Laudacja z okazji przyznania Dariuszowi Popieli Nagrody im. Andrzeja Wajdy

Wojciech ornat wygłaszający laudację podczas Gali w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, fot. Jacek Taran /
Wojciech ornat wygłaszający laudację podczas Gali w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, fot. Jacek Taran /

Sprawiedliwy 

 

7 listopada na uroczystości zorganizowanej  przez Fundację Rodziny Popielów w ramach projektu  „Ludzie, nie liczby”,na cmentarzu żydowskim w Nowym Targu, odsłonięcia tablic - macew z 2866 nazwiskami pomordowanych żydowskich mieszkańców Nowego Targu, jedna z uczestniczek tej uroczystości, ocalona z Holokaustu, pani Anna Janowska, w swoim wystąpieniu powiedziała ze łzami w oczach o Dariuszu Popieli, że jest on współczesnym Sprawiedliwym wśród Narodów Świata.

W prawie wszystkich polskich miastach, miasteczkach i wsiach, przed II wojną światową obok katolików, prawosławnych, protestantów mieszkali Żydzi i w przytłaczającej części mieszkali tam od kilkuset lat, czyli prawie od zawsze, tworzyły się wielowątkowe, wielopokoleniowe więzi, relacje i wydawać by się mogło że to długoletnie sąsiedztwo, wspólne życie, problemy, radości, nieszczęścia, szczęścia są nieusuwalną częścią wspólnej historii, tradycji, kultury, a jednak nie, to co stało się w czasie II wojny światowej - Zagłada, Holokaust, a także barbarzyństwo, które dokonywało się po wojnie - wymazało prawie całą społeczność z polskiej rzeczywistości. Nieliczni, którzy ocaleli i próbowali wracać do swoich miast, miasteczek, wsi spotykali się z wrogością i nierzadko byli mordowani przez swoich dawnych sąsiadów na progach własnych domów. Pozostały po nich domy, zrujnowane synagogi i cmentarze. Materialne ślady obecności żydowskiej mimo niszczycielskiej działalności czasu i ludzi w jakiejś części przetrwały, ale pamięć o ludziach - wydawało się - uleciała bezpowrotnie, została zatarta i wyparta. Ostatni świadkowie umarli, resztki synagog zostały adaptowane na potrzeby nowego życia, podobnie stało się z cmentarzami, często dewastowanymi i profanowanymi, opuszczonymi i zaniedbanymi. 

W ciągu ostatnich 35 lat odbyło się w naszym kraju kilka wielkich debat historycznych wokół Holokaustu – pierwsza wywołana artykułem Jana Błońskiego p.t. „Biedni Polacy patrzą na getto” o obojętności i późniejsze wokół książek Jana Tomasza Grossa opisujących współudział Polaków w mordowaniu Żydów w czasie wojny oraz o pogromach i rabunkach powojennych. Debaty te wywoływały ogromne emocje, zarzucano autorom szerzenie nieprawdy i szarganie dobrego imienia Polski i Polaków. Ale późniejsze badania i ustalenia kolejnych  historyków ten wcześniejszy obraz uczyniły jeszcze bardziej ponurym. Jednak na to, co działo się w czasie wojny i tuż po niej, nikt z żyjących współcześnie nie miał wpływu ani nie ponosi za to odpowiedzialności. Ale ponosimy odpowiedzialność za to co dzieje się tu i teraz, co dzieje się z cmentarzami, co dzieje się z świątyniami, co dzieje się z pamięcią o ludziach, którzy żyli tu od kilkuset lat, i których bestialskiej śmierci nikt nie pamięta i nie opłakuje. Może nie jest to najlepszy moment aby zastanawiać się dlaczego tak się dzieje, zwłaszcza, że mam mówić o człowieku, którego życie i działalność jest promieniem słońca w naszej ponurej czarnej rzeczywistości i daje nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Jan Tomasz Gross w swojej książce „Upiorna dekada", odnosząc się do eseju Jana Błońskiego, przywołuje jeden z głosów polemicznych do zarzutu obojętności Polaków, katolików, wobec tragedii Żydów, która rozgrywała się na ich oczach, które można streścić w następujący sposób: „Polacy nie pomagali Żydom, ponieważ się bali”. Późniejsze badania wykazały, że nie tylko nie byli obojętni, nie pomagali, ale wielokrotnie aktywnie uczestniczyli w prześladowaniach i mordach na Żydach.

Cmentarze są niezwykle istotnymi miejscami w Polskiej mitologii, kreującą wspólnotę żywych i umarłych - otoczone są szczególnym nimbem, regularnie sprzątane, stare nagrobki pieczołowicie odnawiane, co roku 1 listopada spotykają się na grobach całe rodziny, ale ta pamięć, ta szczególna troska, dotyczy w zasadzie tylko cmentarzy katolickich, a dokładniej polskich cmentarzy katolickich. 

W większości polskich miast były lub są pozostałości cmentarzy żydowskich, to, co się z nimi stało po wojnie, jest niewyobrażalne. Gdyby wobec cmentarzy żydowskich po wojnie obowiązywała obojętność - którą można by tłumaczyć na przykład brakiem relacji osobistych obecnych żyjących mieszkańców z nieżyjącymi często mordowanymi na ich oczach żydowskimi sąsiadami - to też pojawiła by się wątpliwość czy jest to do pogodzenia z kulturą i moralnością. Ale mamy tu daleko idące analogie z tym, w jaki sposób polskie społeczeństwo traktowało Żydów w czasie wojny, z tym, co dzieje się teraz. Te cmentarze były masowo dewastowane i profanowane, po wojnie kontynuowano to, co robili Niemcy w czasie wojny – używano macew do budowy dróg, budynków użyteczności publicznej, a nawet domów mieszkalnych. Macewy z piaskowca zyskały również sławę doskonałego materiału do ostrzenia noży. Na wielu cmentarzach (nieekshumowanych) urządzano parki i skwery miejskie, budowano szkoły, osiedla mieszkaniowe, budynki urzędów państwowych, dworce, baseny, zakłady przemysłowe. Urządzano targowiska, boiska piłkarskie - kreatywność w użytkowaniu cmentarzy oraz nagrobków zaiste „imponująca”.

Dewastowanie cmentarzy żydowskich i ich „gospodarcze” wykorzystywanie, brak elementarnego szacunku dla ofiar Zagłady, które zostały pozbawione nawet własnych grobów, i po których pozostały jedynie groby ich przodków, wydaje się, miało upiorny kontekst. Niszcząc cmentarze żydowskie likwidowano zarazem pamięć o społeczności.

Jak to się ma do tradycji i nauczania kościoła, że cmentarze to miejsca święte i nienaruszalne. To temat na kolejną debatę o kondycji moralnej polskiego społeczeństwa. Od pewnego czasu pojawiają się próby zmiany tego stanu rzeczy. Wśród osób i działań na rzecz przywracania pamięci po żydowskich sąsiadach przed kilkoma laty pojawił się  niezwykły człowiek, którego działalność jest imponująca, heroiczna, wzruszająca - płynąca z głębi serca, jednocześnie skuteczna i spektakularna. Człowiek, który ratuje pamięć i który daje nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. 

Pan Dariusz Popiela, urodzony 24 lipca 1985 r., jest wybitnym sportowcem. Dyscyplina, którą uprawia, jest niezwykle wymagająca i ekstremalnie trudna - kajakarstwo górskie. Osiągnął w niej ponadprzeciętne sukcesy. Siedmiokrotny mistrz Polski, trzykrotny medalista mistrzostw świata, wicemistrz Europy i Olimpijczyk z Pekinu. Jednocześnie ukończył bardzo trudne studia prawnicze, ale to sport doprowadził go do miejsca, które zmieniło jego życie, a nam daje nadzieję. 

 
Przed wielu laty trenował pod mostem kolejowym na Dunajcu w Nowym Sączu. Nie miał wówczas pojęcia, że z tego miejsca zabierano do obozów śmierci tysiące ludzi. Góry, rzeka, mosty, na które codziennie patrzył z kajaka, były ich ostatnim widokiem. Kiedy dowiedział się o tym mając 20 lat, przeżył szok. To wtedy po raz pierwszy profesor Żołądź pokazał mu cmentarz żydowski w Krościenku i, jak sam mówi: „Wszedłem na ten cmentarz i już tam zostałem. To jest kawał mojego życia”. Prawie od razu przyjechał z kosiarką, bo nie mógł pogodzić się z tym, że tak wygląda miejsce, w którym pochowani są ludzie: zarośnięte, zapomniane, zdewastowane. 

 
Zawsze interesował się historią, ale był przekonany, że dramaty wojenne, Holokaust, rozgrywały się gdzie indziej. Literatura, którą czytał, opisywała to, co działo się w Warszawie w Krakowie, Łodzi, Oświęcimiu, Bełżcu i innych miejscach. Zaczął dostrzegać rzeczy, których nie widział wcześniej, były ukryte, nieoczywiste: okazało się, że trenując na Popradzie niedaleko swojego rodzinnego domu mijał mogiłę rozstrzelanych starosądeckich Żydów. Odkrycie świata żydowskiego w tamtym regionie nie było rzeczą łatwą i oczywistą, ale dość szybko znalazł ludzi, którzy zaczęli z nim współpracować - była wśród nich pani Karolina Panz, historyczka z Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Od niej dowiedział się, że istnieje lista 256 nazwisk Żydów z Krościenka, którzy zostali zamordowani w czasie wojny. I to cmentarz w Krościenku jako pierwszy został przez niego i współpracujące z nim osoby odnowiony i to tutaj założona z jego inicjatywy Fundacja Rodziny Popielów, której przewodniczy, rozpoczęła realizację projektu „Ludzie, nie liczby".  Na cmentarzu stanęły tablice informujące o losach Żydów z Krościenka, na których wyryto nazwiska i wiek  wszystkich pomordowanych - wśród ofiar było 50 dzieci.

 
Rok później zorganizował uporządkowanie żydowskiego cmentarza w Grybowie. Grybów był dużo większym wyzwaniem, bo upamiętnionych zostało 1774 osób i sam cmentarz znacznie większy, i jeszcze bardzie zaniedbany niż w Krościenku. Przy tym projekcie dołączają kolejni ludzie dobrej woli, między innymi Kamil Kmak, który od lat zajmował się historią miasta, stworzył listę ofiar i nawiązał kontakt z potomkami Ocalałych Żydów grybowskich, którzy przylecieli na uroczystość m.in. z Izraela i Stanów Zjednoczonych. Zaangażowało się wiele osób, które dalej chcą troszczyć się o cmentarz. To  istotny element projektu  Dariusza Popieli - wspieranie i angażowanie lokalnych działaczy. Chociaż nikt się tego nie spodziewał, na uroczystość odsłonięcia pomnika z wyrytymi nazwiskami pochodzących stąd ofiar Ho-lokaustu przyszło ponad 450 osób.
Kolejny odnowiony cmentarz i upamiętnienie pomordowanych miało miejsce w Czarnym Dunajcu. Na wprost wejścia stanął pomnik centralny. Lista zmarłych z miasta i okolic. I ostatnio, w Nowym Targu, Dariusz Popiela w realizację swoich projektów skutecznie włącza lokalne społeczności, zawsze angażuje młodzież, regularnie spotyka się z młodzieżą również w szkołach, opowiadając o swoich doświadczeniach i o swoim projekcie.

„Często na takie spotkania zakładam dres z orzełkiem na sercu. «Gościmy dzisiaj olimpijczyka» - zapowiadają mnie nauczycielki. Mówię, że ten orzełek ma dla mnie niezwykłą wagę, że gdy go dostałem, nie mogłem spać po nocach. Ten symbol to dla sportowca duma. A dziś symbole patriotyczne są szargane. Tłumaczę uczniom, że upamiętnianie polskich Żydów to też działanie na rzecz ojczyzny”  - opowiada w jednym z wywiadów Dariusz Popiela. Teraz cmentarzami opiekują się wolontariusze, uczniowie i harcerze, dzięki czemu projekt jest pełny, bo łączy upamiętnienie z edukacją. Organizował dla młodzieży z Podhala wyjazd do Bełżca. Widząc tam, na głównym pomniku, nazwy miejscowości, z których pochodzą, przeżywają szok, tak jak on, kiedy poznawał historię swojego miasta. Projekt „Ludzie, nie liczby”, a więc upamiętnianie ofiar Zagłady, jest filarem działalności fundacji Rodziny Popielów. W statucie została zapisana również działalność na rzecz mniejszości - religijnych, etnicznych, seksualnych. Do tego niesienie pomocy uchodźcom. W działalność fundacji zaangażowana jest również żona Dariusza Popieli - Kamila Popiela - osoba niezwykle ciepła i radosna, znakomita organizatorka. Stoi obok niego ramię w ramię i wspiera go w każdej sprawie.

 
Kiedy pojawiła się nagonka na społeczność LGBT oraz na prawa kobiet, Dariusz Popiela nie miał wątpliwości, że musi zająć stanowisko i stanąć po stronie słabszych i prześladowanych. Wziął między innymi udział w Marszu Równości w Nowym Sączu, obok 15 osób, co w bastionie prawicy, jakim jest sądeckie, nie było łatwe.

Niestety Jego działalność spotyka się również z niezrozumieniem a nawet z wrogością i agresją, musi mierzyć się z falą hejtu. Pytany dlaczego robi to co robi („przecież to nie twoja historia"), odpowiada że również jego, a po za tym tak rozumie CZŁOWIECZEŃSTWO, CHRZEŚCIJAŃSTWO, POLSKOŚĆ.
Jego główną ambicją jest powstrzymywanie rozprzestrzeniania się stereotypów, zachowań ksenofobicznych, antysemickich, rasistowskich, dialog wielokulturowy oraz wielowyznaniowy i poszanowanie drugiej osoby.
Kolejny test na człowieczeństwo, przed którym stanął nasz kraj, i którego polskie społeczeństwo w swej masie nie zdaje, to uchodźcy. Dariusz Popiela należy do nielicznej grupy aktywistów, która z żarliwością ruszyła do działania i niesie pomoc prześladowanym i umierającym na granicy. Organizuje zbiórki najpotrzebniejszych rzeczy dla uchodźców, które pozwolą im przetrwać, przeżyć koszmar, w jakim się znaleźli.

Przywraca uchodźcom wiarę w ludzi.

Na Podhalu ratuje pamięć, na granicy ratuje życie.

 
Choć Dariusz Popiela mówi o sobie „chrześcijanin", to  instytucje Kościoła katolickiego nie są jego sojusznikiem. Nieraz, gdy zapraszał księży na cmentarz, pytali: „A co to, Żydzi nie mają rabina?". Oburza go też piętnowanie przez księży społeczności LGBT i kobiet.  Ale odnawianie cmentarzy ma dla niego wiele wspólnego z wiarą. „Mogę udawać, że nie widzę, lub działać i choćby w taki sposób zadośćuczynić potomkom zmarłych. To kwestia empatii wyobrazić sobie, co mogą czuć, widząc zdewastowane i rozkradzione nagrobki swoich bliskich. Tym bardziej że byli to kiedyś nasi sąsiedzi.” 

Aby uratować Sodomę i Gomorę, Abraham wytargował z Bogiem że wystarczy aby znalazło się 10 sprawiedliwych.
My musimy znaleźć jeszcze dziewięciu - jednego sprawiedliwego już mamy.

Wojciech Ornat

Kraków, 27.11.2021 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]