Moje lektury

Wróciłem ostatnio do Historii dwudziestolecia 1918-1939 Pawła Zaremby, wydanej przez Giedroycia w 1981 roku. Lektura ta zbiegła się mimowolnie z wyprawą Leppera do Rosji.

06.06.2004

Czyta się kilka minut

Jego unikowe pseudowyjaśnienia, że nie wiedział ani do kogo jedzie, ani z kim jedzie, ani kto obok niego siedzi, ani co to wszystko razem znaczy, przypomniały mi epizod z czasów II Rzeczypospolitej, okres pomiędzy Rapallo i Locarno. Kiedy w 1922 roku Niemcy i Rosja Sowiecka zawarły układ w Rapallo, Naczelnikiem Państwa był jeszcze Piłsudski, a ministrem spraw zagranicznych - Gabriel Narutowicz, który wkrótce miał zostać prezydentem, a następnie zginąć z ręki Niewiadomskiego. W oczach Piłsudskiego nawiązanie przez Niemcy stosunków handlowych, a potem i wojskowych z Rosją, stanowiło - tak się wyraził w gronie swych generałów - śmiertelne zagrożenie naszej niepodległości. Zagrożenie to uległo jeszcze wzmocnieniu po konferencji w Locarno w 1925 roku, która gwarantując trwałość granic Niemiec z Francją i Belgią, nie uczyniła tego wobec Polski ani Czechosłowacji.

Mikroskopijny ślad współpracy wojskowej Niemiec z Sowietami zobaczyłem - trochę tak, jakby ktoś oglądał nogę słonia przez lupę - we Lwowie jesienią 1941 roku, kiedy pracowałem jako mechanik w niemieckich warsztatach i wożono nas ciężarówkami na dawne tereny Targów Wschodnich, gdzie znajdował się tak zwany Beutepark der Luftwaffe, czyli skład łupów lotnictwa niemieckiego. Stały tam między innymi sowieckie samoloty wojskowe oraz ich osprzęt. Ponieważ pasjonowało mnie majsterkowanie, wymontowałem kilka maleńkich łożysk kulkowych, by ze zdumieniem odkryć wygrawerowany na nich napis “Made in Germany"...

Sprawa niemiecko-rosyjskiej współpracys rzuca być może światło na postępowanie marszałka Piłsudskiego. Kiedy po rozwiązaniu Sejmu w 1930 roku wysłał znaczną liczbę byłych posłów opozycji do Brześcia, te nieparlamentarne i niekonstytucyjne metody wywołały oburzenie, ale i zdumienie. Można jednak podejrzewać, że brutalizacja działań i wypowiedzi Marszałka na temat Sejmu wywołana była rosnącym poczuciem zagrożenia zewnętrznego i chęcią nałożenia rodzaju sordyny, czyli tłumika na opozycję, by kraj uspokoić.

Kolejne gabinety lat 30. próbowały jakoś uśmierzyć niebezpieczeństwo zewnętrzne i doprowadzić do zawarcia szerszego międzynarodowego przymierza, które by nas ratowało. Zawsze przy tym zastanawiała mnie obojętność państwa polskiego wobec Czechosłowacji i vice versa. Dwa kraje słowiańskie, wspólny przeciwnik - i ani Masaryk, ani Benesz nie widzieli narastającej grozy niemieckiej, a Polacy współpracować z Czechami nie chcieli.

Francja, przez I wojnę silnie osłabiona - straciła 5 procent ludności w krwawych walkach pozycyjnych! - była przepojona duchem pacyfizmu i okazała się oporna wobec zgłaszanych od 1922 roku polskich propozycji podjęcia akcji prewencyjnej wobec Niemiec. Kiedy hitlerowskie już Niemcy weszły do zdemilitaryzowanej zgodnie z Traktatem Wersalskim Nadrenii, Polacy usiłowali nakłonić Francuzów do wspólnego wystąpienia w ramach paktu polsko-francuskiego, ale i wtedy spotkali się z odmową. Dwudziestolecie był to czas zawierania niezliczonych paktów i słabnącej coraz bardziej Ligi Narodów, Stalin zaś i Hitler postanowili działać wedle zasady pacta sunt delenda, pakty należy zdeptać.

Tymczasem nadciągało nad Europę nieszczęście, najpierw Niemcy obezgłowiły częściowo Czechosłowację, z czym Zachód się pogodził, potem ją całą pochłonęły i szły dalej. Nakłoniły Rumunię, by się stała państwem satelickim, Polska się temu żądaniu oparła. Hitler usiłował wbić klin między nas a Anglię i Francję, co się nie udało. Francuzi jednak siedzieli cicho za linią Maginota już po naszej klęsce, więc jest psychologicznie zrozumiałe, że Polacy odczuli rodzaj ponurej satysfakcji, kiedy się okazało, w jak krótkim czasie padła Francja i jak straszliwa była klęska Anglików pod Dunkierką. Dziś zresztą wiemy, że ani Francja, ani tym bardziej Anglia nie były we Wrześniu przygotowane, by przyjść nam odciążająco z pomocą, uderzając z zachodu na Niemcy. Wiemy też, że wojska niemieckie pod Dunkierką powstrzymał sam Hitler, by dać Anglikom do zrozumienia, że powinni się z nim porozumieć.

Gong rozpoczynający ten koszmarny i krwawy mecz bokserski rozbrzmiał jednak dużo wcześniej - były nim Rapallo i Locarno. Rapallo pozostaje symbolem i sygnałem, że jeśli zaczynają się jakieś porozumienia niemiecko-rosyjskie ponad naszymi głowami, to Polacy są w prawie wietrzyć swąd. Nie jest istotne, dlaczego polityk mający znaczną popularność w sondażach, jakim jest Lepper, pojechał do Rosji, istotne, że istnieje w ogóle jakaś siła w Polsce, która gotowa jest pójść tym tropem. Po moskiewskiej wyprawie Leppera usłyszałem od najbliższych: no, teraz “Samoobrona" się posypie. Na razie tego nie widzę; owszem, notowania Leppera w społeczeństwie troszkę spadły, ale z jego partii nikt jakoś nie występuje. Książka Pawła Zaremby jest świetna, ale zapewne ani Lepper, ani nikt z “Samoobrony" jej nie czytał i nie wie, co oznacza, w symbolicznym i realnym sensie, Rapallo.

Kolejne moje lektury to dwie nowe książki Miłosza, “Spiżarnia literacka" i “O podróżach w czasie". Oczywiście nie ma ich na listach bestsellerów; kiedy przeglądam takie listy, zła krew mnie zalewa, podobnie jak wtedy, gdy czytam, że 52 procent Polaków woła: “komuno, wróć!" i uważa, że najlepiej było za Gierka. Wytłumaczyć to oczywiście można, ale amnezja, która dotknęła moich rodaków, jest zjawiskiem przerażającym. Wróćmy jednak do Miłosza: powiem tylko tyle, że zachwycony byłem lotnością jego umysłu, pamięcią nadzwyczajną, suwerennością myślenia. Nie zajmuje się on sprawami wielkiej polityki, skupia się na literaturze i rozmaitych osobistych wspominkach, mimo to wstawiłbym te książki do kanonu lektur w szkole średniej.

Pochłonąłem również książkę o Bohdanie Osadczuku, wydaną w Polsce w 2001 roku, a przysłaną mi teraz w wersji niemieckiej przez Deutsches Polen-Institut w Darmstadt. Miałem przy tym obłąkane wrażenie, które wyjaśnię porównaniem. Podczas amerykańskich badań nad percepcją zmysłową nakładano ludziom na oczy okulary, które obracały wszystko do góry nogami. Poddani eksperymentowi chodzili początkowo otumanieni. Przeżywałem to samo.

Wychowany jestem we Lwowie, nazwiska takie jak Bandera, Melnyk czy w mniejszym stopniu Petlura budziły we mnie grozę - a Osadczuk, wybitny patriota i intelektualista ukraiński, z Polakami przy tym zaprzyjaźniony, pokazuje rzecz całą od przeciwnej strony. I podkreśla, że jedynym polskim politykiem, który rozumiał potrzebę federacyjnego zespolenia Polski z Ukrainą, był Piłsudski. Po klęsce swoich planów miał powiedzieć do oficerów ukraińskich: Panowie, ja was bardzo przepraszam, a przegrana wyprawa kijowska stanowiła krytyczny moment w jego osobistej karierze.

Piłsudski martwił się i bał o Polskę, ponieważ rozumiał, w jak ciężkiej sytuacji się znajdujemy, tkwiąc w szczękach potężnego imadła. Przecież Niemcy Stresemanna, a więc przedhitlerowskie, już chciały odebrać Polakom korytarz pomorski i Śląsk. Hitler w tym akurat punkcie kontynuował politykę poprzedników. Dziś rząd niemiecki zachowuje się z pomiarkowaniem, ale wypustki, czułki i ramiona mątwy w rodzaju Eriki Steinbach i Centrum Wypędzonych dają niestety do myślenia. Co będzie z polityką zagraniczną Rosji - trudno powiedzieć, Putin sam chyba nie wie, czy iść w stronę starej generalicji i dawnych kagiebistów, którzy chcieliby restytuować imperium, czy raczej kierować się na zbliżenie z Zachodem.

Dlaczego zainteresowanie historią jest u nas tak nikłe? Dostaję “Wprost", polskiego “Newsweeka" i “Spiegla": “Spiegel" ma mocny dział historyczny i niemal w każdym numerze zamieszcza obszerny materiał a to o wojnie, a to o karierze politycznej Brandta, w naszej kolorowej prasie nie ma z tego nic. To samo dotyczy poważnych analiz politycznych. Przywieziono mi z Moskwy periodyk zatytułowany “Rossija", wydawany, jak czytam, w porozumieniu i współpracy z redakcją “Foreign Affairs". Gdzie u nas jest takie pismo?

Dlaczego nauki historyczne spływają po nas jak woda po gęsi? Dlaczego trójkąt wyszehradzki tak naprawdę w ogóle nie istnieje? Dlaczego Czesi i Polacy nie chcą wspólnie bronić się przed atakami niemieckich rewanżystów? Jest takie powiedzenie włożone Piłsudskiemu w usta: “Koło historii wstrzymałem na chwilę"...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2004