Moja sieć...

STANISŁAW LEM

pisarz

Internet to Himalaje informacyjne, bezmierny ocean. Kto umie szukać, znajdzie tam, co chce. Moje wiadomości z internetu są przesączane przez pośredników. Sam nie umiem się nim posługiwać, choć moja żona tę umiejętność posiadła. Nie uważam, żeby mi to przynosiło hańbę, bo chodzi o instrument bardzo nowoczesny, a ja jestem już bardzo stary. Kiedy coś mnie zainteresuje, proszę pana Wojciecha, mojego sekretarza, żeby mi to wydrukował; wolę papier niż ekran. W rezultacie trudno mi w pamięci rozróżnić, czego się dowiedziałem z sieci, a czego na przykład z łamów "Heralda", które listy przyszły pocztą, a które drogą e-mailową, informacje zlewają się w mojej głowie w rodzaj kaszy.

Każdy może wziąć wiadro i nalać sobie na głowę trochę wody z tego oceanu. Można zasięgnąć informacji o rzeczach najdziwniejszych i najrozmaitszych: o lekach najnowszej generacji, ale i o tym, że były kanclerz Schröder był już trzykrotnie rozwiedziony i ożenił się po raz czwarty. Zdarza mi się też kupować książki w internetowej księgarni. A dzięki Onetowi dowiedziałem się niedawno, co niektórzy ludzie o mnie myślą. Za to, że powiedziałem szczerze, co myślę o sytuacji politycznej, zostałem przez część internautów obrugany. Jedni pisali, że mnie kochają, inni za to nazwali mnie zgredem z galaretowatym mózgiem i twierdzili, że ściemniam.

Czy internet przynosi pożytki? Oczywiście tak, zwłaszcza kiedy ktoś się nim biegle posługuje. Choćby w robocie redakcyjnej bywa użyteczny, przecież są tam wszechmożliwe słowniki. Niektórzy zresztą mówią, że nie warto już prenumerować gazet, bo kluczowe teksty i wiadomości zawsze można wyciągnąć z sieci - prasy to, zdaje się, nie cieszy.

Jeszcze dziesięć lat temu nikt nie przewidywał, że rozwój sieci przybierze taką skalę. Wiem, że na przykład Chiny starają się dostępność informacji w internecie przydławić, ale w państwach demokratycznych nie ma zasadniczo ograniczeń i każdy może się dowiedzieć o wszystkim, co przyjemne albo i nieprzyjemne. Czy to dobrze? Nie wiem. Powiedziałbym, że to jest trochę jak z drzewem wiadomości złego i dobrego w raju; niektórych owoców lepiej nie tykać. Są podobno ludzie, którzy oddają się sondowaniu internetu z chorobliwym zapałem przechodzącym w manię - mnie to już na szczęście nie grozi.

S. RÓŻA MUELLER

ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej

Słowo "sieć" może się kojarzyć z niewolą. Mnie jednak przekonują inne słowa: "musimy poszukiwać sieci osób myślących o komunikacji jako drodze do jedności i wzajemnego ubogacenia" (F. Roriz).

Naprawdę tak się dzieje, kiedy nowe możliwości kierują nas ku ludziom, ku tej sieci osób. Dają prawdziwą okazję do spotkania, wymiany doświadczeń, dzielenia się tym, co ważne i najważniejsze, a także do nauki. Tak bywa często w moim życiu.

Kolejny etap nauki zaczął się kiedyś od pytania: "ma siostra stałe łącze internetowe?". Stąd mój cotygodniowy wirtualny udział w seminarium, w ramach całkiem poważnych studiów.

Pewnie to prawda, że tzw. nowe media są niebezpieczne, niosą wiele zagrożeń. Tylko że reakcją na to nie musi być ucieczka ani okrzyk zgrozy. Lepiej wspierać używanie rozumu i budzić odpowiedzialność. W końcu to człowiek używa narzędzi, a nie odwrotnie. W komunikacji konieczna jest dojrzałość. Inaczej: wolność.

Bp WIKTOR SKWORC

biskup diecezji tarnowskiej

Chociaż dziś wielu z nas trudno sobie wyobrazić życie bez telefonu komórkowego i internetu, to starsi pamiętają czasy, gdy telefon stacjonarny w domu należał do rzadkości i długie godziny spędzało się na poczcie w oczekiwaniu na połączenie. Można było oczywiście zamówić "rozmowę błyskawiczną", ale i tak łaska Pani Telefonistki - jednej z kultowych postaci minionego systemu - sprawiała, że połączenie następowało po trzech godzinach.

To cieszy, gdy szybko i skutecznie możemy się komunikować. Nie dajmy się jednak uwieść pokusie przegadania rzeczywistości, zamiany realnej rzeczywistości na wirtualną. Tak jak ze wszystkim, zachowanie umiaru i rozsądku pozwala na wykorzystanie postępu technicznego do dobrych celów.

Sam od dawna mam telefon komórkowy, który nie stanowi przysłowiowej "smyczy" - zawsze można go wyłączyć. Ale w podróży, z samochodu czy z lotniska można załatwić wiele ważnych spraw.

W diecezji tarnowskiej od kilku lat funkcjonuje oficjalna strona internetowa www.diecezja.tarnow.pl. Sprawdziła się nam również łączność internetowa z parafiami. Prawie każda parafia ma adres mailowy i wszystkie materiały, łącznie z listami pasterskimi, są przesyłane tą właśnie drogą. Wiele parafii posiada także własne strony internetowe, co ułatwia kontakt z wiernymi.

Zaskakujące bywają kontakty za pomocą poczty elektronicznej. Diecezjanie w różnym wieku i z różnych okazji regularnie przysyłają listy do biskupa. Pisząc, oczywiście powątpiewają, czy przesłany list adresat odczyta, czy w ogóle potrafi korzystać z poczty elektronicznej. Bywają zaskoczeni, gdy otrzymują odpowiedź. Możliwości duszpasterskiego oddziaływania znacznie się zatem poszerzają, umożliwiają więź, wytwarzają nowy rodzaj komunii.

PIOTR SZMIT

motocyklista-podróżnik

2 kwietnia 2006 r. wyruszamy na motorach na wyprawę dookoła świata. Chcemy odwiedzić każdy kraj, kontynent, wyspę. Przez stronę internetową www.szmit.com poszukujemy chętnych i sponsorów.

Cała wyprawa będzie transmitowana przez kamerę internetową ustawioną na samochodzie serwisowym. Zdjęcia i informacje będziemy przynajmniej raz dziennie zamieszczać na stronie. Bez internetu kontakt z mediami, organizacjami i klubami motocyklowymi z całego świata byłby dziś wręcz niemożliwy, a przynajmniej bardzo kosztowny.

Internet, fotografia cyfrowa, sieć komórkowa i nawigacja satelitarna umożliwi nam bezpieczeństwo, komfort i kontakt w czasie rzeczywistym.

JOANNA TOKARSKA-BAKIR

antropolog społeczny

Każde nowe medium wpływa na zapośredniczaną przez siebie rzeczywistość. Ośmiela ludzi do pewnych zastosowań intelektu, do przebudowania hierarchii zmysłów (np. wzrok ma dominować nad słuchem, albo odwrotnie), faworyzując pewne definicje prawdy, a dezaktualizując inne. Np. ludzie pozbawieni telegenicznego uroku, a także ludzie starzy nie są dopuszczani przed oblicze publiczności. Jak wpływa to na wizerunek prawdy i autorytetu?

O ile epistemologia tworzona przez dzisiejszą telewizję wydaje mi się zdecydowanie wroga (w domu dzieci w ogóle nie oglądają telewizji, co wzbudza permanentny niepokój przyjaciół troskających się o ich wyobcowanie), o tyle warunki stwarzane przez internet i telefon komórkowy uważam za bardziej przyjazne. Pozwalają dużo lepiej kontrolować informacyjną inwazję, jedną z najbardziej dziś podstępnych form zniewolenia. O ile wybór programów telewizyjnych jest iluzoryczny - można tylko wybrać porę i towarzystwo - o tyle np. e-mail przyniósł mi wybawienie od terroru dzwonka telefonicznego (regularnie wyłączam) i związanych z nim rozproszenia i dyspozycyjności.

Ks. TOMASZ WĘCŁAWSKI

teolog

Mam czasem ochotę zaśpiewać pieśń na cześć tych, którzy przez pomysłowość i pracę umożliwili rozwój nowych technologii komunikacyjnych. Mój entuzjazm bierze się zarówno z przyczyn związanych z moją pracą i obserwacją świata, w którym ją wykonuję, jak też z przyczyn zupełnie osobistych. To, co obecnie robię, jeśli chodzi o moją działalność naukową, nauczycielską i organizacyjną, a także najważniejsze dla mojego życia kontakty i relacje z innymi, byłoby bardzo trudne, wręcz niemożliwe, gdyby nie tzw. nowe media, a w szczególności internet.

Korzystam prawie natychmiast z tych nowych technologii, które pojawiają się w moim zasięgu - z łączności bezprzewodowej, i to nie tylko przez telefon komórkowy, ale zwłaszcza z bezprzewodowego dostępu do sieci. Ponieważ dużo podróżuję służbowo, pozwala mi to nie tracić czasu.

Kiedy razem z innymi odkrywam ogromne możliwości, jakie daje nam technika, dziwię się, że są one tak słabo wykorzystywane. Dzięki internetowej łączności głosowej w moich seminariach doktoranckich w Poznaniu uczestniczą regularnie osoby z Katowic i Łodzi. Przez pewien czas spotykała się z nami co tydzień uczestniczka, która przebywała na stypendium w Leuven w Belgii. Zaś w moim seminarium magisterskim uczestniczy studentka, która jest na stypendium "sokratesowym" w Bambergu. Zainwestowaliśmy trochę w mikrofony konferencyjne i w sprawną sieć. Ale to naprawdę minimalne nakłady, a możliwości i owoce - ogromne.

Nie znaczy to, że nie widzę utrudnień czy nawet zagrożeń związanych z własną i innych obecnością w sieci. Jednakże wiem, że można sobie z nimi radzić - pod tym samym warunkiem, co w każdym innym typie rozmowy: że niczego nie udajemy, jesteśmy w rozmowie tacy, jak naprawdę.

Jasne, że intensywne korzystanie z technologii, które - jak wszystko, co ludzie budują - są kruche, podatne na zakłócenia i awarie, a także nigdy nie zastąpią relacji osobistych, powoduje z jednej strony uzależnienie, z drugiej - specyficzne ograniczenia. Tyle tylko że ludzie wolni nie muszą się tego bać, a nie-wolni są biedni zarówno w świecie rozwiniętych technologii, jak i w świecie najprostszej bezpośredniości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Cybertygodnik