Milusińscy ze smartfonami

Nie na komforcie widza, lecz na zimnej konfrontacji z tym, co do końca niewytłumaczalne, zależy Bartoszowi M. Kowalskiemu w jego fabularnym debiucie.

14.11.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Plac zabaw” / Fot. NEXT FILM
Kadr z filmu „Plac zabaw” / Fot. NEXT FILM

Film dla ludzi o mocnych nerwach” – takim napisem peerelowska telewizja ostrzegała przed emisją wyjątkowo drastycznych tytułów. Dziś już nie stosuje się tego rodzaju pedagogiki, a wspomnianą planszę zastąpiły oznaczenia wiekowe. Są jednak filmy, którym nawet w warunkach kinowych chciałoby się dopisać takie ostrzeżenie. Choć zamiast nerwów należałoby raczej wspomnieć o wrażliwości na dosłowne przedstawienie przemocy. „Plac zabaw” pokazuje ją co prawda z oddalenia, ale w taki sposób, że widz chwilami może się poczuć, jakby oglądał nie historię fikcyjną, lecz dokument. Albo – niczym bohater „Mechanicznej pomarańczy” – poddawany był filmowej terapii awersyjnej.

Dokumentalista Bartosz M. Kowalski („Moja wola”, „Niepowstrzymani”) chyba do końca nie spodziewał się, że jego nagrodzony w Gdyni fabularny debiut, będący głosem w sprawie przemocy, sam wywoła lawinę agresji. W jednym z wywiadów młody reżyser wspomina o gwałtownych reakcjach polskiej publiczności festiwalowej, polegających w najlepszym razie na ostentacyjnym opuszczaniu sali kinowej, w najgorszym – na obsypywaniu twórcy wyzwiskami, a nawet próbach przemocy fizycznej. Czy można wyobrazić sobie lepszą reklamę dla filmu bliżej nieznanego reżysera? Ale czy można też otrzymać lepszy dowód na to, że film w pewnym momencie zaczyna żyć własnym życiem i odrywa się od swego twórcy, by pracować również wbrew reżyserskim intencjom?

Problem z „Placem zabaw” polega nie na tym, co pokazuje, lecz w jaki sposób to robi. O tym, że dzieci czasem zabijają dzieci, wiemy z medialnych doniesień (film inspirowany jest zresztą faktami), a nawiązania do „Władcy much” Williama Goldinga pojawiają się zarówno na plakacie do filmu, jak i w zastosowanych przez Kowalskiego wizualnych cytatach. Swój debiut nazywa „dramatem obserwacyjnym”, składając tym samym ukłon w stronę filmów Gusa Van Santa, Rubena Östlunda czy Michaela Hanekego, którzy polemizują z naszymi wyobrażeniami na temat dziecięcej niewinności. Polski reżyser podpatruje swoich „milusińskich” tym samym zimnym i nieruchomym okiem, w bezlitośnie długich ujęciach, a rozgrywającą się w ciągu jednego popołudnia historię dzieli na sześć zatytułowanych rozdziałów, by jeszcze bardziej zdystansować nas wobec niej. Gorszenie się czysto filmową brutalnością „Placu zabaw” wynika więc z braku akceptacji dla przyjętej przez Kowalskiego „laboratoryjnej” metody. Finałową scenę zabójstwa rozgrywa on w czasie rzeczywistym, bez cięć montażowych, pozostawiając nas w poczuciu całkowitej bezradności.

I to jest zapewne ta największa krzywda, jaką Kowalski czyni swojemu widzowi. Większa nawet niż brak odpowiedzi na odwieczne pytanie „skąd zło?”. Film unika bowiem jednoznacznego wyjaśnienia, dlaczego szóstoklasiści Szymon i Czarek w pierwszy dzień wakacji zabili w bestialski sposób, choć przez cały czas wysyła do nas rozmaite sygnały. Oto Szymek i Czarek zabijają, bo czują się społecznie wyalienowani i nie mają kontaktu ze swoimi emocjami. Dorastają na nieprzyjaznym blokowisku, w ciasnych mieszkaniach, wychowywani przez dysfunkcyjne rodziny i anachroniczne szkoły, wpatrzeni głównie w swoje smartfony. Szymek zabił, bo obarczony jest zbyt wielką jak na swój wiek odpowiedzialnością – musi zajmować się niepełnosprawnym ojcem. Czarek zabił, bo żyje w biedzie, a w dodatku dzieli pokój z rozwrzeszczanym niemowlęciem. Tym wszystkim można by na upartego wytłumaczyć wcześniejsze akty przemocy: znęcania się nad ojcem i bezpańskim psem czy dręczenia Gabrysi – dziewczynki z zamożnego domu, złaknionej miłości i uwagi. Jednakże żadne głosy o braku autorytetów czy postępującej brutalizacji życia współczesnych dzieciaków nie są w stanie usprawiedliwić tak wielkiego ładunku bezinteresownego okrucieństwa, jaki przynosi finał filmu, uwieczniony zresztą telefonem komórkowym. Ani tej obojętności, jaką oglądamy na twarzach młodocianych zabójców. O ileż bardziej komfortowo czulibyśmy się, usłyszawszy jakąś spójną psychologiczną czy socjologiczną diagnozę. Tymczasem nie o nasz komfort Kowalskiemu chodzi, ale o zimną konfrontację z tym, co do końca niewytłumaczalne.

Dlatego też zarzucanie reżyserowi eksploatacji przemocy i podpieranie tego faktem, iż jego opiekunem artystycznym był Wojciech Smarzowski, jest nieporozumieniem i nadużyciem. Podobnie jak oskarżanie młodego twórcy o wplątanie w tak bardzo brutalne sceny małoletnich aktorów. Tu akurat możemy spać spokojnie: twórcy zapewniają, że wszystkie występujące w filmie dzieci były pod opieką psychologa i przed przystąpieniem do zdjęć poznały tajniki budowania filmowej iluzji. Jeśli można coś temu filmowi wytknąć, to raczej brak oryginalności, bo reżyser „Placu zabaw” nie będąc pierwszym, choć pewnie też nie ostatnim twórcą, który próbuje mierzyć się z tajemnicą zła, robi to środkami już wyeksploatowanymi w kinie artystycznym. Ma jednak pewność ręki i ten rodzaj bezczelnej konsekwencji, którą rzadko spotyka się przy kręconych w Polsce pierwszych filmach. A kto, jak nie debiutanci właśnie, ma zajmować się szarpaniem naszych nerwów. ©

PLAC ZABAW – reż. Bartosz M. Kowalski. Prod. Polska 2016. Dystryb. Next Film. W kinach od 18 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2016