dopuścić ponownie do obrotu księgarskiego - nie mają wymiaru uniwersalnego.
Barbara Engelking-Boni
Feliks Tych
Andrzej Żbikowski
Jolanta Żyndul
PS. Uwagi pani Toruńczyk wskazują na to, że książkę - jak sama pisze - tylko "kartkowała". Gdyby ją przeczytała, znalazłaby pewne nazwiska, o które się dopomina.