Nabijanie w butelkę

Najlepszym interesem w polskiej branży odpadowej jest obrót szkłem, które nie istnieje. Na sfałszowanych dokumentach skarb państwa może tracić ok. 20 milionów zł rocznie.

15.06.2010

Czyta się kilka minut

Wysypisko firmy „Karman” w Herbach k. Częstochowy, 7 czerwca 2010 r. / fot. Bartosz Siedlik /
Wysypisko firmy „Karman” w Herbach k. Częstochowy, 7 czerwca 2010 r. / fot. Bartosz Siedlik /

W historii sosnowieckiej spółki "Karman" rok 2008 zapisuje się jako data przełomowa. We wcześniejszych latach zyski firmy rosną stopniowo. "Karman" zajmuje się odzyskiem odpadów, ubezpieczeniami, doradztwem podatkowym, przygotowywaniem projektów technologicznych. Spółka posiada zezwolenia na zbiórkę odpadów betonowych, gruzu z rozbiórek i remontów, ziemi, tłucznia torowego, a także szkła opakowaniowego.

Jednak w 2008 r. zysk "Karmana" niespodziewanie rośnie trzykrotnie w porównaniu z rokiem poprzednim. Spółka notuje 1,6 mln zł zysku, prezes spółki otrzymuje dywidendę w wysokości 713 tys. zł.

Czas jest wyjątkowo trudny - firmy zajmujące się zbiórką odpadów walczą ze sobą o każdą tonę szkła. Huty narzekają na brak surowca do produkcji, mimo że cena za tonę szybuje w górę. Również ceny dokumentów poświadczających obrót stłuczką osiągają wysokie stawki. Część branży odpadowej alarmuje ministerstwo, że w kraju puchnie szara strefa odpadowa - spółkom bardziej się opłaca fabrykowanie dokumentów niż rzeczywiste zbieranie szkła.

W "Karmanie" praca wre. Dokumenty z tamtego okresu nie pozostawiają wątpliwości - niewielki dom jednorodzinny w zacisznej ulicy Sosnowca zmienia się w jedno z miejsc kluczowych dla polskiego recyklingu szkła. Firma zaświadcza, że między kwietniem a grudniem 2008 r. przyjmuje i przerabia 86 tys. ton stłuczki szklanej, czyli niemal trzy razy tyle co największe huty szkła w kraju. W rekordowym grudniu firma kwituje odbiór 44 tys. ton szkła. W przeliczeniu na transporty najbardziej pojemną ciężarówką, czyli tzw. "wanną", w której mieści się ok. 20 ton surowca, daje to ponad 2200 transportów.

Według naszych ustaleń "Karman" nie dysponuje własną bazą transportową.

Firma deklaruje, że miele szkło na drobny piasek, a następnie odsprzedaje spółkom budowlanym, które używają go w budownictwie drogowym. Roczny bilans jest oszałamiający: przez spółkę przechodzi 21 proc. krajowej stłuczki szklanej, która podlega obowiązkowi recyklingu. Rok później - nieco mniej, bo ok. 15 proc.

Tyle tylko że istnieją poważne wątpliwości, czy szkło rzeczywiście zostało zebrane, czy też obrót istniał przede wszystkim na papierze.

Równanie z wieloma niewiadomymi

Żeby zrozumieć mechanizmy, jakie rządzą polskim rynkiem odpadów od czasu wprowadzenia w 2001 r. regulujących jego funkcjonowanie ustaw, a także wskazać w nim szczególnie słabe punkty, trzeba opisać niezwykle skomplikowaną drogę, jaką przebywają odpady, oraz związane z nimi dokumenty.

Każde przedsiębiorstwo wprowadzające na rynek opakowania, niezależnie od tego, czy jest to mała piekarnia, czy też gigant spożywczy, musi zadbać o recykling odpadów. Taka spółka, nazwijmy ją X, ma do wyboru dwie drogi. Pierwsza, czysto teoretyczna: może zająć się zbiórką odpadów samodzielnie. Łatwiejsza i tańsza jest inna droga - umowa z firmą Y, czyli jedną z 40 działających na rynku specjalistycznych organizacji odzysku. Y to nic innego jak pośrednik między producentami odpadów a firmą Z, która zbiera odpady, oraz firmą W, która poddaje je recyklingowi oraz odzyskowi. Czasem między firmą Z i W pojawia się jeszcze wyspecjalizowany pośrednik, który zajmuje się uszlachetnianiem surowca przed wysłaniem go do huty szkła.

Firma X może oczywiście ustawowe obowiązki zlekceważyć, ale wówczas płaci wysoką karę za tonę nieprzetworzonych odpadów (w tym roku 260 zł). Jeśli natomiast zwróci się do firmy Y, otrzymuje ustawową nagrodę - musi skierować do recyklingu określony przez państwo procent wytworzonych przez siebie odpadów (w tym roku 41 proc.).

X płaci Y za dokument poświadczający recykling tony surowca (DPR). Y płaci za DPR firmie Z lub W, w zależności od tego, z którą z nich ma podpisaną umowę. Firma W płaci firmie Z za tonę szkła. Kopie dokumentów muszą trafić do urzędów marszałkowskich.

Tyle teoria. W praktyce obrót szkłem jest znacznie bardziej skomplikowany. Jest popyt, ale podaż nadal szwankuje. Według danych Forum Opakowań Szklanych w 2008 r. polskie huty wyprodukowały 1,28 mln ton szkła. Do produkcji mogły użyć milion ton surowca wtórnego, zebrały go jednak znacznie mniej, mimo że oferowały za szkło ceny wyższe niż za surowce pierwotne.

Mówi prezes jednej z największych polskich organizacji odzysku: - Ten brak bardzo łatwo wytłumaczyć. Po kraju krążą fałszywe dokumenty, a szkło trafia na wysypiska śmieci albo do lasu. Czyste marnotrawstwo.

W 2008 i 2009 r. duża śląska huta Orzesze przyjmuje zaledwie ok. 25 tys. ton szkła rocznie. Za szkło bezbarwne zależnie od jakości płaci 120-160 zł za tonę, za kolorowe 50-60 zł. Do tego dochodzi koszt dokumentu DPR - 115 zł.

W tym samym czasie spółka "Karman" oferuje stawki znacząco niższe niż konkurencja. Udało nam się dotrzeć do dokumentu, z którego wynika, że w 2009 r. DPR wyceniony był na 61 zł, a według naszych informacji za tonę szkła "Karman" w tym czasie płacił nawet 30 zł.

Jeden z recyklerów z południowej Polski: - Absolutnie nieopłacalne stawki. Musielibyśmy zwinąć interes.

Forum Opakowań Szklanych, organizacja zrzeszająca część hut szkła, wyliczyła, że minimalną ceną dokumentu, poniżej której zbiórka szkła staje się nieopłacalna, jest 100 zł.

Mimo tej dysproporcji, z dokumentów, do których dotarł "Tygodnik", wynika, że kolejki ustawiały się właśnie przed instalacją do recyklingu sosnowieckiej firmy. Jak to możliwe, by spółki sprzedawały szkło tam, gdzie sprzedaż jest najmniej opłacalna?

Kręte drogi podsypki

Kontrolerzy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska na pytanie, czy firma "Karman" oszukuje, odpowiadają: nie ma takich dowodów. Podczas ostatniej kontroli przejrzeli wszystkie dokumenty potwierdzające odzysk i recykling oraz karty przekazania odpadów. Zgadza się co do grama. Tyle że WIOŚ nie widział wszystkiego.

Inspektorat nie może przeprowadzić niezapowiedzianej kontroli, co w przypadku wizyty w bazie produkcyjnej "Karmana" mogło mieć duże znaczenie. Dotarliśmy do dwóch organizacji odzysku, które niezależnie od siebie pojechały w miejsce, w którym miało się odbywać kruszenie szkła. Obie usłyszały, że instalacja właśnie się popsuła.

Dalej: do sprawdzenia całej działalności spółki takiej jak "Karman" konieczna jest żmudna, wielomiesięczna kontrola, prowadzona wspólnie z inspektoratami z innych województw, a także z Urzędem Kontroli Skarbowej. WIOŚ nie sprawdza np. kosztów transportu, ponieważ, jak twierdzi, nie ma takich uprawnień. Tymczasem transport szkła to dla każdej firmy duże obciążenie finansowe, co najmniej 20 zł za tonę.

W sprawozdaniach firmy "Karman" można znaleźć informację, że spółka dostarczyła 5 tys. ton szkła dzięki "zbiórce własnej". Tyle tylko że żaden z pytanych przez nas śląskich recyklerów nie miał pojęcia, skąd pozbawiona zaplecza logistycznego firma zdobywała tyle szkła. Nie udało nam się znaleźć ani jednej spółki komunalnej, z którą "Karman" podpisał umowę na odbiór odpadów. Inspektorzy nie sprawdzili tego również.

Opowiada prezes dużej firmy recyklerskiej z południowej Polski: - Segregowanie odpadów jest kosztownym i trudnym zajęciem. Wyliczyliśmy niedawno, że w zbiórkę 1000 ton szkła i 100 ton butelek plastikowych PET musimy wkładać co najmniej 160 tys. zł miesięcznie. Nie wiem, kto przywoził szkło do "Karmana", i wolę nie wiedzieć. Wychodzi na to, że są spółki, którym opłaca się sprzedawać zebrane szkło poniżej kosztów własnych. Wytłumaczenie jest proste: taniej wykazać zbiórkę szkła na papierze i zarobić na dokumentach DPR, niż babrać się po łokcie w odpadach, na dodatek inwestując w to duże pieniądze.

Inspektorzy nie wiedzą również, jak wygląda dalsza droga zmielonego materiału. Pod jakimi drogami leży? W jakich proporcjach został użyty? To ostatnie pytanie jest bardzo ważne: "Karman" deklaruje, że odbiorcy mieszają m.in. tłuczone szkło z betonem. Tyle tylko że według opinii Instytutu Badawczego Dróg i Mostów, do 2 ton betonu można dodać maksymalnie 50 kg stłuczki. To zaś oznacza, że nabywcy musieliby produkować bardzo duże ilości betonu.

Jest jeszcze inny problem. Danuta Bebłacz, kierownik Zakładu Betonu w Instytucie Badawczym Dróg i Mostów: - Owszem, przeprowadzaliśmy próby dotyczące zastosowania stłuczki szklanej w drogownictwie. Rzeczywiście, skruszone szkło może być używane jako podsypka. Ale już szkło dodane do betonu czy zaprawy budowlanej pogarsza wytrzymałość produktu. Zwykłe szkło nie wytrzymuje takiego środowiska. Te wyniki naprawdę nie były rewelacyjne.

Kolejki ciężarówek

Jedziemy do Herbów pod Częstochową. Na terenie należącym do kolei stoi instalacja "Karmana" do przerobu szkła na piasek kwarcowy. Okolica jest odludna, ograniczona z jednej strony murami zakładu karnego, z drugiej torowiskami. Kiedy przyjeżdżamy, instalacja pracuje normalnie i na pierwszy rzut oka nic nie powinno budzić zastrzeżeń. Nawet to, że pracownik podaje błędny telefon do jednego z przedstawicieli "Karmana". Na hałdzie leży kilka ton potłuczonego szkła, starych talerzy, zniczy, kubków i popękanych sedesów. Obok niewykorzystane odpady zarastają chwastami. Koparka wrzuca co jakiś czas ładunek na taśmę. Nieco dalej błyszczą w słońcu srebrne hałdy świeżo zmielonego szkła.

Rozmawiamy z pracownikami kolei i mieszkańcami domów położonych przy drodze do bazy. Pierwsi, pytani o tysiące samochodów, jakie musiały przejeżdżać w ubiegłych latach przez bazę, tylko kręcą głowami. Rozmowniejsi są mieszkańcy: wszyscy zarzekają się, że ruchu w Herbach nie ma i nie było.

Jeśli wierzyć dokumentacji sporządzonej przez firmę, w 2008 i 2009 r. do Herbów musiało przyjeżdżać nawet kilkanaście ciężarówek dziennie, zarówno ze szkłem, jak i po zmielony urobek. Trudno było je przeoczyć.

Papierowa huta

W skomplikowanym równaniu, które dało "Karmanowi" pozycję giganta w branży, ważną rolę pełni firma Y, czyli I Polska Organizacja Odzysku "Stolica". Enigmatyczna strona internetowa spółki nie powinna mylić -  zatrudniająca siedem osób "Stolica" to jeden z najważniejszych graczy na rynku odpadów. Obsługuje ponad 14 proc. polskiego rynku szkła, współpracuje z 1100 przedsiębiorstwami, które w równaniu oznaczyliśmy literą X. Na imponującej liście małe spółki, jak ZPC Oleńka ze Szreńska, sąsiadują z Polfą Tarchomin, Wódką Gorbatschow czy spółką Rolnik.

"Stolica" jest również organizacją, która wśród konkurencji cieszy się fatalną opinią. Stawki, dzięki którym przyciąga klientów, uznawane są przez część branży za nierealnie niskie i mają świadczyć, że specjalizuje się głównie w obrocie lewymi dokumentami.

Faktem jest, że konkurencja przyjęła reguły gry narzucone przez "Stolicę" - ceny proponowane przedsiębiorstwom znacząco spadły. Średni koszt ponoszony przez 80 tys. przedsiębiorców objętych ustawą odpadową zmalał w ciągu ostatnich trzech lat o 250 zł. Ale jeśli wyliczenia Forum Opakowań Szklanych są prawdziwe, musi to oznaczać wzrost szarej strefy.

Faktem również jest, że w dokumentach "Stolicy", do których dotarł "Tygodnik", znajduje się zaskakująco dużo poważnych błędów. W roku 2006 Główny Inspektorat Ochrony Środowiska stwierdza, że spółka nie odprowadziła opłaty produktowej za 15 tys. ton szkła, w wysokości ponad 2 mln zł. W sprawozdaniach wysyłanych do urzędu marszałkowskiego w Warszawie spółka tłumaczy się m.in. niekompatybilnością systemu komputerowego.

Faktem jest także, że ze spółką związana była słynna postać Aleksandra Borodina, który 5 lat temu stworzył dwie huty szkła zajmujące się wyłącznie fabrykowaniem dokumentów. Z papierowych hut dokumenty płynęły wartkim strumieniem m.in. do "Stolicy".

We wszystkich tych sprawach firma przedstawia się jako pokrzywdzona. Podobnego zdania jest mazowiecki urząd marszałkowski.

Prezes firmy Wojciech Grad na powitanie włącza swój dyktafon i podsuwa pod nos dokument, w którym grozi nierzetelnemu dziennikarzowi więzieniem. To, jak tłumaczy, efekt nagonki na jego firmę.

- Na rynku trwa zażarta walka o klienta. We wszystkich tych awanturach chodzi przede wszystkim o wycięcie konkurencji, a nie uporządkowanie rynku - tłumaczy. - Nasza obecność pokazuje, że przedsiębiorcy nie są skazani wyłącznie na drogie organizacje odzysku, które chciałyby sprzedawać DPR-y za 130 zł. Nasza oferta to 70 zł.

Wojciech Grad twierdzi, że nie zna ani dostawców pracujących dla "Karmana", ani też firm, które miały odbierać podsypkę. Jest jednak przekonany, że sosnowiecka spółka gra uczciwie. - Nie ma żadnej tajemnicy w fakcie, że płacili tak mało za szkło. Oni po prostu skupowali resztki, którymi nie były zainteresowane huty szkła - przekonuje.

Tej wersji nie potwierdza Marcin Jakubkiewicz z firmy PolAmPack, właściciela huty Orzesze: - Próbowaliśmy kiedyś sprzedać spółce szklane odpady, które nie nadawały się do produkcji w hucie. Odmówili, twierdząc, że szkło ma zbyt niską jakość i nie jest materiałem opakowaniowym.

Ładna czy fałszywa?

Temat odpadów, mimo że z pozoru wygląda na niszowy, w najbliższych latach będzie jednym z kluczowych dla polskiego budżetu, który musi jednocześnie mierzyć się z puchnącymi wysypiskami śmieci, rosnącą liczbą odpadów i zobowiązaniami zaciągniętymi wobec Unii Europejskiej. Z roku na rok rośnie wymagany poziom recyklingu, w 2011 r. mija termin przystosowania 300 składowisk do unijnych norm. Świetnym przykładem lekceważenia gospodarki odpadami jest Wrocław, gdzie z 270 tys. ton śmieci recyklingowi poddawane jest jedynie 14 proc. opakowań. W 600-tysięcznym mieście stoi dziś tylko 190 pojemników na szkło i plastik.

Sytuację komplikuje fakt, że w Polsce nie istnieje właściwie system kaucyjny (opakowania wielokrotnego użytku), dzięki któremu zainteresowane spółki mogłyby łatwiej kontrolować obieg surowców wtórnych. Od 2014 r. Polskę zaczynają obowiązywać surowe normy dotyczące recyklingu. Np. minimalny poziom powtórnego wykorzystania szkła będzie wynosił 60 proc., przy obecnych 41 proc. W razie niewypełnienia zobowiązań Polska musi liczyć się z nałożeniem surowych kar - jeden procent poniżej zakładanego progu odzysku to grzywna w wysokości 200 tys. euro dziennie. Pieniądze te nie będą egzekwowane z kasy rządowej - Unia po prostu obetnie przyznawane dotacje.

Jeśli podpierać się oficjalnymi statystykami ministerstwa środowiska, powodów do niepokoju nie ma. Zalecenia unijne wypełniamy nawet z nawiązką. Część branży odpadowej jest jednak przekonana, że dane są sztucznie zawyżane.

- Szacuję, że w ostatnich latach statystyki były zawyżane o ok. 20 proc. - twierdzi Jakub Tyczkowski, ekspert z organizacji odzysku Rekopol. - Np. w 2007 r. na papierze uzyskaliśmy recykling 400 tys. ton surowca, czyli nawet więcej, niż wymagała w tamtym czasie Unia. Tymczasem z danych zebranych z hut szkła i firm wykorzystujących stłuczkę wynikało, że przerób jest o ok. 100 tys. ton niższy. Pytam więc, gdzie się podziała reszta?

Odpowiedzi udzielają materiały pokontrolne z Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. W przygotowywanym właśnie przez GIOŚ szczegółowym raporcie znajdzie się np. informacja o podtarnowskiej hucie szkła "Ładna", która w dokumentach wykazywała przez dwa lata dwukrotnie większą ilość szkła niż rzeczywiście przyjmowana. Sprawa prawdopodobnie trafi do prokuratury, a spółce grozi prawie milion złotych kary. Co ciekawe, "Ładna" już wcześniej była badana przez inspektorów - wówczas okazało się, że firma wystawia dokumenty na przyjmowany surowiec, po czym jego niewykorzystaną część sprzedaje innym firmom, które... po raz kolejny wystawiają dokumentację.

Jeśli uznać, że wielkość szarej strefy opisywana przez Tyczkowskiego jest realna, okaże się, że z tytułu niezapłaconych opłat produktowych skarb państwa traci około 20 mln zł rocznie.

Jakub Tyczkowski: - Mieliśmy w historii Rekopolu przypadek dwóch firm, które fałszowały wysłane do nas DPR-y. Dokument był dublowany i wysyłany do różnych miejsc. Firmy wpadły na tym, że porównaliśmy kształty pieczątek. Szybko zapadły wyroki skazujące, co pokazuje, że jeśli tylko prokuratura ma dobrą wolę, potrafi uporać się z szarą strefą.

Z informacji, jakie zebrał "Tygodnik", wyłania się kilka możliwości. Najmniej prawdopodobna jest taka, że sosnowiecka spółka grała całkowicie uczciwie. Liczne poszlaki wskazują bowiem, że firma zawyżała ilości przyjmowanego szkła bądź kwitowała szkło, które w ogóle nie zostało dostarczone na teren jej zakładu. W obu przypadkach oznacza to, że musiała wejść w układ ze zbieraczami dostarczającymi odpady. Otwarte pozostaje natomiast pytanie, jak wyglądała współpraca z odbiorcami podsypki. Czy kwitowali oni odbiór dziesiątków tysięcy ton kruszywa, czy też w dokumentach mają zupełnie inne cyfry? Czy podsypka rzeczywiście trafiała do materiałów budowlanych, czy też jest wykazana jedynie w dokumentach?

Jedno zdaje się nie ulegać wątpliwości: jeśli okaże się, że doszło do oszustwa, będzie to oznaczało, że pieniądze otrzymywane z organizacji odzysku musiały trafiać do wielu powiązanych ze sobą firm.

Witajcie w znikających stronach

Pojechaliśmy do siedziby spółki "Karman". Prezes Marianna Kucia nie zgodziła się na rozmowę. Na wysłane mailem pytania nie odpowiedziała. Nie wiemy więc, kto przywoził szkło, skąd ani dokąd trafiała podsypka. Spółka nie zgodziła się na ujawnienie faktur za transport i cen, jakie oferowała za szkło.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że mimo braku dowodów na fałszowanie dokumentacji inspektorzy z Katowic złożyli do Samorządowego Kolegium Odwoławczego wniosek o odebranie decyzji zezwalającej na odzysk odpadów. Według opinii Głównego Inspektora Ochrony Środowiska spółka w ogóle nie prowadziła działalności, którą można było zakwalifikować jako recykling. W związku z tym nie miała również prawa do wystawiania dokumentów.

- Inspektorzy powinni skoncentrować się na udowodnieniu, że do Herbów nie przyjeżdżały ciężarówki. Sądowy spór o to, co jest recyklingiem, a co nie, wygląda na bardzo niejednoznaczny - ostrzega przedstawiciel jednej z polskich organizacji odzysku.

Rozstrzygnięcie SKO będzie miało fundamentalne znaczenie: jeśli kolegium potwierdzi opinię WIOŚ, organizacje odzysku współpracujące z "Karmanem" zostaną zobowiązane do wniesienia opłaty produktowej. Dla "Stolicy" oznaczałoby to katastrofę - wielkość zasądzonych opłat mogłaby w jej przypadku wynieść nawet ponad 20 mln zł.

Wojciech Grad: - Na szczęście GIOŚ nie stanowi w tym kraju prawa. Ciekawi mnie bardzo, dlaczego przyczepili się akurat do "Karmana". Jeśli karkołomnie założyć, że inspektorzy mają rację, to jest w tym kraju znacznie więcej firm, które wydają DPR-y niezgodnie z prawem. Mam wskazywać palcem? Powiem jeszcze jedno: jeśli tak tanie firmy jak nasza znikną z rynku, odczują to błyskawicznie klienci. Przedsiębiorcy, jeśli ich zobowiązania wynikające z ustawowych obowiązków wzrosną o 300-400 proc., będą zmuszeni sięgnąć głębiej do naszych kieszeni.

Jakub Tyczkowski, Rekopol: - To fundamentalnie błędne myślenie. Przedsiębiorcy być może zyskują, ale tracą huty szkła i ochrona środowiska, bo szkło zalega na wysypiskach. Poza tym jest w Polsce dużo firm, które współpracują z rzetelnymi organizacjami odzysku, a mimo to nie podnoszą cen.

O to, czy zyski przedsiębiorstwa usprawiedliwiają ewentualne łamanie prawa i obrót nieistniejącym szkłem, próbowaliśmy zapytać firmę X. W przypadku "Karmana" i "Stolicy" początkowym ogniwem jest m.in. słynna firma spożywcza Maspex z Wadowic, potentat na rynku napojów. Nieoficjalne szacunki mówią, że w ostatnich latach musiała dokumentować recykling 30-40 tys. ton rocznie.

Z Maspexu dostaliśmy jedynie lakoniczny komunikat, w którym można m.in. przeczytać, że firma nie wyobraża sobie, by trafiały do niej sfałszowane dokumenty.

Tuż przed drukiem materiału w "Tygodniku" strona internetowa firmy "Karman" zniknęła.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2010