Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Żeby było różnorodnie, następcy świętego Wojciecha wybrani zostali spośród londyńskich studentów dziennikarstwa (wiadomo: tygiel kultur). Cóż, akcja jak akcja - zawsze miło, kiedy się coś dzieje, choć gdy człowiek już raz pogrąży się w lekturze płodów talentu najtęższych piór City University London, to czasem naprawdę trudno wygrzebać się z zadumy nad meandrami szkolnictwa w UK. Może mała próbka, skapnięta z pióra misjonarki Camilli Mills: "Polska ma wiele twarzy, niektóre z nich są bezpośrednie i ujmujące, podczas gdy inne są niczym więcej niż tylko wyimaginowanym tworem". Nawet uwzględniwszy małą poprawkę na tłumacza (tłumaczkę?), myśl z gatunku głęboko frapująco-intrygujących. Ulubiony polski zwrot Camilli: dobra wódka! Słusznie, precz ze stereotypami. No, ale żarty na bok, z zalewu różnorodnych spostrzeżeń różnorodnej mądrości, których nie szczędzili nam młodzi ludzie skądinąd, można wyłowić sporo rzeczy, których sami nie zauważamy (z przyczyn oczywistych). A to zabankowienie naszych ulic, a to liczba aptek na przemian ze sklepami z alkoholem, a to sieciówki z... bronią. Misjonarze, jakkolwiek żaden z nich raczej nie zostanie Kapuścińskim, są cenni jako wzorzec metra z Sevres przeciętnego obcego, niezbyt może przygotowanego do podróży po Polsce, niezbyt wnikliwego, bo przeciętnego - a takich są miliony. Tacy właśnie do nas przybędą, czy tego chcemy, czy nie.
Nie dziwota przeto, że zareagowali Polacy uwiecznieni przed Euro 2012 w zwierciadle przechadzającym się po gościńcu i odpowiednie dającym rzeczy - słowo. Zareagowali, jak to nasi, w pełni ujmująco spontanicznie i merytorycznie, wyżywając się na klawiaturach swoich w pełni anonimowych zdalnych komputerów. Nasi, znaczy: nadwiślańscy internauci, za przeproszeniem. Oni zawsze mają kilka ciepłych słów, które wleją w serca otuchę i ukoją smutek istnienia. Co prawda, jak stwierdziła w wywiadzie dla jednego z misjonarzy pani wiceprezydent królewskiego miasta: "Całe szczęście obcokrajowcy przyjeżdżający do Krakowa nie mówią po polsku i nie czytają tego wszystkiego". No, niezupełnie nie. Zdarza się, niestety, że tak, jak najbardziej tak. Nie muszę pisać, że jednak czasem czytają, przetłumaczone przez usłużnego renegata (zaprzaństwo takie powinno być karane pręgierzem na magicznym Kazimierzu, na rogu Ciemnej i Kupa). Zaiste, Polska ma wiele twarzy, a niektóre z nich to ryje.