Moskiewsko-berlińska szkoła przetrwania

Komunistyczni przywódcy NRD przetrwali nie tylko "powstanie czerwcowe z roku 1953, ale także kryzys roku 1956, "odstrzeliwując skutecznie rodzimych zwolenników destalinizacji.

26.10.2006

Czyta się kilka minut

Lipsk. Już nazwa saksońskiej metropolii podziałała na 20-letniego studenta z prowincji jak zapowiedź wielkiego świata... I rzeczywiście: gdy wiosną 1956 r. rozpoczął studia, wszystko, co słyszał o Lipsku, zdawało się potwierdzać.

Dwa razy w roku, wiosną i jesienią, szara codzienność NRD zdawała się tu zanikać przykryta międzynarodowym sznytem Targów Lipskich. Na uniwersytecie panowała atmosfera może nie od razu intelektualnej swobody, ale, przynajmniej, swobody dozowanej. Wykłady prowadził Ernst Bloch, nestor filozofii, który - wracając z emigracji w USA do powojennych Niemiec - wybrał lepsze (jak sądził) z dwóch państw: NRD. Wykładał tu także literaturoznawca Hans Mayer, również żydowsko-niemiecki reemigrant. W ulubionej przez studentów stołówce im. Kalinina na uniwersytecie im. Marksa od niedawna grywano w weekendy jazz. Występowali także muzycy z innej planety: z Berlina Zachodniego.

Świeżo upieczony student, który na własnej skórze doświadczył komunistycznych represji po zdławieniu powstania w NRD w czerwcu 1953 r., miał wrażenie, że znalazł się w przedsionku do wolności. Tu został członkiem Klubu Egzystencjalistów, spotykającego się w mieszkaniach, gdzie czytano na głos Jean-Paula Sartre'a. Tu kształtowała się stopniowo jego polityczna świadomość karmiona audycjami zachodnioberlińskiego radia RIAS [dla NRD odgrywało podobną rolę, jak RWE w Polsce - red.], a także lekturą NRD-owskiego tygodnika kulturalnego "Sonntag", w którym zaczęły się ukazywać niezwykłe teksty, rozważające perspektywę "trzeciej drogi" między kapitalizmem i socjalizmem.

To głównie z radia RIAS nasz student, a także inni obywatele NRD mogli dowiedzieć się o rzeczach zdumiewających, które działy się w Moskwie. Hasło brzmiało: destalinizacja. W lutym 1956 r. partia sowiecka zdystansowała się od Stalina i jego metod. "Tajny referat" Chruszczowa wstrząsnął światem komunistycznym.

W NRD rządzonej twardą ręką przez stalinistę Waltera Ulbrichta, szefa Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED), Stalin był dotąd bogiem. Potępienie jego kultu przez nowego przywódcę ZSRR wprowadziło więc chaos poznawczy. Zmiana na Kremlu spadła na kierownictwo partyjno-państwowe NRD jak grom z jasnego nieba.

Niezadowolenie zneutralizowane

Ale Ulbricht, który podczas wojny przetrwał w Moskwie wszystkie "czystki" (mieszkał tam w słynnym hotelu Lux, którego lokatorzy, komuniści z różnych krajów, kolejno znikali bez śladu), znowu dał się poznać jako mistrz dopasowywania się do sytuacji. Najpierw dał do zrozumienia, że zrozumiał sygnały z Kremla. Wkrótce po moskiewskim zjeździe władze SED zaczęły "interpretować" jego przesłanie na użytek obywateli. 4 marca 1956 r. Ulbricht opublikował artykuł w partyjnym organie "Neues Deutschland": obwieścił, że Stalin nie jest już klasykiem marksizmu.

Ale tak prosto nie dało się "przezwyciężyć" stalinizmu w NRD. Ferment narastał w kolejnych krajach i również Ulbricht zrozumiał, że gra idzie o jego skórę. Gdy pod koniec marca rozpoczęła się 3. Konferencja Partyjna SED, uczynił wszystko, by przedmiotem jej obrad nie były - jak podczas partyjnych konferencji w Polsce - "błędy i wypaczenia" minionych lat, ale tylko "problemy gospodarcze" kraju.

To wywołało jednak krytykę w szeregach SED. Karl Schirdewan, wówczas "numer dwa" po Ulbrichcie w partyjnym kierownictwie, oraz poeta-robotnik Willi Bredel (członek KC SED i do 1945 r. emigrant w Moskwie) wyciągnęli własne wnioski z wystąpienia Chruszczowa, które wykraczały dalece poza dyrektywy narzucone przez Ulbrichta. Bredel pozwolił sobie nawet na ostrożną krytykę samego Ulbrichta: "Jeśli nasi młodzi towarzysze przesiąkli każdym słowem Stalina, czy jest to wyłącznie ich wina? Ich kształcenie było przecież prowadzone bezkrytycznie przez lata w taki sposób, jak chciał towarzysz Ulbricht. Powinniśmy teraz nie wyśmiać młodych towarzyszy, ale dokonać większej samokrytyki".

Wystąpienie Bredela, weterana ruchu komunistycznego, natrafiło jednak na mur: Biuro Polityczne SED odrzuciło wszelkie "ataki" jako "oszczerstwa". Odtąd dni Bredela we władzach były policzone, podobnie jak dni Schirdewana. "Odstrzelenie" obu zwolenników destalinizacji było tym łatwiejsze, że NRD uniknęła głębokiego kryzysu systemowego, który dotknął inne kraje, głównie Polskę i Węgry.

Dlaczego tak się stało? Przyczyn było kilka. W NRD standard życia był wyższy niż w Polsce i na Węgrzech: po powstaniu z 1953 r., które ogarnęło kilkaset miejscowości i zostało stłumione dopiero przy pomocy wojsk sowieckich - władze NRD podjęły szereg działań, których celem było nie tylko zneutralizowanie niezadowolenia, ale także powstrzymanie eksodusu na Zachód ludzi lepiej wykształconych. A że granica była jeszcze względnie otwarta (mur zbudowano dopiero w 1961 r.), mogły to uczynić przede wszystkim przez tworzenie rozmaitych zachęt, także materialnych.

Po 1953 r. sięgnięto więc chwilowo po bardziej elastyczne metody: tzw. Nowy Kurs oznaczał nie tylko dozowanie społeczeństwu rozmaitych świadczeń socjalno--materialnych, ale także ostrożną "odwilż" ideologiczną w sferze kultury.

Opozycja w partii

Ale choć Ulbrichtowi i wspierającym go dogmatykom udało się zneutralizować społeczne niezadowolenie, nie byli w stanie - na początku - zablokować wewnątrzpartyjnej dyskusji, czy możliwe są zmiany w ramach modelu socjalistycznego. Co więcej, w jej wyniku wewnątrz partii ukształtowała się grupa de facto opozycyjna wobec Ulbrichta. Prowadzone przez nią dyskusje zaczęły zmierzać w stronę wizji "trzeciej drogi" jako koncepcji ideologicznej.

Oczywiście nie była to grupa opozycyjna wobec systemu - była antystalinowska, ale nie antykomunistyczna; odrzucała zarówno kapitalizm, jak i struktury władzy w NRD. Zamiast tego proponowała zbudowanie "socjalizmu z ludzką twarzą" - pojęcie, którym 12 lat później w Czechosłowacji posługiwać się będzie Aleksander Dubček, nim "Praska Wiosna" nie została rozjechana czołgami Układu Warszawskiego.

Środowisko to nazwano "grupą Haricha" (czasem używano też określenia "platforma"). Nazwa pochodziła od Wolfganga Haricha, który był jej spiritus rector. Harich, rocznik 1921, od 1945 r. działał w niemieckim ruchu komunistycznym. Jako profesor filozofii (w strukturach NRD awansowano wtedy szybko) i redaktor "Deutsche Zeitschrift für Philosophie" (Niemieckiego Pisma Filozoficznego) oraz, równocześnie, lektor dużego wschodnioberlińskiego wydawnictwa Aufbau-Verlag, pełnił kluczowe funkcje w partyjnej inteligencji. Uważano go nawet za głównego ideologa SED.

W 1956 r. to właśnie Harich został jedną z centralnych postaci opozycji wobec Ulbrichta. Obok niego do liderów zaliczali się: Walter Janka (szef wydawnictwa Aufbau i weteran ruchu komunistycznego), Heinz Zöger (naczelny tygodnika "Sonntag") i jego zastępca Gustav Just. Zapewniali, że ich celem "nie jest zerwanie z partią". Mimo to rozważali powołanie Związku Komunistów - swego rodzaju "struktur poziomych" w SED (by użyć pojęcia, które pojawi się w 1980-81 r., gdy niektórzy działacze PZPR spróbują powołać coś podobnego w polskiej partii). Zarazem, ponieważ w NRD nie można było otwarcie rozpowszechniać opinii odbiegających od oficjalnej doktryny (jak "trzecia droga"), Harich i jego współtowarzysze szukali kontaktów w Polsce i w Niemczech Zachodnich, aby niejako naokoło przekazać opinii publicznej w NRD swe poglądy. W tym celu Harich odbył kilka podróży do Polski i RFN; w Berlinie Zachodnim nawiązał kontakty z zachodnioniemiecką SPD. Ufając, że otrzyma wsparcie także ze strony Kremla, nawiązał również kontakt z ambasadorem ZSRR w Berlinie Wschodnim, przedstawiając mu swój program reform.

Jak on wyglądał? Oceniając krytycznie system NRD, "grupa Haricha" proponowała odwołanie funkcjonariuszy partyjnych i państwowych odpowiedzialnych w NRD za stalinizm; wprowadzenie wewnątrzpartyjnej demokracji; poszanowanie prawa; rozwiązanie Ministerstwa Bezpieczeństwa (Stasi); wolność w sferze kultury; decentralizację gospodarki; wstrzymanie przymusowej kolektywizacji rolnictwa...

Tak wyglądały najważniejsze postulaty "grupy Haricha". Oznaczały one w istocie rewolucję, która (dziś to wiemy) musiałaby prędzej czy później zakwestionować sam system. W każdym razie dla Ulbrichta, a także dla ambasadora ZSRR, Harich i jego środowisko stali się w tym momencie wrogiem, którego należy zniszczyć.

Ulbricht kontratakuje

W sierpniu 1956 r. Ulbricht podjął ponowną próbę zahamowania fermentu w partii. W tygodniku "Junge Welt", organie związku młodzieży, mówił: "Na XX zjeździe KPZR sprawa kultu jednostki nie była w żadnym razie kwestią wiodącą".

Ferment jednak trwał. Także na uczelniach trwały dyskusje - wykładowcy debatowali ze studentami; wyłaniały się postulaty: prawo do dyskusji bez lęku przed szykanami, "oczyszczenie" marksizmu ze "stalinowskich wypaczeń", koniec ingerencji partii w sferę nauki. Najbardziej znanymi przedstawicielem nurtu uczelnianego - który władze nazwały "filozoficznym rewizjonizmem" - byli, obok Haricha, profesor fizyki Robert Havemann i wspomniany Bloch.

Słabym punktem wszystkich debat - na uczelniach, jak i w partii - było to, że ich uczestnikami byli wyłącznie intelektualiści oraz studenci, i że - inaczej niż w PRL i na Węgrzech - nie wyszły one poza ten wąski krąg. Robotnicy pozostali pasywni. Tym samym protagoniści destalinizacji skazani byli na klęskę. Ulbrichtowi zostało czekać na stosowny moment, by uderzyć.

Nadszedł on jesienią wraz z powstaniem na Węgrzech. Ulbricht rozpoczął bezwzględną rozprawę z "rewizjonistami". Najostrzejsze represje dotknęły "grupę Haricha": jej członków aresztowano. W marcu 1957 r. Haricha skazano na wieloletnie więzienie; w lipcu 1957 r. podobny los spotkał Jankę i innych. Havemanna przed uwięzieniem ochroniła biografia - jako komunista był więziony w III Rzeszy (dostał zakaz wykonywania zawodu). Też w 1957 r. Bloch musiał zrezygnować z wykładów; atakowano go, że "sprowadza młodzież na złą drogę". W 1961 r. wyemigrował do RFN, wykorzystując fakt posiadania drugiego, amerykańskiego obywatelstwa (otrzymał je podczas wojny jako uchodźca z III Rzeszy).

***

W ten sposób zakończyła się nieśmiała wschodnioniemiecka "odwilż": już pod koniec 1956 r. nie zostało z niej niemal nic.

Doświadczył tego również student z prowincji, który w październiku 1956 r. zaczął swój drugi semestr. Choć tym, co teraz zaprzątało najbardziej jego uwagę, były nie zdławione dyskusje w NRD, ale węgierskie powstanie, właśnie pacyfikowane. Smutek i gniew: takie uczucia targały studentem, gdy wraz z grupką podobnie odczuwających kolegów postanowili zaprotestować i pewnego dnia pojawili się na zajęciach w czarnych, żałobnych krawatach.

Reakcja władz uczelni na tę skromną manifestację solidarności z Węgrami była natychmiastowa, choć zdumiewająco łagodna. "Delikwentom" dano wybór: albo relegowanie z uczelni, albo miesiąc pracy społecznej podczas najbliższych ferii.

Właśnie w zimowych tygodniach 1957 r., spędzonych na "ochotniczym czynie społecznym" w kopalni miedzi, w naszym studencie dojrzewała myśl o ucieczce z NRD. Trzy lata później, w listopadzie 1959 r., po zdaniu końcowych egzaminów, student z Lipska ruszył w daleką drogę - do Berlina Zachodniego. Bez biletu powrotnego.

PS. Studentem był autor tego artykułu.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (44/2006)