Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Spotkałam niedawno znajomego, rówieśnika, dziś kapłana z kilkuletnim stażem. Powspominaliśmy, prześlizgnęliśmy się po tym, co u nas nowego w ostatnich latach.
Po chwili zadał kilka – mniej i bardziej intymnych – pytań. To, które mogę przytoczyć, dotyczyło pracy i tego, z kim pracuję. Przyznał, że „Tygodnika” nie czyta, ale ocenił negatywnie, nie podając uzasadnienia, jedną z ważniejszych jego postaci.
Zapadła cisza.
Długo zastanawiałam się, czy mój znajomy i ja jesteśmy tym samym Kościołem.
Skąd ta pewność, łatwość w ocenie – dobry/zły?
Jako reporterka spotkałam wielu ludzi, którzy po rozmowie z księdzem czuli się wykluczeni z Kościoła. Choć, na dobrą sprawę, trudno wyobrazić sobie coś bardziej sprzecznego.
Pamiętam rekolekcje, na których jeden z uczestników w imieniu swojego znajomego, osoby homoseksualnej, zadał publicznie pytanie, czy Bóg kocha takie osoby jak on, bo z tego, co mówią księża, wynika, że chyba nie.
Pamiętam spotkanie z rodzicami dziecka poczętego dzięki metodzie in vitro i łzy matki, która opowiadała, jak modliła się w ciąży. – Dlaczego dziś księża nazywają nas mordercami? – pytała.
Pamiętam wyraz twarzy mężczyzny, który – jak się okazało po latach – był pedofilem. I jego żonę, która związała się z kimś innym, a komunia św. – dotąd tak ważna – stała się dla niej niedostępna.
Wiem, że na stu księży jeden może sądzić, że wie lepiej i więcej, niż my sami możemy rozsądzić w sumieniu. Ale ten jeden czasem trafia tam, gdzie jest jedynym dla wielu.
Chciałabym usłyszeć, jak Franciszek zachęca księży do tego, by wychodzili z założenia, że wiedzą mniej od swoich wiernych. I byli ich ciekawi. By zwrócił się zwłaszcza do młodych księży, bo w nich, poniekąd, nadzieja dla Kościoła. ©℗
ANNA GOC (ur. 1987) jest dziennikarką „Tygodnika Powszechnego”.