Miejsce spotkań, nie fabryka

Festiwal musi zachować swój kameralny charakter, ale za to może proponować wydarzenia, które nie mają miejsca gdzie indziej.

20.06.2017

Czyta się kilka minut

Dyryguje Marcin Szelest / Fot. Wojciech Waliszewski
Dyryguje Marcin Szelest / Fot. Wojciech Waliszewski

JAKUB PUCHALSKI: Festiwal w Starym Sączu ma długą tradycję – wprowadzał nas w świat muzyki dawnej już kilka dekad temu, prezentując najważniejszych wykonawców, jak choćby przez wielu pamiętane koncerty zespołu Sequentia. Co znaczy dla Pana ta historia?

MARCIN SZELEST, dyrektor artystyczny Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej: Nasz Festiwal będzie miał w 2018 r. swoją 40. edycję. Jest to rzeczywiście długa tradycja, sięgająca czasów, w których „muzyka dawna” w Polsce miała zupełnie inny status niż obecnie. Wprawdzie pierwsze doświadczenia niektórych polskich muzyków z historycznymi instrumentami wyprzedzają czas powstania Festiwalu, były to jednak początki, w warunkach, w których zdobycie właściwego wykształcenia, dotarcie do materiałów źródłowych czy pozyskanie odpowiedniego instrumentarium wymagało nieraz heroicznych wysiłków. Zresztą nawet w Europie Zachodniej wykonawstwo „historyczne” w latach 70. z trudem zdobywało sobie pozycję nurtu poważnego i profesjonalnego. Ja te czasy znam głównie z opowiadań – jestem tylko nieco starszy od Festiwalu.

Te początkowe zrywy zapaleńców były jednak niezbędne, ponieważ dzięki nim stało się po latach możliwe to, co dziś uważamy za oczywiste: muzyka dawna jest powszechnie akceptowanym zjawiskiem, częścią życia kulturalnego, a wykonywanie jej na instrumentach z epoki nikogo już nie dziwi. Poziom wykonawców nie ustępuje instrumentalistom „współczesnym” (wielu też z powodzeniem odnajduje się w obydwu nurtach).

Myślę, że historia Festiwalu w Starym Sączu odzwierciedla proces, który dokonał się w ciągu ostatnich dekad, a który nazwałbym procesem profesjonalizacji „historycznego” wykonawstwa muzyki dawnej. Festiwal odegrał tu rzeczywiście dużą rolę, prezentując czołowych wykonawców zachodnich. Wówczas można było postrzegać takie wydarzenia pod kątem dysproporcji między ich osiągnięciami a tym, co było możliwe do zrealizowania na naszym gruncie, ale w istocie nawiązywały się wtedy ścisłe kontakty, czasami nawet przyjaźnie, które pomagały w stopniowym „doganianiu” Zachodu. Do dziś bardzo dużo polskich i zagranicznych artystów ma wielki sentyment do starosądeckiego Festiwalu, związany właśnie z muzykami, których tu poznali, a także ze wspaniałą publicznością czy z niewątpliwym urokiem samego miejsca. Kameralność, którą to miejsce wprost wymusza, sprawiła, że Festiwal nigdy nie przerodził się w anonimową fabrykę koncertów na wielką skalę, ale był miejscem spotkań. Jest to zatem historia bardzo cenna, która – jak myślę – przynosi owoce do dzisiaj.

A jak ta tradycja wpływa na politykę repertuarową dzisiaj?

W historii Festiwalu wykonywanie muzyki dawnej na instrumentach z epoki długo nie było regułą, co oczywiście wynikało z powoli postępującego procesu profesjonalizacji, o którym wspomniałem. Fakt, że tą regułą się stało, otwiera niespotykane wcześniej możliwości. Podkreśla też aktualność odwiecznego pytania, co jest „muzyką dawną”. Staram się odpowiadać na nie polityką repertuarową, zgodnie z warunkami, jakimi dysponujemy.

Z jednej strony przy odpowiedniej dozie wysiłku organizacyjnego można dzisiaj wykonać dosłownie wszystko; z drugiej – nie wszystko ma sens w Starym Sączu. Festiwal korzysta z dwóch niewielkich kościołów, sali teatralno-kinowej oraz ewentualnie stosunkowo dużej sali parafialnej, która ma też niewielką scenę. Miasto nie posiada ani miejsc odpowiednio dużych, aby pomieścić wielkie zespoły, ani też zabytkowych wnętrz o charakterze świeckim. To w znacznym stopniu determinuje charakter Festiwalu; nie chcę powiedzieć, że ogranicza – raczej pobudza wyobraźnię. Wprawdzie nie miałoby sensu porywanie się choćby na okazałe produkcje operowe (pominąwszy nawet ich koszty), ale można było doprowadzić do wykonania „Verklärte Nacht” Schönberga na instrumentach z historycznym ostrunowaniem.

Myślę zatem, że Festiwal musi zachować swój kameralny charakter, ale za to może proponować wydarzenia, które nie mają miejsca gdzie indziej. Skondensowanie koncertów w pięciu dniach powoduje, że Stary Sącz nadal jest miejscem spotkań. Są to zarówno spotkania artystów z innymi artystami, jak i artystów z publicznością, nie tylko podczas koncertów, ale i w ogródku festiwalowym przed koncertami.

Czego poszukuje Pan, układając programy?

Nade wszystko chyba balansu i oryginalności. Jest to skomplikowana układanka. Zastanawiam się nad ideą przewodnią, wokół której można zogniskować repertuar. Staram się, żeby ta myśl była niejedno­znaczna, skłaniająca do różnych interpretacji lub przynajmniej do refleksji nad jakimś pojęciem. Szukam rozwiązań nieoczywistych, unikam więc włączania Festiwalu w trasy koncertowe artystów.

Próbuję wyważyć pomiędzy różnymi epokami, różnymi rodzajami muzyki, różnej wielkości zespołami polskimi i zagranicznymi. Często nakłaniam wykonawców do przygotowania konkretnych pozycji. Mam nadzieję, że w efekcie powstaje ciekawy tygiel, zróżnicowany, ale jednocześnie spójny. Bronię się natomiast przed synkretyzmem. Wbrew pozorom takie ortodoksyjne podejście nie zacieśnia granic, a jedynie stymuluje do nowych poszukiwań.

Jak Pan zatem ocenia obecną kondycję Festiwalu? I do czego chciałby Pan dążyć?

Obecny kształt Festiwalu uważam za z grubsza optymalny, biorąc pod uwagę charakter i możliwości Starego Sącza. Mam natomiast na najbliższe lata wiele planów repertuarowych, związanych z kolejnymi hasłami przewodnimi, które czekają w kolejce na realizację. Chciałbym, aby Festiwal w Starym Sączu miał szerszy rezonans – w tym roku wybrane koncerty będą już transmitowane przez Program Drugi Polskiego Radia – ale to też praca na kilka kolejnych lat. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2017