Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ekscentryczny nowojorski biznesmen zgłosił się do republikańskich prawyborów, które wyłonią kandydata partii w przyszłorocznej walce o prezydenturę – i od razu kilkoma głupstwami zjednoczył przeciwko sobie publicystów i komentatorów, od prawa do lewa.
Jego występ w pierwszej debacie zakończył się katastrofą. On sam, niczym niezrażony, już dzień później wyzywał na Twitterze swoich rywali od „półgłówków”. Ale wyborcom Republikanów to się podoba. Donald Trump w sondażach zajmuje pierwsze miejsce.
– Jeżeli tendencja się utrzyma i ten facecjonista pozostanie liderem, to znaczy, że przeżywamy właśnie potężny kryzys zasad demokratycznych – mówi „Tygodnikowi” prof. Dante Scala, politolog z Uniwersytetu New Hampshire.
Orgazmy i szczepionki
Parafrazując słowa rumuńskiego filozofa Constantina Noiki, można powiedzieć, że politycy są jak konie – dzielą się z reguły na dwa typy. Pierwszy to obdarzone charyzmatycznie konie wyścigowe, drugi – solidne i ciężko pracujące konie pociągowe. Donald Trump należy do zupełnie innej kategorii: jest koniem cyrkowym.
Programu nie ma i nigdy nie miał, woli sączyć jad, obrażać kogo popadnie i mówić o sobie.
Kiedy w 2011 r. zaproszono go do telewizji NBC, by porozmawiać o jego politycznych planach, Trump wolał opowiedzieć Amerykanom o… swoich najbardziej udanych orgazmach. Potem zniknął, by po kilku miesiącach powrócić z przytupem. Oznajmił, że szczepienie małych dzieci powoduje u nich autyzm. Lekarze zaprotestowali, lecz część prawicowego elektoratu stanowisko Trumpa uwiodło i przysporzyło mu poparcia.
Ulubionym workiem treningowym Donalda Trumpa jest prezydent Barack Obama.
Powiedział o nim m.in., że jest tak słaby intelektualnie, iż to niemożliwe, aby samodzielnie napisał autobiografię pt. „Odwaga nadziei”, która rozeszła się w kilkunastu milionach egzemplarzy. Z tego samego powodu Trump wątpi w to, że obecny gospodarz Białego Domu skończył Harvard. Wielokrotnie kwestionował też to, iż obecny prezydent urodził się w Stanach Zjednoczonych (to podstawowy wymóg dla każdego kandydata do Białego Domu). Zaczepki uciął dopiero sam Obama, pokazując oryginał swojego aktu urodzenia.
Atak na bohaterów
O pomysłach na potencjalną prezydenturę Donald Trump mówi niewiele. Sprzeciwia się aborcji (w USA legalnej od 1973 r.) oraz jakimkolwiek ograniczeniom w dostępie do broni palnej. Ma wątpliwości w sprawie negocjowanej właśnie z UE umowy o wolnym handlu, choć nie precyzuje jakie. Ogłasza się wielkim przyjacielem Izraela; przed ostatnimi wyborami w tym kraju z ostentacją poparł ubiegającego się o reelekcję premiera Beniamina Netanjahu, naruszając tym samym zasadę niemieszania się w wewnętrzną politykę państw trzecich.
Najbardziej lubi mówić o imigrantach. Niedawno ogłosił: „To terroryści, dilerzy narkotyków, gwałciciele, mordercy. Wszystkich ich bym z urzędu postawił w stan oskarżenia”. Ale prawdziwą burzę wywołał przed miesiącem podczas przedwyborczego wiecu w stanie Iowa. Stwierdził wówczas, że senator John McCain (w czasie wojny w Wietnamie torturowany przez Wietkong) nie jest żadnym bohaterem, a o jego doświadczeniach w niewoli zadecydował przypadek.
– Ameryka ma kilka świętości. Na pierwszym miejscu są kombatanci. Kto ich obrazi, nie może liczyć na miłość wyborców – mówi „Tygodnikowi” b. republikański kongresmen Jim Leach, wykładający nauki polityczne na Uniwersytecie Iowa.
Kukiz zza Oceanu
Trump zaświadcza dziś, że jest arcykonserwatywnym Republikaninem, tymczasem historia jego udziału w dotychczasowych kampaniach wyborczych dowodzi, że to raczej oportunista. W ciągu ostatnich 25 lat wpłacił pokaźne datki na konta 96 kandydatów, 48 Republikanów i tyluż Demokratów. Z jednej strony wsparł finansowo George’a W. Busha (o którym mówił później, że był najgorszym prezydentem w dziejach) oraz wzgardzonego Johna McCaina, z drugiej – takie ikony lewicy jak nieżyjącego już senatora Teda Kennedy’ego, sekretarza stanu Johna Kerry’ego czy wiceprezydenta Josepha Bidena.
– Najciekawsze wydaje mi się, że ten osobliwy kandydat jest przesiąknięty potrzebą odwetu. I to na każdym – twierdzi w rozmowie z „Tygodnikiem” Jack Shafer, publicysta portalu Politico. – Trump zawsze zaczyna rozmowę od ataku, posługuje się wyłącznie metaforami odnoszącymi się do wojny lub sportów walki. Używa przy tym zwykle języka trzecioklasisty. W niemal każdym jego zdaniu pojawiają się takie słowa jak „głupek”, „hejter”, „debil”, „kretyn”, „frajer”.
W Polsce woltyżerka Trumpa niektórym obserwatorom przywodzi na myśl Pawła Kukiza. W odróżnieniu od niego nie musi jednak walczyć o jednomandatowe okręgi wyborcze. Te istnieją w Stanach Zjednoczonych od ponad 220 lat, skutecznie blokując dostęp do Izby Reprezentantów przedstawicielom jakiejkolwiek innej partii poza Republikańską i Demokratyczną. ©