Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Inne błędne założenie to podważenie zasadności sensu rekrutowania dużej, nawet przeważającej, części kadry oficerskiej spośród absolwentów wyższych studiów cywilnych - po przeszkoleniu ich na studium oficerskim w szkołach wojskowych. Rzekomo nie nadają się. Zgłaszają się same "słabiaki". To pobieżna i nieprawdziwa diagnoza. Jeśli chcemy, aby zgłaszali się najlepsi, należy im złożyć konkurencyjną ofertę. Służba w wojsku musi się opłacać. Wtedy do wojska będą trafiać najlepsi. Nadzieja, że można to osiągnąć poprzez kształcenie młodych ludzi od początku i przez cały czas, "w kamaszach", nie ma podstaw. W społeczeństwie demokratycznym i wolnorynkowym także po zakończeniu studiów wojskowych najlepsi absolwenci, jeśli ich się odpowiednio nie zmotywuje, będą uciekać na konkurencyjny rynek cywilny. Razem nimi uchodzić też z wojska będą wszystkie nakłady budżetowe, jakie ponosi się na ich wieloletnie kształcenie. Zarzucanie idei szkolenia magistrów po studiach cywilnych na oficerów to cofnięcie wojska do dawnych "dobrych" czasów, czasów wiary w wyższość pożytków z autarkii nad korzyściami z synergii cywilno-wojskowej. Te wątpliwe założenia znajdują odbicie w sferze organizacyjnej proponowanego systemu szkolnictwa wojskowego. Tutaj reformy nie ma w ogóle. Aż trudno uwierzyć. Ma być zachowany status quo, czyli utrzymywanie wszystkich pięciu istniejących uczelni.