Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Liderowi towarzyszyli: Hank Mobley (ts), Wynton Kelly (p), Paul Chambers (b) oraz Jimmy Cobb (dr). To bardzo przyzwoity skład, chociaż sesje z Blackhawk nie należą do najważniejszych dokonań Davisa, który miał przecież lepsze zespoły. Tyle że, skoro chodzi o niego, spokojnie pozostajemy na wysokościach ponadalpejskich. Co oznacza tu również wędrówkę po trasach, by tak rzec, międzyhimalajskich. Nagrania z San Francisco należą w dyskografii Davisa do ciągu tytułów występujących między arcydziełami (“Kind Of Blue" z jednej strony, z drugiej zaś np. rejestracje z Plugged Nickel).
W Blackhawk muzycy (więc) grali najczęściej według dość tradycyjnego schematu. Trąbka podaje temat i improwizuje, potem saksofon (Mobley niemal chwyta się ostatnich nut Davisa) przedstawia swoją wersję, dalej rolę prowadzącego przejmuje pianista, z kolei komentarz Chambersa (czasem arco), niekiedy solówka perkusji - i lider podsumowuje. Owszem, bywają chwile, kiedy Kelly czy Mobley mogliby z większym ryzykiem podjąć wyzwanie lidera. Najczęściej jednak godnie mu partnerują (zwłaszcza Kelly), dowodząc, jak wiele można wygrać także w relatywnie prostych pomysłach na wykonanie. Davis i koledzy proponują zresztą wersje nowe, różne od znanych (np. “So What"). No i ta fascynująca zmienność, konstatowana po wysłuchaniu całości. Dzieje się jazz - i dzieje się czas.