Ministerstwo durnych kroków

Michaił Zoszczenko uważał, że najlepszym środkiem do zwalczania alkoholizmu jest sztuka.

25.11.2013

Czyta się kilka minut

Teatr na przykład. Albo karuzela czy jakieś zajęcia muzyczne. Wszystko to odciąga człowieka od wódki i zakąski. Krótko mówiąc: musi być jakaś rozrywka, bo inaczej społeczeństwo z nudów stoczy się wprost do rynsztoka.

Donald Tusk twórczo rozwinął myśl Zoszczenki i do rozrywkowego repertuaru: teatr, karuzela, muzyka dodał Ministerstwo Sportu i Turystyki. Gdyby nie zadania ludyczne, nic nie usprawiedliwiałoby istnienia tej instytucji. Upewnił mnie w tym nowy szef resortu, pan Andrzej Biernat. Gdy obiecano mu tekę, zdradził swoje plany. Oznajmił, że czeka go dużo pracy ze związkami sportowymi.

Dlaczego? Bo piłkarska reprezentacja Polski zamiast wygrywać przegrywa albo remisuje. Ciekawe, jak sobie tę pracę pan Biernat wyobraża. Pójdzie do Zbigniewa Bońka, rozkaże mu pójść do trenera Nawałki, żeby rozkazał mu pójść do piłkarza Lewandowskiego, żeby rozkazał mu strzelić gola?

Zabawna wypowiedź nowego ministra skłoniła mnie do zastanowienia, ile kosztuje nas rozrywka nosząca nazwę Ministerstwo Sportu i Turystyki. Minister, trzech zastępców, dyrektor. Osiem departamentów, cztery biura oraz gabinet ministra. Ile to osób? Ile pieniędzy idzie na ich płace? Jaki jest budżet ministerstwa?

Zapytałem panią rzecznik Katarzynę Kochaniak, ale nie wiedziała. No, ale skąd miała wiedzieć? Budżet? Płace? Przecież to nie jej pieniądze, tylko państwowe. A państwowe znaczy niczyje.

– Napisze pan maila, a ja go prześlę do kadr, kadry do mnie, a ja do pana – zdecydowała. Na logikę – maila do kadr mogę sobie posłać we własnym zakresie. Pani Kochaniak nie jest mi do tego potrzebna. Zdaje się, że w ogóle nie jest za specjalnie potrzebna. Podobne podejrzenia mam wobec innych pracowników tego resortu.

Oczywiście maila posłałem, choć znalezienie potrzebnych informacji bez kadr, pani rzecznik i takich tam, zajęło mi jakieś trzy do pięciu minut.

Otóż – strzelam z dokładnością do trzech – w resorcie pracuje 215 osób. A średnia płaca – z dokładnością do dwóch stów – wynosi 5400 pln.

Teraz ciekawostka!

W naszej reprezentacji olimpijskiej na ostatnie Igrzyska w Londynie było 218 sportowców. Czyli mniej więcej tylu, ilu jest urzędników odpowiedzialnych za sport.

Ciekawostki ciąg dalszy – po Olimpiadzie pani minister Mucha w swojej łaskawości wydała rozporządzenie dotyczące stypendiów dla członków kadry narodowej. Kasa jest nie w kij dmuchał: po dostarczeniu odpowiednich papierków i zaświadczeń mistrz olimpijski dostanie 7 590 pln, a mistrz Europy na przykład – 4 600 pln.

No to mamy jasność. Urzędnik w resorcie zarabia mniej więcej tyle, co brązowy medalista igrzysk lub wicemistrz świata. Naturalnie przypuszczam, że pani Kochańska opłacana jest powyżej przeciętnej. Myślę, że lekką ręką zgarnia tyle, co mistrzowie z Londynu. Ale oni, mięśniacy zatraceni, miotają kulami albo wyciskają ciężary, a ona przesyła moje maile do kadr! Odpowiedzialności nie da się porównać.

Nie chcę dywagować, ile zarabiała Joanna Mucha i ile będzie zarabiał Andrzej Biernat. Podejrzewam, że dużo więcej, niż gdyby mieli takie osiągnięcia jak Szewińska z Kozakiewiczem razem wzięci.

No, ale pani Irena i pan Władysław przez całe życie beztrosko biegali sobie i skakali, a Pani M. i Pan B. sprawują urząd.

Taki Kozakiewicz bił rekordy, zdobywał złoto olimpijskie i jeszcze pokazał Ruskim wała. Co z tego? Biernat pomagał wykończyć Grzesia, a na dodatek ma pomysły, jak zmusić Lewandowskiego do strzelenia gola.

Koncepcja jest taka. Sportem amatorów i młodzieży niech się zajmie trzyosobowy departament w ministerstwie edukacji. Panią Kochańską i pozostałych 214 urzędników wywalmy z roboty. Ich pieniądze przeznaczmy na stypendia dla rokujących sportowców. Większość z nich takiej kasy, jaką przytula pani Kochańska, nie widziała nigdy na oczy. To sprawi, że będą trenowali jak szaleni i przywiozą nam cztery kosze medali.

W budynku ministerstwa zróbmy salę gimnastyczną. Co z ministrem Biernatem? Spoko, wróci do Sejmu. Tam radzi sobie doskonale. Lubią go w partii, ma wejścia w mediach. Dlaczego? Pewnie dlatego, że – jak wyznał niedawno – zawsze mówi to, co myśli (mam nadzieję, że kłamał).

W każdym razie zlikwidujmy ten nieszczęsny resort. Rozrywka rozrywką, ale taniej i zdrowiej byłoby iść na karuzelę albo – jak kto woli – wypić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2013