Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zapewne nigdy w historii Olkusza tylu jego mieszkańców nie straciło życia w ciągu zaledwie kilku dni. Pozostali olkuszanie niewiele mogli zrobić, by zapobiec tragedii. Zdumiewające jest jednak, że ponad 60 lat bez echa mijają kolejne jej rocznice: nigdy nie zorganizowano upamiętniających uroczystości, nie postawiono pomnika. Bije w oczy dysproporcja, z jaką traktowane jest inne tragiczne wydarzenie z tamtego okresu, tzw. krwawa środa, kiedy straciło życie kilku olkuszan. W kontekście wydarzeń z czerwca 1942 r. można by powiedzieć: ledwie kilku, a doczekało się paru monumentów, zaś uroczystości upamiętniające odbywają się rok w rok z udziałem władz lokalnych, organizacji społecznych etc. Czyżby w trwałym spadku po kilkuletniej okupacji Olkusza pozostał nam rasistowski punkt widzenia na ofiary warte i niewarte upamiętnienia?
Od kilku lat sygnalizuję ten problem w tekstach ogłaszanych na łamach różnych pism lokalnych. Chyba mało skutecznie, bo zmiany stanu rzeczy nie widać. Z radością przyjąłem więc inicjatywę Olkuskiego Stowarzyszenia Kulturalnego "Brama" zorganizowania
13 czerwca br., w 64. rocznicę likwidacji getta, "marszu pamięci", który miał przejść spod Starostwa Powiatowego na dworzec PKP. O objęcie marszu patronatem honorowym poproszono starostę, jednak jakiś tydzień przed terminem przysłał on do stowarzyszenia pismo odmowne informujące, że ze względu na urlop nie może w marszu uczestniczyć. Zdaje się, że przedsięwzięcie przerosło też siły "Bramy", bo marsz przesunięto na bliżej nieokreśloną przyszłość.
13 czerwca wyruszyłem więc sam spod Starostwa. W myślach przeplatały się wydarzenia sprzed lat, ich miejsce w pamięci olkuszan, współczesność. W 1942 r. dzień ten wypadł w sobotę. Czy poprzedniego wieczoru stłoczeni w gmachu Żydzi zapalili szabasowe świece? Auerhahn wspominał, że w budynku było ciemno. Czy przejście drogi na dworzec nie łamało szabatu? Dla ilu z nich był to problem? Kiedy pędzeni jak stado przez rodzinne miasto mijali innych mieszkańców, może znajomych, co myśleli jedni i drudzy? Czy gdyby teraz zdarzyło się coś podobnego i zniknęliby np. mieszkańcy któregoś z olkuskich osiedli, też spokojnie zajęlibyśmy pozostawione mieszkania i przez lata nie wspominali ich tragedii ani słowem? Czemu kilkanaście lat po wojnie zburzono olkuską synagogę? Przetrwała nawet niemiecką okupację, zdewastowana wprawdzie wewnątrz przez nazistów, ale zabytkowe mury były przecież w niezłym stanie. Czemu w tym dniu na placu po synagodze leży czekająca na zrzucenie kupa węgla? Gdy dotarłem na dworzec, przed oczyma stanął mi starszy mężczyzna ze zdjęcia na okładce książki Krzysztofa Kocjana "Zagłada olkuskich Żydów": nim wszedł do wagonu, zamyślonym wzrokiem spojrzał w obiektyw aparatu. Niewiele godzin później pozostał po nim tylko popiół. Starałem się wyobrazić, jaki był zachowany w oczach ludzi przeznaczonych na zagładę ostatni widok rodzinnego miasta. Rozejrzałem się wokoło. Moją uwagę przykuł namalowany sprayem na ścianie fabrycznego budynku naprzeciwko dworca wielki napis: "Jude raus!".
A jednak... Pamiętamy.
IRENEUSZ CIEŚLIK (Olkusz)